Fani Steam Machines mają z czego się cieszyć. Ale nie brakuje też powodów do obaw
Gdy w 2013 na rynku debiutował linuksowy klient Steam, nie brakowało osób, które nie wierzyły w ten projekt. W lutym tego roku okazało się jednak, że użytkownicy Linuksa mogą grać już w ponad 1000 tytułów. Teraz Valve na rynku linuksowym minęło kolejny kamień milowy. Okazuje się, że Steam na Linuksie oferuje już dostęp do ponad 1500 gier.
Ta liczba może wydawać się niewielka, jednak należy pamiętać o tym, że ta sama platforma w wersji Windows oferuje dostęp do 6464 gier, zaś w przypadku systemu OS X pozwala na uruchamianie 2323 tytułów. Oznacza to, że mający niecałe dwa lata Steam w wersji linuksowej pozwala na uruchamianie niemal co czwartego tytułu dostępnego w liczącej sobie przeszło dekadę usłudze.
Co więcej, twórcy gier wydają się być bardzo zainteresowani Linuksem i ostatnio tworzą z myślą o nim przeszło 100 gier miesięcznie. Znajdują się wśród nich nie tylko niszowe gry, ale też popularne tytuły, takie jak Counter-Strike: Global Offensive oraz Middle-Earth: Shadow of Mordor. Linux doczekał się też pierwszej gry na wyłączność. Co prawda nie jest to duży tytuł, tylko mała gra indie o nazwie Don’t Be Patchman, ale mimo wszystko warto odnotować ten fakt.
Może wydawać się, że linuksowe gry to nisza, która nie powinna nas interesować.
Nie jest to jednak prawda. Niebawem może okazać się, że wielu graczy przesiądzie się na Linuksa. Stanie się tak jednak nie ze względu na ich niechęć do dominującego Windowsa, a nadchodzącą premierę komputerów Steam Machines. Mają one być wyposażone w system operacyjny Steam OS, którego pierwsza wczesna wersja została zaprezentowana rok temu.
Maszyny te mają być spełnieniem marzeń graczy o konsolach do gier o możliwościach najpotężniejszych pecetów. Będą one łączyć wysoką moc obliczeniową znaną z pecetów razem z atrakcyjną formą i łatwym w obsłudze oraz interfejsem dostosowanym do dużych ekranów telewizorów. Jedynymi wadami tych urządzeń mogą być bardzo wysokie ceny oraz mała liczba dostępnych gier. Teraz udało się zlikwidować ostatni wymieniony problem.
Steam Machines mogą za to mieć inną wadę, która przez wielu jest uważana przez zaletę tych sprzętów. Mianowicie chodzi o ich konfigurowalność. Podejrzewam, że przeciętny zjadacz chleba może mieć problem z dobraniem do swoich potrzeb odpowiedniej Steam Machine. Możliwość zainstalowania dowolnego procesora, karty graficznej oraz ilości RAM z jednej strony oznacza wolność, z drugiej jednak powoduje konieczność posiadania odpowiedniej wiedzy potrzebnej do stworzenia komputera.
Dlatego uważam, że Valve powinien ograniczyć liczbę konfiguracji Steam Machines dostępnych w sklepach.
Powinien też podzielić je na kilka grup wydajnościowych, na przykład za pomocą kolorów. Klient kupując grę, mógłby sprawdzić, czy zadziała na komputerze z zieloną oceną punktową, czy może będzie musiał obejść się smakiem, bo zadziała wyłącznie na komputerach z niebieskim ratingiem. Ocena komputera zmieniałaby się raz na rok, zaś Valve wydałby program komputerowy lub aplikację mobilną pozwalającą na symulowanie rozbudowy komputera i związanej z tym zmiany oceny. Mógłby też sugerować, jakie podzespoły warto wymienić w pierwszej kolejności.
Steam Machines są bardzo ciekawymi urządzeniami, które ze względu na swoje duże możliwości mogą podobać się geekom. Absolutnie to rozumiem, bo sam uważam się za entuzjastę nowych technologii i fana takich rozwiązań. Jestem jednak też świadom, że zdecydowana większość użytkowników może nie zrozumieć, czemu jesteśmy tak podekscytowani nadchodzącą premierą tych komputerów. Valve musi ich przekonać do swojego pomysłu i udowodnić, że Steam Machines jest tworzone z myślą o zwykłych użytkownikach. W przeciwnym razie zarówno ta inicjatywa, jak też Steam dla Linuksa, mogą okazać się ciekawostkami, o których bardzo szybko zapomnimy.