Przyszłość rynku foto to brak lustra. To już nie przypuszczenia, a twarde dane
Lustrzanki mocno w dół, bezlusterkowce w górę – tak w ciągu ostatniego roku zmienił się rynek aparatów. Jeśli ktoś nadal uważał, że bezlusterkowce to nisza, która nie ma szans na powodzenie, musi zweryfikować swoje poglądy.
Najnowsze dane przedstawione w raporcie NPD Group pokazują jak zmieniał się rynek aparatów z wymienną optyką w ostatnich dwunastu miesiącach. Z raportu wynika, że w ostatnim roku dochód ze sprzedaży bezlusterkowców na całym świecie wzrósł o 16,5 proc. Jednocześnie sprzedaż lustrzanek spadła o 15 proc.
Z danych NPD Group wynika również, że największe triumfy na rynku bezlusterkowców święci firma Sony.
Japończycy zauważalnie powiększyli swoje udziały w rynku dzięki wzrostowi sprzedaży swoich aparatów aż o 66% względem ubiegłego roku. Dzięki temu firma po raz czwarty z rzędu stanęła na czele producentów bezlusterkowców.
Pozycja Sony nie powinna nikogo dziwić, bo strategia rozwoju firmy trafia w gusta wielu osób. Sony z jednej strony ma w ofercie bardzo tanie konstrukcje pokroju A5000 i A5100, które na dodatek są aparatami bardzo udanymi. W istocie te bezlusterkowce dają równie dobrą jakość obrazu, co droższe modele (np. A6000), a różnica w cenie wynika z gorszej ergonomii i mniejszej liczby funkcji. Na drugim biegunie mamy z kolei naprawdę udane pełne klatki, czyli rodzinę A-siódemek. Warto podkreślić, że do dziś żaden konkurent Sony nie pokazał pełnej klatki w aparacie bez lustra. Nie wliczam w to Leiki, choć trudno nazwać tę firmę bezpośrednią konkurencją dla Sony.
Nawet wielokrotnie krytykowana przeze mnie oferta obiektywów Sony z roku na rok jest coraz lepsza. Ciągle są w niej braki, a część szkieł nie daje rady na najnowszych, upakowanych w piksele matrycach, ale generalnie rzecz ujmując – nie jest źle. Tutaj także znajdziemy podział na tanie, amatorskie obiektywy, jak i na drogie, profesjonalne konstrukcje.
Jestem natomiast zaskoczony tym, że w ciągu ostatniego roku bezlusterkowce tak mocno zaczęły podszczypywać segment lustrzanek. To oznacza, że małe aparaty bez luster nareszcie trafiają do świadomości klientów. To bardzo dobra wiadomość, bo choć lustrzanki nadal są świetnymi aparatami, do nowe bezlusterkowce zdążyły już je dogonić, a a wielu kwestiach wręcz przegonić.
Jednak to nie bezlusterkowce są najgorętszymi aparatami.
Trzeba pamiętać, że choć na rynku aparatów z wymienną optyką widać przetasowania, to główna rewolucja odbywa się gdzieś obok. Lustrzanki i bezlusterkowce to bowiem dość niszowe kategorie przeznaczone dla największych pasjonatów fotografii i zawodowców. W całościowym ujęciu to aparaty "dla ludu" są prawdziwą siłą rynku foto. Jak nietrudno się domyślić, tymi aparatami są dziś smartfony. Zestawienie sprzedaży smartfonów i "dużych" aparatów wygląda wręcz przerażająco.
Przy okazji, jak zauważa serwis Petapixel, słowo „mirrorless” (bezlusterkowiec) stało się oficjalną nazwą zatwierdzoną przez organizację CEA (Consumer Electronic Agency).
Choć pierwszym bezlusterkowcem był Panasonic Lumix G1 zaprezentowany w 2008 roku, to aż do teraz nazwa tej kategorii aparatów nie była doprecyzowana. Dotychczas można było spotkać wiele skrótowych określeń, jak np. EVIL (Electronic Viewfinder, Interchangeable Lens), CSC (Compact System Camera), MSC (Mirrorless System Camera), czy DSLM (Digital Single Lens Mirrorless). Ta ostatnia nazwa jest szczególnie udana, bo ciekawie nawiązuje do skrótu DSLR (Digital Single Lens Reflex), co po polsku oznacza po prostu lustrzankę.
Polskie określenie „bezlusterkowiec” brzmi trochę pokracznie. Bo dlaczego nie stosować np. „bezlustrowiec”? Poza tym sama koncepcja nazywania kategorii aparatu w oparciu o brak jakiegoś elementu konstrukcyjnego jest nieco dziwna. Z drugiej strony, lustro oraz cały wymuszony przez nie tor optyczny są tak głęboko zakorzenione w fotografii, że podkreślenie braku tych elementów może być rozsądne.
Pozostaje tylko pytanie o to, co mieści się w kategorii bezlusterkowców. Aparat nie może mieć lustra, ale musi mieć wymienną optykę. W tak rozumianej definicji brakuje informacji o wizjerze, a zatem do definicji bezlusterkowca zaliczają się aparaty bez wizjera, te wyposażone w wizjer cyfrowy, jak i aparaty z wizjerem optycznym. To prowadzi do ciekawego paradoksu. Dotychczas aparat bez lustra, ale wyposażone w celownik optyczny określaliśmy mianem dalmierza. Takie aparaty w erze analogowej były dość powszechne, ale w wersji cyfrowej tworzy je dziś tylko jedna firma – Leica. Nazwanie Leiki bezlusterkowcem brzmi jednak jak profanacja. Ciekawe co na to fani i posiadacze „lajek”.