Na nic innego nie czekam tak bardzo, jak na BlackBerry z Androidem
Jeszcze kilka lat temu można byłoby to uznać za bzdurę, a kilkanaście miesięcy temu - za mało wiarygodną plotkę. Teraz jednak, w obliczu wszystkich zmian, które w ostatnim czasie zaszły w BlackBerry, w kwestii przyjęcia Androida jako systemu operacyjnego dla co najmniej jednego z nowych urządzeń mogę powiedzieć tylko jedno: czekam.
Czekam i to z wyjątkową niecierpliwością, bo oznacza to w dużej mierze jedno. Kanadyjczycy zakończyli jeden z etapów swojej transformacji i są na tyle pewni siebie, że decydują się na spróbowanie czegoś, co nie tylko umocniłoby ich pozycję tam, gdzie od lat radzili sobie względnie dobrze, ale pozwoliłoby może odzyskać choć kawałeczek utraconych dawno udziałów na rynku mobilnym.
Chodzi oczywiście o informacje, do których dotarł Reuters. Według nich BlackBerry najprawdopodobniej wyposaży swój najnowszy telefon - slidera z klawiaturą QWERTY i wygiętym po obu stronach ekranem, w Androida. Odpowiednio zmodyfikowanego, wzbogaconego o rozwiązania charakterystyczne dla BB 10, ale jednak - Androida.
Systemu, który przez lata był przez użytkowników BlackBerry wyśmiewany, ale który z drugiej strony… przejął ogromną rzeszę fanów telefonów z jeżyną w logo. Oczywiście śmieszne byłoby założenie, że taką prostą sztuczką uda się odzyskać nie tyle wszystkich czy większość, ale nawet sporo z nich, ale na jakiś odsetek można zawsze liczyć.
Dlaczego jednak teraz ma to sens, a wcześniej go nie miało?
Bezpieczeństwa nie da się sprzedać
Kanadyjczycy bardzo boleśnie przekonali się o jednym: jeśli użytkownik ma wybór pomiędzy bezpieczeństwem a możliwościami, to w 99,999999% wybierze to drugie. Powiedzmy to wprost - dla większości klientów bezpieczeństwo jest jakimś abstrakcyjnym, zupełnie bezwartościowym pojęciem, a na 1 osobę, która faktycznie dba o swoje bezpieczeństwo i prywatność w sieci przypada 1000 albo 10 000 takich, które instalują i akceptują wszystko jak popadnie.
Można wprawdzie przemycać bezpieczeństwo pod nieco mniej bezpośrednimi postaciami, takimi jak czytnik linii papilarnych, ale… nadal jest to rozwiązanie, które przede wszystkim jest gadżetem, po drugie ułatwia korzystanie z wybranych funkcji telefonu. Nie jest kilkoma, zupełnie niewidocznymi dla użytkownika linijkami w kodzie, które nie wiadomo przecież co tak naprawdę robią.
Przeciętny użytkownik chce ładnego, szybkiego systemu, dobrego sprzętu mu towarzyszącego i masy aplikacji. Tyle. Ten komplet może dać Android. BlackBerry 10 - nie.
Nie można jednak całkowicie kwestii bezpieczeństwa lekceważyć, dlatego też ewentualne porzucenie BlackBerry 10 nie wchodzi całkowicie w grę. Są bowiem segmenty rynku, gdzie jest to priorytet, nie jedynie dodatek.
Niestety pierwszy z nich, BYOD, w którym spore nadzieje pokładało BlackBerry (które zresztą dostrzegło go trochę zbyt późno) jest od strony sprzętowej dla Kanadyjczyków niemal całkowicie spalony. Udziały rynkowe telefonów BB mówią same za siebie - nawet jeśli byłyby to urządzenia zapewniające najwyższe bezpieczeństwo w połączeniu z multiplatformowym BES-em czy innym narzędziem tego typu, to… po prostu nie ma kto ich do tej pracy przynieść.
Wracamy bowiem do kwestii atrakcyjności BlackBerry 10 dla zwykłego użytkownika. A ta, jak pokazują wyniki sprzedaży, jest niewielka.
Pozostaje więc jeden jedyny odłamek rynku, od lat zdominowany przez firmę z Waterloo. Organizacje rządowe, wojsko i podobne. Takie, które przy wyborze ani trochę nie kierują się praktycznie niczym, co jest istotne dla zwykłego klienta.
Tam BlackBerry 10 w połączeniu z BES ma szansę się utrzymać, ale i pojawia się jeszcze jedna rzecz. Skoro zwykłemu klientowi sprzedać telefon z BB10 trudno, albo praktycznie się nie da, a rząd czy wojsko nie potrzebuje np. aktualizacji funkcji HDR w aparacie, to jaki jest sens rozwoju systemu w tym kierunku?
Nie ma wprawdzie danych, na podstawie których można byłoby jednoznacznie stwierdzić, czy ukierunkowanie BB10 właśnie na rozwój wyłącznie korporacyjny ograniczyłoby liczbę sprzedawanych kwartalnie egzemplarzy, ale gdybym miał strzelać, to obstawiałbym na to, że niespecjalnie.
Zamiast walić głową w mur, możesz go obejść
Trudno natomiast szukać rozwiązań, które pozwoliłyby przy obecnym podejściu zwiększyć ich sprzedaż. Nie udało się to do tej pory, z bardzo dobrym systemem i bardzo ciekawym sprzętem, wiec co można jeszcze zrobić?
Niewiele. BlackBerry zajęło wszystkie nisze, jakie pozostawili mu rynkowi giganci, które mogło zająć wojując z BB10. Wciąż jednak jest jeszcze kilka, jak właśnie wspominany wcześniej slider z klawiaturą i Androidem, z których można wyciągnąć trochę gotówki. Nie wrócić do gry czy walczyć o odzyskanie utraconej pozycji. Po prostu sprzedać trochę smartfonów, bez zmuszania klientów do całkowitej zmiany przyzwyczajeń i ekosystemu.
Pozostaje tylko pytanie, jak bardzo będzie to nadal BlackBerry? Trudno zakładać, że nie powtórzy się tu scenariusz znany z niektórych poprzednich modeli BB czy chociażby najnowszego tabletu Nokii - projekt własny, logo własne, ale wykonanie od strony sprzętowej całkowicie obce. Pewnie z finansowego punktu widzenia nie ma innego wyjścia.
Systemowo też można liczyć na kilka zmian, ale jak bardzo odróżnią one BB-Androida od konkurencyjnych nakładek? Jak będą w stanie rywalizować w ociekające opcjami wersje Androida od największych producentów? Z usług Google też raczej trudno będzie zrezygnować, bo i w jaki sposób będzie to wyraźnie lepsze, od tego, co już teraz oferuje firma z Kanady?
Jeśli znów hasłem przewodnim będzie bezpieczeństwo, to szanse na sukces są mizerne. Ale to BlackBerry powinno już wiedzieć.
Tak samo, ale inaczej
Można w tym wszystkim doszukiwać się analogii do chociażby Nokii, która w ostatnich podrygach wypuściła na rynek smartfony z Androidem, co okazało się eksperymentem co najmniej nietrafionym.
Zwróćmy jednak uwagę na coś innego. Smartfony Nokii nie oferowały praktycznie nic wyjątkowego, poza bardzo niską ceną, którą i tak szybko pobili azjatyccy gracze. Slider z Androidem mógłby być czymś o wiele większym - oryginalny i wyjątkowy, choć nie tak bardzo jak Passport, z systemem, który wybrały miliony (miliardy?) użytkowników na całym świecie i nieśmiertelną klawiaturą BlackBerry.
To może się sprzedać, choć największym z pewnością nie zaszkodzi. Ale i pewnie nie ma.