Co tak naprawdę powiedział szef Apple? Prawda jest ponura
Szef Apple zapowiedział w wywiadzie telewizyjnym produkt, bez którego nie będziemy mogli żyć. Pod tą piarową nowomową kryje się ponura prawda o celach wielkich korporacji.
Tim Cook udzielił na początku maja wywiadu telewizji CNBC. Podczas rozmowy z Jimem Cramerem padły zapowiedzi ekscytujących (a jakże) produktów. Szef Apple dał do zrozumienia akcjonariuszom, że nie powinni martwić się najsłabszymi wynikami firmy od 13 lat. Wywiad miał pokazać odbiorcom, że koncern ma asa w rękawie.
W wystąpieniach prezesów wielkich firm, szczególnie technologicznych, zawsze padają piękne słowa. Ich rolą jest „opakowanie” rzeczywistości, nawet tej niezbyt ekscytującej, w piękne pazłotko. Chodzi o to, by słuchacze nie mieli wątpliwości, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. A jeżeli jest źle, to jest dobrze. Właśnie tak można interpretować jedną z obietnic Cooka, która padła w wywiadzie. Ma ona jednak drugie dno. W gruncie rzeczy pokazuje ponurą prawdę o celach, jakie stawiają sobie wielkie korporacje.
„Chcemy dać ci rzeczy bez których nie będziesz mógł żyć, o których dziś nawet nie wiesz, że ich potrzebujesz. Spojrzysz wstecz i uświadomisz sobie: jak mogłem żyć bez tego?” – powiedział szef Apple. Na pozór nic nadzwyczajnego. To Steve Jobs nauczył swojego następcę, że słowo „amazing” i jego wszelkie synonimy mają być kluczowe w języku Apple. Można by więc przejść łatwo do porządku dziennego i stwierdzić, że mamy do czynienia z prężeniem muskułów i zaklinaniem rzeczywistości, czarowaniem jej. Zwłaszcza w sytuacji, gdy konkurencja jest bardzo silna. To zbyt proste. Uwierzmy Cookowi i pomyślmy, co znaczą jego słowa.
Bez czego nie możemy żyć? Bez wody, powietrza, pożywienia, wydalania – słowem odżywiania ciała i czynności fizjologicznych, jeżeli patrzymy przez pryzmat biologicznego przetrwania. Gatunkowo rzecz ujmując dodamy reprodukcję. Gdy uwzględnimy psychologię, być może dopiszemy do tej listy relacje z innymi ludźmi. Oczywiście w dzisiejszych czasach trudno funkcjonować bez prądu, samochodu, pracy zarobkowej. Prawda jest taka, że bez tych rzeczy dałoby się przeżyć. Z trudem, zwłaszcza gdy ktoś jest mieszczuchem z krwi i kości, nieodróżniającym siana od słomy i kury od koguta, ale jednak. Gdy przyjrzymy się piramidzie potrzeb Maslowa tylko u jej podstawy znajdziemy te czynniki, od których zależy nasze biologiczne życie. Wyżej zaś będą potrzeby, które – w ogromnym uproszczeniu – odróżniają nas od zwierząt.
Jeżeli potraktujemy słowa Tima Cooka poważnie dowiemy się, że jego firma chce stworzyć produkt, który wpisze się w najważniejsze życiowe potrzeby.
Jasne, zdroworozsądkowo powinniśmy ująć tę deklarację w cudzysłów. Jeśli dobrze się zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że w pewnym sensie amerykańska firma dostarczyła nam już takie urządzenie. I robi to nadal. Razem z licznymi konkurentami.
W 2015 roku producenci sprzedali 1432,9 mln smartfonów - wynika z danych IDC. W stosunku do roku 2014 nastąpił wzrost o 10 procent. Samsung, Apple, Huawei, Lenovo i Xiaomi podzielili między siebie rynek. W biedniejszych częściach świata powstają urządzenia sprzedawane za kilkanaście złotych w przeliczeniu. Cel jest oczywisty. Nieważne, czy mieszkasz w nowojorskim drapaczu chmur, brazylijskich fawelach czy w slumsach Kalkuty. Powinieneś posiadać smartfon.
Każda z firm funkcjonujących na rynku chce odkryć świętego Graala. Tim Cook nazwał ten cel bez ogródek. Tłumacząc jego słowa z piarowego bełkotu na nasze i biorąc pod uwagę sytuację rynkową, można bez dużej nadinterpretacji powiedzieć, że szef Apple chce mieć w swoim portfolio urządzenie, które całkowicie uzależni użytkowników od firmy. Nie chodzi nawet o dość pojemną kategorię produktową, jaką są smartfony, ale konkretny model, który ma wywołać przemożną chęć posiadania. Niby truizm. Walka gigantów trwa przecież od lat. Ale, co istotne, nazwany po imieniu.
Gdy byłem parę lat temu w Berlinie w U-Bahnie zaskoczył mnie widok ludzi masowo wpatrzonych w smartfony. W Polsce królowały wtedy nadal ficzerfony. Nie minęło wiele czasu i podobne obrazy da się zobaczyć w naszej komunikacji miejskiej, pociągu czy kawiarni. Mimo że sam dość intensywnie używam smartfona, nadal niektóre obserwowane sceny przemawiają do mnie wyjątkowo mocno. Dość często przyglądam się na przykład dzieciakom jadącym małymi grupami ze szkoły do domu. Niby są razem, ale w rzeczywistości osobno. Wszyscy wpatrują się w ekrany. Prawie nie zamieniają ze sobą słowa. A jeśli już, burczą coś o tym, co widzą w swoich gadżetach.
Ten pojedynczy obrazek dość dobrze pokazuje już dziś o czym mówi Cook. Trudno nawet wyobrazić sobie, jaki musiałby być nowy iPhone, by jeszcze bardziej uzależniać użytkowników.