REKLAMA

Nawet na związek na odległość jest teraz aplikacja i gadżet. Ale nie taki, o jakim myślisz

Serwis crowdfundingowy Kickstarter przynosi światu równie dużo hitów, co projektów rozczarowujących. Opaska z dodatkowym modułem wkładanym pod poduszkę od Little Riot o nazwie Pillow Talk skierowana do par pozostających w tzw. “związku na odleglość” zaliczam zdecydowanie do tej drugiej grupy.

Pillow Talk to jeden z gorszych pomysłów z Kickstartera
REKLAMA
REKLAMA

Technologia ubieralna jest na topie. Premiera Apple Watcha nie odbiła się negatywnie na innych firmach działających na tym rynku. Przedstawiciele Fitbita i Pebble stwierdzili nawet, że premiera zegarka od Apple’a zbiegła się w czasie ze zwiększeniem sprzedaży ich produktów.

Jednym z prekursorów współczesnych inteligentnych zegarków - bo pamiętajmy, że idea komputera na nadgarstku wcale nie jest nowa - jest Pebble. Firma sfinansowała w serwisie Kickstarter swój pierwszy hitowy smartwatch, a potem na tej samej platformie sprzedawała jego kolejną wersję.

Sam Kickstarter i pochodne serwisy do społecznościowych zbiórek to świetna idea, a sukces osiągają w nich również Polacy - wystarczy wymienić chociażby Sher.ly, Husariona i Wooleta. Nie wszystkie projekty crowdfundingowe do mnie przemawiają i nie chodzi mi tylko o sałatkę ziemniaczaną.

Londyńska firma Little Riot wspierana przez Telefonikę wpadła na pomysł kolejnego gadżetu ubieralnego dla jasno określonej grupy docelowej.

Kierują oni swój produkt dla par, które pozostają w długodystansowym związku.

Twórcy nawet sami proponują, by zainteresowali się ich produktem wojskowi, którzy przebywają bardzo długo na misji poza domem. Dzięki zestawowi dwóch opasek na rękę i głośników "do poduszek" takie osoby mogą… słuchać swojego bicia serca.

Gadżet nazwany został Pillow Talk. Nie da się jednak przez niego rozmawiać, a jego funkcja to przesyłanie bicia serca do partnera - opaska na rękę rejestruje rytm, transferuje jego zapis do aplikacji i wysyła prosto do niewielkiego głośnika innej osoby na drugim końcu świata.

Przyznam, że nie wyobrażam sobie zakupu takiego urządzenia. Samemu będąc na wyjeździe służbowym po prostu dzwonię do bliskich, czasem z użyciem wideorozmowy i życzymy dobrej nocy. “Wysyłanie sobie bicia serca”, o którym w wydaniu Little Riot przeczytałem w Business Insiderze, wygląda mi na coś skierowanego do... nastolatków.

REKLAMA

Podobnej funkcji w Apple Watchu - wysyłania rytmu serca z zegarka na zegarek - użyłem ze dwa razy przygotowując się do recenzji tego urządzenia. Płacenie sporych pieniędzy za dodatkowy gadżet noszony na ręku służący tylko do tego wydaje mi się po prostu kuriozalny.

Sztucznie generowane bicie serca z pewnością nie zastąpiłoby mi radości z przebywania w towarzystwie bliskiej osoby.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA