REKLAMA

Lenovo boleśnie punktuje słabość strategii Microsoftu

Oświadczenie szefa Lenovo nie powinno dziwić w Microsofcie właściwie nikogo. Jestem wręcz przekonany, że taki scenariusz był przez zarząd firmy przewidziany. Nie zmienia to jednak faktu, że smartfonowy Windows jest w tym momencie projektem wyjątkowo… kruchym.

24.07.2015 13.21
Lenovo boleśnie punktuje słabość strategii Microsoftu
REKLAMA
REKLAMA

Satya Nadella niedawno ogłosił, że zamierza wycofać się z rynku smartfonów na z góry upatrzone pozycje. Zapowiedział, że chce spróbować innej strategii: tej, która sprawdziła się w przypadku Surface’a, a więc oferowanie Lumii tylko na rynkach dochodowych i z wyraźnym na nią popytem, oraz skupienie się na kilku, zamiast na kilkudziesięciu modelach.

Ta strategia ma sens - dzięki niej Microsoft będzie mniej tracił pieniędzy na Windows Mobile, zrobi więcej miejsca partnerom sprzętowym a także… kto wie, może faktycznie masowa sprzedaż w końcu ruszy. To jednak tylko gdybanie z jednym ważnym pytaniem: dlaczego producenci smartfonów mieliby w ogóle skorzystać z mniejszej liczby sprzedawanych Lumii?

Dotychczasowe odpowiedzi to niski koszt, zapewnione wsparcie techniczne i ochrona patentowa. Nową jest „uniwersalność” Windows, a zatem oferowanie znajomego z komputerów PC interfejsu oraz tych samych aplikacji. System Microsoftu ma więc być tani w implementacji, zarządzaniu i przyjazny dla użytkowników końcowych, kusząc ich spójnością doświadczeń użytkowania.

Czy ta strategia okaże się skuteczna, to się dopiero okaże. Microsoft ma jednak plan awaryjny, w razie klęski Windows. Przekształcił się w firmę świadczącą usługi, a tego typu firma stara się dotrzeć do każdego użytkownika, nie tylko do tego z Windows. Korporacyjne, firmowe i konsumenckie rozwiązania Microsoftu uwzględniają również Androida, Chrome OS, iOS-a czy OS X. Sęk w tym, że ów plan awaryjny może wejść w życie dużo wcześniej. Samoczynnie.

Po co się w takim razie w ogóle się angażować w mobilnego Windowsa?

Niewykluczone, że strategia Satyi Nadelli wypali i że Windows 10 na telefonach okaże się jednak istotnym dla rynku mobilnego graczem. Jest możliwe, że na tym systemie faktycznie będzie się dało zarobić sensowne pieniądze. A więc zrobić dokładnie to samo, co w przypadku Androida, który może jest i bardziej kosztowny, ale zdecydowanie mniej ryzykowny. Na dodatek brak jednych z najlepszych i najpopularniejszych usług biurowo-konsumenckich nie są problemem Androida. Microsoft przecież jest w pełni zaangażowany w budowanie aplikacji klienckich na ten system operacyjny.

Wiceprezes Lenovo, David McQuarrie, dokładnie tak rozumuje. Jego firma, a także należąca do niego Motorola, od lat odnosi sukcesy dzięki Androidowi. Może też celować w klientów korporacyjnych: na system Google’a przecież są dostępne Office, OneDrive, Skype i cała reszta. Użytkownik smartfonów Lenovo i Motoroli może mieć wygodny dostęp do wszystkich usług Microsoftu. Miejscami, z uwagi na brak możliwości technicznych, te są nieco gorsze (na przykład Android nie zapewnia Cortanie tych samych API, co system Windows), ale w większości przypadków to po prostu działa.

REKLAMA

Lenovo stawia więc na sprawdzone, popularne i najbardziej pożądane przez użytkowników platformy. Na komputerach PC i tabletach będzie preinstalował system operacyjny Windows, zaś Android trafi na smartfony oraz na tablety. McQuarrie nie stawia przy tym żadnych definitywnych deklaracji. Zastrzega, ze jest bardzo zadowolony ze współpracy z Microsoftem na rynku PC, tabletów i serwerów i podkreśla, że Lenovo zaangażuje się w telefony z Windows jak tylko będzie to miało dla niego sens.

Na razie tego sensu jednak nie dostrzega.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA