Mimo pakietu Internet w roamingu może sporo kosztować. Jeśli nie wiesz o jednym haczyku
Myślisz, że masz pod kontrolą wydatki na roaming danych? Mylisz się. Istnieje jeden, znany niektórym problem, z którym trudno sobie poradzić. A to może sporo kosztować.
Szykujesz się na zagraniczny urlop, ale chcesz mieć nadal dostęp do Internetu w pewnej formie? Większość operatorów oferuje paczki danych do wykorzystania za granicą, w coraz to atrakcyjniejszych cenach. Kupujesz, zakładasz sobie limit i wydaje ci się, że jesteś na wszystko przygotowany. Jesteś w błędzie.
Wybywając na urlop, jako rasowy internetowy narkoman, zadbałem o to, by kupić sobie roamingowe paczki danych. Po pierwsze, w celach praktycznych: komunikacja mailowa z najbliższymi, recenzje miejsc i knajp w TripAdvisorze, dostęp do witryn umożliwiających wynajem samochodu, i tak dalej. A po drugie, wyjazd bez chwalenia się foteczkami na Fejsbuczku i Instagramiku przecież nie ma sensu…
Nie doszacowałem swojej konsumpcji danych. W ostatnich dniach urlopu zbliżam się do niebezpiecznej granicy kilkudziesięciu megabajtów. Wiedziałem, że wykupiony pakiet Travel&Surf UE w mojej sieci T-Mobile zdecydowanie mi nie wystarczy. Dokupiłem, wszystko gra. W teorii.
Internet się popsuł
Wczoraj wieczorem telefon przestał reagować na połączenia z Internetem. Niezależnie od sieci, którą wybrałem czy formy transmisji (2G, 3G, 4G) Internet przestał działać. Restartowanie telefonu, przelogowywanie się i tym podobne nie pomagały. Inna karta SIM, również w T-Mobile działała, więc to nie wina telefonu. A SMS od T-Mobile i moja pamięć jasno mi dawały do zrozumienia, że mam jeszcze co najmniej 300 MB zanim Internet zostanie odcięty. Poddałem się i zadzwoniłem do Biura Obsługi Abonenta.
W tym momencie dygresja, ale również bardzo ważna. Apeluję do T-Mobile i, jak sądzę, konkurencyjnych sieci. Proszę, udostępnijcie osobom w roamingu osobny numer. Czy naprawdę uważacie, że osoba, która płaci niemałe pieniądze za połączenie chce wysłuchiwać automatycznych reklam i „audiotele” każące wciskać kolejne przyciski, by dokopać się do połączenia z konsultantem? Rozumiem sens tego rozwiązania w krajowych połączeniach, ale moje odbyte dwie rozmowy z konsultantami to koszt około 20 złotych. Załatwilibyśmy to za 5 złotych, bez frustracji z mojej strony. Wracając jednak do meritum.
Pierwszy pan, bardzo sympatyczny i pomocny, przyjął moje zgłoszenie, poinformował mnie, że zajmie się sprawą obsługa techniczna, że rozwiązanie powinno być znalezione błyskawicznie, ale zastrzegł, że mają na to 60 godzin. Nieco się zmartwiłem, bo za 60 godzin to ja będę wsiadał do samolotu do Polski, ale nie mogąc i tak nic poradzić poszedłem spać. Rano oczywiście Internetu brak. Coś mnie jednak tknęło.
„Bo rozliczenia mogą długo trwać…”
Internet „padł” dosłownie tuż po otrzymaniu serii SMS-ów od T-Mobile o moim aktualnym stanie konta i z propozycjami dokupienia kolejnych „paczek”. Oprócz „paczek” roamingowych każdy abonent może korzystać z roamingowego Internetu w standardowym rozliczeniu, ale domyślny limit (możliwy do zmiany) na to rozliczenie to 250 złotych. To dobry mechanizm, bo dzięki niemu nie wrócimy do kraju by odebrać astronomiczny rachunek wynikający, na przykład, ze złej konfiguracji telefonu, który pobierał dane mimo innych ustawień. Zdjąłem ten limit za pomocą SMS-a i Internet zaczął działać.
Coś mnie jednak tknęło. A co jeśli mimo aktywnej paczki jestem rozliczany standardowo? Wolałem nie ryzykować i zadzwoniłem ponownie do Biura Obsługi Abonenta, by poinformować że teoretycznie rozwiązałem problem, ale boję się, że w praktyce wrócę do domu i szybko ogłoszę bankructwo. Przemiła i bardzo uprzejma pani poinformowała mnie, że faktycznie zacząłem korzystać ze standardowego rozliczenia mimo aktywnej paczki (więc natychmiast to wyłączyliśmy, na szczęście było to raptem kilkaset kilobajtów z google.pl wykorzystanego jako strona testowa i zapewne jakichś danych wymienianych w tle). Jak to możliwe? Czy to błąd systemu T-Mobile? Jak się okazuje, nie. To powszechny „problem”, i dlatego właśnie zdecydowałem się nim z wami podzielić i napisać ten tekst.
Otóż dane na „liczniku” sieci komórkowej (a więc nie z żadnej naliczającej dane aplikacji z telefonu) są właściwie guzik warte. Pani mnie poinformowała, że w myśl regulaminu sieci obcokrajowe mają nawet trzy miesiące na rozliczenie się z ruchu z siecią macierzystą abonenta. To oznacza, że grecka sieć, w której się znajduję, już „wiedziała”, że przekroczyłem swój limit i mnie odcięła, podczas gdy T-Mobile dalej mi wskazuje, nie ze swojej winy, że tego Internetu mam jeszcze ho-ho i ciut-ciut.
Gdybyśmy do tego z przemiłą panią z obsługi klienta nie doszli, najprawdopodobniej wróciłbym do domu i zastał rachunek na kilkaset, jeżeli nie kilka tysięcy złotych myśląc, że przecież cały czas korzystam z wykupionej „paczki”. Lub, gdybym grał zachowawczo, byłbym pozbawiony dostępu do Sieci do końca wyjazdu. Niewykluczone, że ów rachunek uwzględniający ruch internetowy przyszedłby dopiero za dwa miesiące.
Dlatego ostrzegam i apeluję: nie polegajcie podczas wyjazdu na rozliczeniach operatora, bo te z zagranicznymi mogą się synchronizować z bardzo dużym opóźnieniem. Bezwzględnie korzystajcie z wbudowanych w system operacyjny telefonu liczników danych lub z aplikacji realizujących podobną funkcję. Nie macie nad tym kontroli, ani wasz operator. Inaczej może was spotkać bardzo niemiła niespodzianka.
Z niecierpliwością czekam na rachunek telefoniczny. Bo coś czuję, że moja przygoda z greckimi sieciami jeszcze się nie skończyła…
* Zdjęcie: Shutterstock