Po godzinie spędzonej z HoloLens nie mam żadnych wątpliwości: Microsoft zmieni świat
Pisałem aplikacje na HoloLens, biegałem po pokoju i wspólnie z kolegami strzelałem do latających robotów, a potem usiadłem do pracy, mając przed sobą okna zarówno na monitorze, jak i… poza nim. Gogle holograficzne Microsoftu mogą okazać się rewolucją na miarę laptopa czy smartfonu. Jak zawsze, jest tylko jeden problem. A nawet dwa.
Gdy po raz pierwszy miałem gogle HoloLens na głowie, a właściwie, to ich prototyp… miałem duże wątpliwości. Rozumiałem, że urządzenie z którym obcuję, to niespotykana wcześniej nowoczesna technika rodem z filmów science-fiction. Doceniałem zaawansowanie techniczne i możliwości, jakie zapewniają. Jednak ów prototyp był relatywnie ciężki, niewygodny, trudny w obsłudze, a hologramy nie wyglądały tak, jak sobie to wyobrażałem. Dziś miałem okazję spędzić z deweloperską edycją gogli przez okrągłą godzinę, i… jestem wgnieciony w podłogę. Większość (nie wszystkie!) wad została wyeliminowana, a możliwości, jakie zapewniają te gogle, są wręcz niewyobrażalne.
Przygodę z goglami zacząłem od… pracy. Build to konferencja dla programistów, więc by móc obcować z hologramami musiałem najpierw je sobie napisać. Na szczęście, bo programista ze mnie lichy, okazało się to banalnie proste. Budowanie obiektów w Unity, dzięki wtyczkom Microsoftu, definiowanie ich właściwości fizycznych i funkcyjnych zajęło relatywnie krótką chwilę, całość przeniosłem do Visual Studio, by tam ostatecznie skompilować projekt i przez Wi-Fi przenieść go jako uniwersalną aplikację do HoloLens. I wtedy rozpoczęła się zabawa.
[gallery columns="2" link="file" size="large" ids="488526,488527"]
HoloLens są lekkie i wygodne, choć nadal nie jest to urządzenie w pełni mobilne
W porównaniu do prototypu zmieniło się właściwie wszystko. Gogle łatwo się zakłada i nosi na głowie, dostosowanie ich do rozmiaru naszego czerepu jest banalnie proste (raptem jedno pokrętełko), a hologramy są jasne i wyraźne. Nadal występuje problem związany z ograniczonym polem widzenia hologramów (te znikają z niego bliżej, niż pole widzenia się kończy), ale… wiecie co? Nie przeszkadza to właściwie wcale.
HoloLens są też bardzo proste w obsłudze: posiadają pięć przycisków sprzętowych (jaśniej/ciemniej, ciszej/głośniej i zasilanie) oraz jeden port microUSB do ładowania akumulatora i podłączenia w trybie pamięci masowej. Przed pierwszym użyciem gogli, poza dopasowaniem ich do głowy, musimy je skalibrować, najpierw zamykając jedno oko i umieszczając palec wskazujący w kilku wskazanych przez gogle miejsc w przestrzeni, a potem powtarzając czynność dla drugiego oka.
HoloLens obsługujemy za pomocą gestów i poleceń głosowych. Owe gesty to „spójrz” (czyli poruszanie kursorem, który znajduje się tuż przed nami, coś jakby laserowy wskaźnik), „kliknij” (ruch palcem wskazującym w polu widzenia gogli) oraz „rozkwit” (to moje marne tłumaczenie słówka „bloom”, ów gest przypomina wyprostowanie palców z zaciśniętej pięści, ów gest służy do wywołania interfejsu Windows 10 (który w trybie holograficznym ogranicza się właściwie do wyświetlanego przed naszymi oczyma Menu Start)). Nie było żadnego problemu z rozpoznawaniem tych gestów czy poleceń głosowych do Cortany.
[gallery link="file" columns="2" size="large" ids="488530,488531"]
Niestety, przynajmniej na razie, nie jest to urządzenie takie, jak smartfon czy tablet, które możemy nosić zawsze przy sobie. Wymiary HoloLens widać na zdjęciu, nawet w plecaku zajmują więcej miejsca niż cieniutki iPad. Noszenie ich non-stop na głowie jest również wykluczone: chociaż są lekkie, to nadal dość spore, a ich akumulator wystarcza ponoć na raptem dwie do trzech godzin ciągłej pracy. HoloLens będziemy używać w domu i w pracy, a pomiędzy tymi dwoma miejscami przeniesienie ich nie jest większym problemem. Nie będą nam jednak zawsze i wszędzie towarzyszyć, do tego celu są nadal zbyt niewygodne.
Ale jak te HoloLens właściwie działają?
Fe-no-me-na-lnie. Pierwsza rzecz, która mnie ucieszyła, to możliwość rozstawiania okien aplikacji gdzie tylko się da. Bawiąc się goglami od razu przygotowałem sobie „miejsce pracy”. Po prawej stronie biurka okno przeglądarki, po lewej przeglądarka zdjęć, na środku edytor tekstu i… mógłbym tak dalej rozstawiać sobie przestrzeń roboczą, ale nie miałem zbyt wielu zainstalowanych aplikacji. Wszystko jest ostre, jasne, czytelne i wyraźne.
[gallery link="file" columns="2" size="large" ids="488532,488533"]
Takie rozstawianie jest możliwe z uwagi na to, że gogle cały czas, bez przerwy, mapują otaczające je pomieszczenie. Jest to nawet wizualizowane: jeżeli nie mamy otwartej jakiejkolwiek aplikacji, ściany, biurko, krzesło, ludzie i wszystkie obiekty naokoło raz na kilkanaście sekund na chwilę pokrywane są siatką wireframe. Gogle rozumieją również przestrzeń akustyczną: każda aplikacja brzmi w odpowiedni sposób, a zatem jeżeli znajduje się po lewej stronie, dźwięk będzie również pochodził z tamtej strony.
Widziane przez nas aplikacje można współdzielić. Oznacza to, że jeżeli umieszczę jakąś aplikację w danym miejscu, mogę ją skonfigurować tak, by inni posiadacze również ją widzieli. Synchronizacja danych między goglami użytkowników jest perfekcyjna: wszyscy widzą dokładnie ten sam hologram w tym samym miejscu, w tym samym stanie, pozycji, i tak dalej. I tak samo pięknie ów hologram się wpasowuje w „realną rzeczywistość”, a więc nie ma najmniejszych błędów perspektywy, a jeżeli jakiś fizyczny obiekt znajduje się na linii wzroku pomiędzy mną, a hologramem, przysłania go tak, jakby ten był również realnym obiektem.
Zabawy i radochy było przy tym co niemiara. Nie marnowaliśmy czasu z innymi zaproszonymi pismakami na zabawę w kodowanie, wykorzystując gotowe przykładowe aplikacje Microsoftu. Wkrótce każdemu z nas towarzyszył mały latający robocik, stawialiśmy na stolikach i podłodze różne holograficzne obiekty, przesuwaliśmy je sobie wzajemnie. Chaosu i frajdy było w tym co niemiara. Potem dokompilowaliśmy sobie aplikację do strzelania czymś w rodzaju plazmowych kulek i… no właśnie, strzelaliśmy wszyscy do siebie, do naszych latających towarzyszy czy do budowli, z którymi związany był pewien easter egg: po zniszczeniu jednej z nich (akurat ktoś ją postawił na stole) nastąpiła wielka eksplozja, po której pozostała gigantyczna wyrwa i dół, w którym znajdował się „magazyn latających robotów piętro niżej”.
Raz jeszcze: wszystko było renderowane bez najmniejszych błędów w perspektywie, a owa dziura w stole, sięgająca do „piętra niżej” wyglądała pod względem owej perspektywy bardzo realistycznie i gdyby nie kreskówkowa estetyka tych hologramów, byłaby nieodróżnialna dla umysłu od prawdziwej.
Nigdy żaden gadżet nie zrobił na mnie takiego wrażenia
Ani komputer osobisty, ani smartfon, ani tablet. Choć oczywiście te są potężniejsze i zapewne użyteczniejsze, HoloLens wiele zyskuje dzięki swojej… widowiskowości. I tu dochodzimy do sedna sprawy. HoloLens zmieni świat, tego jestem pewien. Ale nie zrobi tego ani dziś, ani jutro. Po pierwsze, problemem są jego wymiary, a co za tym idzie, poręczność. Po drugie, problemem jest też ich cena. Co prawda znamy tylko cenę zestawu deweloperskiego (trzy tysiące dolarów), ale edycja rynkowa najprawdopodobniej nie będzie znacząco tańsza. No cóż, rewolucje zaczynają się od najbogatszych, nie zapominajmy ile kosztowały pierwsze PDA (przodkowie smartfonów) czy Tablet PC (przodkowie tabletów).
Ostatni problem wart jest szczególnego zaznaczenia, wszak ten tekst to część relacji z Build, a więc konferencji dla programistów. Żaden komputer nie jest użyteczny bez odpowiedniego oprogramowania. Microsoft zapewnił sprzęt (HoloLens) i platformę operacyjną (Windows 10 i jego aplikacje UWP). Teraz pałeczkę przejmują programiści i to oni teraz będą przełamywać kolejne granice, znajdując dla tych gogli kolejne użyteczne zastosowania. Choć, patrząc na to ile firm już nad tym pracuje, widząc konkretne projekty (tu sporo przykładów), jestem dziwnie spokojny. HoloLens pierwszej generacji to awangarda rewolucji, przejście do świata prawdziwie osobistego, prawdziwie wielozadaniowego komputera. To może stać się najważniejszy projekt Microsoftu od czasu Windows, chmury czy nawet… nawiązania współpracy z firmą IBM celem wprowadzenia komputera PC na rynek masowy.