REKLAMA

Wojewódzki do Facebooka: „mam was w dupie”, czyli festiwal banowania trwa w najlepsze

Kochani koledzy z facebooka. Na wstępie swego listu chce wam powiedzieć, że mam was w dupie – grzmi na Facebooku samozwańczy „Król TVN”, czyli Kuba Wojewódzki. Showmenowi puściły nerwy, bo jego strona społecznościowa po raz kolejny została zablokowana. Po zdjęciu blokady Wojewódzki postanowił powiedzieć, co o tym myśli.

Kuba Wojewódzki - Król TVN - zbanowany na Facebooku
REKLAMA
REKLAMA

To nie pierwszy raz, kiedy z Facebooka znika lub jest blokowana strona popularnej i znanej osoby. Kuba Wojewódzki jest prawdziwym weteranem takich przygód, więc po zdjęciu kolejnej blokady wysmarował soczystego posta, w którym dzieli się swoimi przemyśleniami na temat „fejso kiboli”:

Nie tylko Kuba „Król TVN” Wojewódzki ma problemy z prowadzeniem swojej strony na Facebooku. Podobne przeboje ma Krzysztof Stanowski z serwisu Weszło, który aktywnie działa na fejsie i Twitterze.

Bany na Facebooku

Stanowski jest znany z tego, że nie przebiera w słowach, często przeklina i wchodzi w przepychanki słowne z wulgarnymi komentującymi. Ci zaś zgłaszają jego profil jako szerzący nieodpowiednie treści (lub coś innego w podobnym stylu – na Facebooku można wybrać jeden z kilku powodów zgłoszenia profilu), za co w odwecie Facebook blokuje stronę Stanowskiego na kilka dni. Smaczku sprawie dodaje fakt, że Stanowski prowadzi serwis Weszło, gdzie wykorzystywany jest system komentarzy Facebooka i zdarza się, że redaktor nie może komentować i rozmawiać z czytelnikami na łamach własnego serwisu… Ot, uroki oddania treści i usług w cudze ręce.

Znany z pojawiania się i znikania z Facebooka jest też Zbigniew „coś się zepsuło i nie było mnie słychać” Stonoga. Jego wypowiedz są pełne emocji, wulgaryzmów i obrażają wiele osób, w tym nawet widzów Stonogi. Nie dziwi więc fakt, że i jego strona na Facebooku lubi być blokowana i regularnie znika.

W takiej wojence między Facebookiem, użytkownikami a Stonogą, nasz bohater stracił na zawsze jeden z większych fanpage’y w Polsce. Był to profil, który zebrał ponad pół miliona fanów (ponad 520 tys. „lubię to”). W jego miejsce Stonoga założył nowe konto, w którego adresie URL możemy przeczytać wyznanie miłości wobec założyciela Facebooka, czyli Marka Zuckerberga - „zbigniewstonoga.ilovezuckerberg”. Jednak nowe konto ma tylko 117 tys. lajków i zapewne nie uda mu się szybko powtórzyć sukcesu, jaki odniósł poprzedni profil.

Weteranką w znikaniu z Facebooka jest też Miriam Shaded, która aktywnie komentuje sprawy związane z problemem imigracyjnym oraz zagrożeniami związanymi z napływem ludności wyznania islamskiego do Europy.

Miriam często cytuje fragmenty Koranu i wypowiedzi przywódców islamskich. Często treści te nacechowane są agresją lub bardzo kontrowersyjnymi tezami. I dla Facebooka jest to wystarczający powód, aby zablokować konto Miriam.

Nasza bohaterka próbowała przenieść się na Twittera, a również zachęcała do migracji na platformę WeChat, które są bardziej liberalne pod względem cenzury i ingerowania w treści użytkowników. Jednak akcje te nie zakończyły się wielkim sukcesem. Polacy w nosie mają WeChat, a na Twitterze obserwuje Miriam kilka razy mniej osób niż na Facebooku. Dlatego Shaded wciąż korzysta z serwisu Marka Zuckerberga, bo zapewnia on jej kontakt z odbiorcami i fanami, jakiego nie są w stanie zagwarantować inne platformy.

Przeboje z Facebookiem miał ostatnio również bloger Paweł Opydo, który został zablokowany na Facebooku za… nazwisko. Serwis uznał, że konto blogera jest „niezgodne z zasadami dotyczącymi imion i nazwisk”. W wyjaśnieniu sprawy nie pomógł fakt, że Opydo miał podpiętą do konta Facebooka kartę kredytową. Z jakichś względów dla Facebooka nie było to wystarczający argument do uwierzytelnienia danych użytkownika.

Skazani na Facebooka

Te i wiele, wiele innych przykładów sprawiają, że sama nasuwa się smutna refleksja dotycząca Facebooka. Zakładając konto i akceptując regulamin serwisu społecznościowego stajemy się częścią cyrku Marka Zuckerberga.

Bierzemy udział w zabawie, gdzie gospodarzem jest ktoś inny. I nieważne, czy zbudujemy wokół siebie społeczność kilku tysięcy, czy setek tysięcy odbiorców, ktoś w biurze Facebooka zawsze będzie mógł zakończyć naszą internetową karierę jednym kliknięciem. A nam pozostanie złożenie wyjaśnień i liczenie na pozytywne rozpatrzenie sprawy. Co - jak pokazują powyższe przykłady - nie zawsze kończy się po myśli użytkowników.

W tym kontekście warto rozważyć swoją obecność na Facebooku oraz skalę działań tam prowadzonych. Szczególnie teraz, gdy serwis uruchamia własną platformę wydawniczą – Instant Articles - z której będą mogły korzystać wielkie serwisy, ale również wydawcy i blogerzy wykorzystujący do tej pory WordPressa.

Serwisy pokroju National Geographic, który od jakiegoś czasu już testuje facebookowe Instant Articles, oraz inni gracze pokroju BBC, Routers, czy nawet Onetu, nie muszą się obawiać niespodziewanych blokad na Facebooku. Należą one zwykle do dużych grup wydawniczych, które wydają na reklamy u Marka Zuckerberga spore pieniądze, więc nie zostaną odcięte z powodu pojedynczych kontrowersyjnych treści lub buntu czytelników.

REKLAMA

Jednak wszyscy mali, którzy tak naprawdę tworzą siłę Facebooka, mogą czuć się zagrożeni i niepewni tego, czy ich konto następnego dnia będzie jeszcze aktywne.

I to jest trochę smutne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA