Bajki Pana Zuckerberga
Mark Zuckerberg w otwierającym przemówieniu na konferencji F8 opowiadał o misji Facebooka na kolejne 10 lat. Głodny kawałek gonił głodny kawałek, Zuck rzucał hasłami niczym Bernie Sanders w trakcie prawyborów prezydenckich w Stanach. Łączenie ludzi, budowanie mostów a nie murów (suck it,Trump!), dawanie ludziom głosu i globalne społeczeństwo… Prawie uwierzyłam!
Facebook jest jednym z niewielu podmiotów w branży technologicznej, który może faktycznie operować miliardami w odniesieniu do liczby aktywnych użytkowników. 1,59 miliarda osób - tyle używa Facebooka. 2 miliardy - tyle jest użytkowników internetu. Zuck opowiedział, dlaczego pozostałe 4 miliardy ludzi nie korzysta z sieci.
Miliard nie ma takiej możliwości, miliarda nie stać, dwa miliardy ma możliwość, ale nie chce lub nie czuje potrzeby na podłączenie do sieci.
Zuck rzuca statystykami o tym, że na 10 biednych osób, które dostają dostęp do sieci, jedna z nich wychodzi z biedy dzięki dostępowi do informacji i edukacji.
Nic dziwnego, że Facebook tak często mówi o podłączeniu wszystkich do sieci - przyrost użytkowników serwisu zwolnił już dawno, a obecny rynek nasycił się na tyle, że trzeba aktywnie tworzyć nowy. Dlatego w różnych częściach świata Facebook próbuje dostarczyć darmowy internet we współpracy z lokalnymi operatorami.
Taki projekt został niedawno oficjalnie zabroniony w Indiach. Całkiem słusznie: Facebook chciał podłączyć ludzi, których nie stać na internet do wybranych przez siebie stron i usług, w tym oczywiście Facebooka. Zuckerberg mówił pięknie i kwieciście o tym, że dzięki takiemu dostępowi szanse na poprawę bytu zwiększą się. Tymczasem regulatorzy uznali, że taki dostęp zakłóca neutralność sieci, bo pozwala dostawcy na stworzenie własnej, ograniczonej wersji internetu i zamiast otwierać nowe możliwości, zmusza ludzi do nauczenia się i poruszania w sieci, w której nie ma wolności.
Indie zakazały oferowania darmowego internetu z ograniczonym dostępem, jednak Zuckerberg próbuje swoich sił w kolejnych 29 krajach. Na F8 mówił o satelicie, która podłączy subsaharyjską Afrykę do sieci, o dronie, który dostarczy internet z powietrza, o całej gamie urządzeń mającej służyć tworzeniu nowych użytkowników Facebooka.
Nie ufam ludziom, którzy naginają i dopasowują statystyki do własnej tezy i dla własnych korzyści.
Ostatnio pisałam o tym, że internet i technologie nie są pięknym, idealistycznym i cudownym rozwiązaniem problemów świata, a czasem nawet je pogłębia i tworzy nowe. Tymczasem Zuck górnolotnymi, infantylnymi hasłami o jedności, o tym, że wybranie nadziei zamiast strachu wymaga odwagi próbuje wepchnąć wszystkim zamknięty ogródek Facebooka.
Na konferencji nie powiedział jednak, że razem z naprawianiem świata i dostarczeniu możliwości (czyt. Facebooka) w każdy zakątek świata buduje też lekkie, niezasobożerne wersje reklam. Ta informacja nie sprzedałaby się już tak dobrze przy idealistycznych bajkach.
Nie mam pretensji do Zuckerberga. Facebook to jego firma, celem firmy jest maksymalizowanie zysków i jeśli wymaga to tworzenia nowych rynków, jeśli możliwe jest wycinanie konkurencji, to firma to robi. Czysty pragmatyzm.
Jestem za to zła na media. Media, dziennikarzy, blogerów, z których większość rzuca się na każdy ochłap informacji rzuconej przez Zuckerberga i bezmyślnie wierzy w te bajki albo przynajmniej nie obnaża ich bezpodstawności. Media, które piszą peany o każdej nowości - botach w Messengerze, okularach VR, internecie z dronów i krytykują tylko wtedy, gdy Facebook im się znudzi.
Pamiętacie wizje z science-fiction o globalnych korporacjach, które zaczęły rządzić światem? Czy nie były straszne i przerażające? Dlaczego te, które mają - malutkie bo malutkie, ale jednak - szanse na spełnienie w rzeczywistości tak uwielbiamy?
*Grafika na stronie głównej: DonkeyHotey, CC BY 2.0