Fullscreen, czyli jak najeść się okruchami
Jeśli lubisz HBO Go lub Netflixa, pewnie jesteś... oldboyem. Z takiego założenia wyszli twórcy serwisu Fullscreen, który startuje już w kwietniu. Co w ofercie? Płatna subskrypcja, tony materiałów, znani twórcy z YouTube’a i dostęp do bazy 100 mln klientów dzięki wsparciu sieci AT&T. Czy to wystarczy do stworzenia hitu?
Fullscreen Media to duża grupa medialna, która dobrze odnajduje się we współczesnym internecie. YouTube i inne profile społecznościowe Fullscreena subskrybuje łącznie 600 mln odbiorców. Teraz Fullscreen chce wykroić sobie kawałek wielkiego tortu wideo online.
Już 26 kwietnia wystartuje nowy serwis VOD o nazwie Fullscreen. Będzie to serwis skierowany do młodszych odbiorców, który dostarczy ekskluzywne treści wideo w cenie 4,99 dol. miesięcznie.
Fullscreen w momencie startu będzie zawierał 800 godzin materiałów, w tym pojedyncze materiały w dłuższym formacie, oraz serie przygotowane z gwiazdami YouTube’a i innych serwisów społecznościowych. Fullscreen tworzy siatkę talentów, która obejmie 75 tys. twórców z YouTube’a, generujących łącznie 5 mld wyświetleń filmów miesięcznie.
Nie bez znacznie jest też współpraca z wytwórniami Warner Bros. TV, Sony, MTV i kilkoma innymi dostawcami treści.
Start platformy ułatwi AT&T
Właścicielem Fullscreen jest Otter Media, spółka joint venture utworzona przez AT&T i Chernin Group. To właśnie AT&T może być kluczem do sukcesu. Ten amerykański gigant telekomunikacyjny dołączy subskrypcję Fullscreen do swoich planów taryfowych telefonii komórkowej. To oznacza, że już na starcie Fullscreen będzie mógł dotrzeć do stumilionowej (!) bazy klientów AT&T.
Netflix dla rodziców, Fullscreen dla dzieci?
Jeśli chodzi o treści, Fullscreen będzie celował w młodszych odbiorców, w tym głównie w tzw. pokolenie millenialsów urodzonych już w XXI wieku. Plan jest taki, by zabrać część użytkowników serwisom takim jak Netflix czy Hulu, a także zachęcić do subskrypcji osoby, dla których duże serwisy streamingowe oferują zbyt poważne treści.
Serwis dla osób wychowanych w świecie mediów społecznościowych
Pomysł faktycznie jest ciekawy. Nigdy nie patrzyłem na Netflixa w kategoriach usługi dla osób… dojrzałych? Gdyby się nad tym zastanowić, Netflix faktycznie pozycjonuje się na usługę dla osób dorosłych, które po dniu pracy siadają z kieliszkiem wina na kanapie, włączają na swoim monstrualnym telewizorze ulubiony serial i odpływają (słynne „Netflix and chill”).
Patrząc na statystyki serwisu, faktycznie tak to może wyglądać. W Stanach, czyli na pierwotnym rynku Netfliksa, usługa jest najpopularniejsza w godzinach wieczornych, gdzie generuje ponad 1/3 ruchu w całym amerykańskim internecie.
To, co lubią rodzice, nie zawsze podoba się zbuntowanym nastolatkom. Dla nich faktycznie Netflix może być zbyt ociężały, poważny, a może nawet nudny. To tak jak z mediami społecznościowymi, gdzie Facebook czy Twitter są zbyt poważne, no i – przede wszystkim – są na nich rodzice! Nic dziwnego, że młodzież woli rozmawiać i śledzić ulubieńców na Snapie.
Pomysł jest, tylko że Fullscreen wcale nie jest pierwszy
Fullscreen chce wyciągnąć z kieszeni millenialsów (lub ich rodziców) 4,99 dol. miesięcznie. Zarabianie na młodym pokoleniu może być dobrym i przyszłościowym pomysłem na biznes, ale ta nisza jest już od dawna zagospodarowana. Co robi młodzież przyklejona do smartfonów? Oczywiście ogląda YouTube’a. Dotychczas zapłatą była w jakimś sensie prywatność (reklamy), ale YouTube coraz śmielej zaczyna zerkać z portfeli reklamodawców bezpośrednio na portfele widzów.
W Polsce płatnego YouTube’a Red jeszcze nie mamy, ale w Stanach usługa już działa. Kosztuje 10 dol. miesięcznie i przynosi szereg korzyści, o których szerzej pisałem w innym tekście.
YouTube ma tak naprawdę wszystko. Ogromną rozpoznawalność, oddanych twórców, potężną infrastrukturę, czy w końcu aplikacje na wszystkie możliwe systemy (ok – na liczące się systemy. Sorry, użytkownicy Windows Phone). A co ma Fullscreen? Zaangażowanie i wsparcie giganta telekomunikacyjnego. To dużo, ale za mało, by przyćmić YouTube’a.
Baza 100 mln potencjalnych użytkowników Fullscreena robi wrażenie, ale to tylko ułamek użytkowników YouTube’a, z którego korzysta… miliard internautów. Miliard! To ogromny tort, z którego będzie można najeść się nawet okruchami. I chyba o to właśnie chodzi twórcom Fullscreena.