Niesamowity samolot, w stronę którego zwrócone są oczy całego świata, został uziemiony
To miał być wielki wyczyn, jeden z największych w historii awiacji. I choć przedsięwzięcie nadal jest w toku, a kilka rekordów zostało pobitych, nie zobaczymy w tym roku solarnego samolotu okrążającego Kulę Ziemską. Solar Impulse 2 został uziemiony aż do kwietnia przyszłego roku.
O tym, że rekordowy lot nad Pacyfikiem poważnie nadwyrężył samolot było wiadomo już wtedy, gdy osiadł na lotnisku w Kalaeola na Hawajach. Spodziewano się jednak, iż problem powstrzyma lot na najwyżej dwa-trzy tygodnie, co byłoby stosunkowo niewielkim opóźnieniem w stosunku do poprzedniego, dwumiesięcznego przestoju przed ósmym odcinkiem trasy dookoła świata.
Niestety, okazało się, iż tropikalny klimat w początkowej fazie lotu przez Ocean Spokojny nieodwracalnie uszkodził obecne na pokładzie akumulatory, a ich naprawa i modyfikacja potrwają aż do kwietnia 2016 roku.
Solar Impulse 2 dokończy swój lot
Ekipa techniczna Solar Impulse 2 podkreśla, iż nie zawiodła technologia ani wykonanie, lecz mylne oszacowanie temperatury, jaką osiągną akumulatory litowo-jonowe podczas szybkiego wznoszenia się maszyny takim klimacie. Dodatkowo podczas pięciu dni przelotu nad wielką wodą samolot zmagał się z frontami atmosferycznymi, które tylko powiększyły skalę uszkodzeń.
Piloci i pomysłodawcy projektu, Andre Borschberg i Bertrandt Piccard nie zamierzają jednak porzucać lotu dookoła świata, więc ich solarna maszyna spędzi kilka najbliższych miesięcy w hangarze Uniwersytetu Hawajskiego na lotnisku w Kalaeola, gdzie pod opieką specjalistów przejdzie niezbędne naprawy, a także konieczne dopracowanie metody chłodzenia akumulatorów, które uziemiły samolot.
W swoich oficjalnych stanowiskach zarówno Borschberg jak i Piccard mówią o tym jako o "drobnym problemie". O sile, nie o upadku. O tym, że dokonanie niemożliwego zawsze wymaga więcej czasu i pracy niż to, co jest możliwe.
Niestety, pozostaje faktem, iż taki przestój ciężko jest potraktować jako "drobne trudności". Choć nadal gorąco kibicuję całemu przedsięwzięciu i mam nadzieję, że w przyszłym roku ekipa bezpiecznie pokona pozostałe pięć odcinków dzielących Hawaje od Abu Dhabi, to... czy nadal będziemy mogli mówić o locie dookoła świata? Czy nadal będzie to sukces na tak wielką skalę, jak wyobrazili to sobie jego ojcowie?
Dla mnie odpowiedź brzmi - nie.
Niezależnie od tego, czy zawiodła technologia, komputerowe wyliczenia czy błąd popełnił człowiek, taka porażka godzi w szczytną ideę pokazania światu możliwości alternatywnych źródeł energii i wykorzystania ich w awiacji.
Pomimo szczytnego celu, pomimo ustanowienia rekordu najdłuższego lotu samolotu napędzanego energią słoneczną, ta awaria poważnie rzutuje na całym postrzeganiu misji Solar Impulse 2, bo pokazuje, że jednak... świat nie jest jeszcze na to gotowy. Nawet jeśli nie jest to do końca zgodne z prawdą, taki właśnie jest przekaz tego przestoju. Że wykorzystana technologia jednak ma swoje ograniczenia.
I aż chciałoby się przytoczyć fragment mitu - "Dał ci Ikarus znać swym testamentem, byś się nie bawił cudzym elementem". Dobrze, że przygoda Solar Impulse 2 nie skończyła się w oceanie, a akumulatory nie stopiły się niczym skrzydła Ikara, ale i tak jest to lekcja pokory, oraz sygnał, że jeszcze wiele jest do poprawienia.
Nie przestaję zatem śledzić lotu samolotu napędzanego energią słoneczną, lecz muszę z przykrością przyznać, że ciężko jest patrzeć na niepowodzenia tak odważnego projektu. Piloci muszą także zmienić swoje plany na najbliższą przyszłość, gdyż docelowo lot pod hasłem #futureisclean miał leżeć u podstaw Paryskiego Szczytu Energetycznego w listopadzie b.r, gdzie - oczywiście - nie stawią się jako ci, którzy oblecieli świat.
Cel wyprawy z pewnością się nie zmieni, ale ekipa będzie musiała obrać zupełnie inny kurs, aby go osiągnąć.