Nie patrzcie na Steam Machines. To nie one zbawią świat gier na Linuksa
Czy Windows pozostanie największą platformą dla graczy? Odpowiedź na to pytanie zależy od perspektywy czasu o jakiej mówimy. Bo mimo że Windows w najbliższych latach pozostanie ulubionym systemem operacyjnym pecetowych graczy, to z czasem ten stan rzeczy będzie się zmieniał. Wpływu na to jednak nie będzie mieć linuksowa wersja Steama. Nie ma co na to liczyć.
Valve ogłosiło, że już ponad 1000 gier dostępnych w ich bibliotece jest kompatybilna z systemami linuksowymi. Dużo, to czy mało? Trudno powiedzieć. Z jednej strony jeszcze stosunkowo niedawno, 14 października 2014 roku, na Steamie można było znaleźć zaledwie 700 tytułów linuksowych. Dodatkowo cała baza gier dostępnych w serwisie Valve wynosi ponad 4800 pozycji, co oznacza że ponad 20% wszystkich gier działa na Linuksie. Wydaje się, że to bardzo dużo, prawda?
Otóż nie.
Sam zamiast zwracać uwagę na to co już jest, wolę przyczepić się do tego, czego nie ma. A nie ma sporo. Bo choć 20% wszystkich gier dostępnych na stosunkowo świeżej platformie brzmi bardzo dobrze, to 80% niedostępnych gier jest informacją o wiele mniej optymistyczną. A to przecież to samo, prawda?
Możecie zastanawiać się, skąd wziął się u mnie ten sceptycyzm. Dlaczego nie chcę wierzyć w to, że Steam OS okaże się sukcesem, a deweloperzy zaczną tworzyć swoje gry przede wszystkim na platformy linuksowe? To wszystko z powodu komputerów Apple.
Okazuje się, że na sprzętach tych jest dostępnych aż 1609 tytułów, o 60% więcej niż w przypadku pingiwiniego systemu. Rzecz w tym, że bardzo rzadko są to nowości, które najbardziej elektryzują graczy. Z tego powodu stereotyp Maka jako komputera, na którym możesz zagrać dopiero, jak położysz na nim planszówkę, jest bardziej niż prawdziwy.
Może to zbyt obrazowe porównanie, ale w moim odczuciu sytuacja z grami na Maku przypomina znany każdemu syndrom pełnej lodówki, w której nie ma nic sensownego do jedzenia. Linux nie będzie w tej materii inny.
W końcu jego udział w rynku jest jeszcze mniejszy niż w przypadku Maków.
Wiadomo, że SteamOS ma to zmienić. Oczywiście jestem świadom, że Steam Machines będą cudownymi maszynami. Nie przeczę nawet, że będą łączyć wszystkie najlepsze cechy komputerów i konsol do gier. Że będą kompaktowe, ładne, a ich wydajność, w zależności od wybranej konfiguracji, pozwoli nawet na granie w rozdzielczości 4K. Należy jednak mieć świadomość, że będą one łączyć nie tylko zalety pecetów i konsol, ale też ich wady.
Ich tanie wersje zaoferują mniejszy komfort rozgrywki niż w przypadku konsol do gier. Z kolei bardziej rozbudowane urządzenia będą koszmarnie drogie. Inną wadą, wynikającą zresztą z poprzedniej, jest dostępność wielu różnych konfiguracji. By Steam Machine zapewniło wysoką jakość grafiki i wydajność przez kilka lat, konieczne będzie rozbudowywanie jej jak zwykłego peceta.
Osoby chcące wydać na sprzęt 4000-5000 zł, postawić go pod telewizorem i stale dokładać do niego pieniądze to interesująca nisza. Ale czy będzie ona odpowiednio duża do odciśnięcia swojego piętna na rynku? Szczerze wątpię.
Do tej pory podział był jasny.
Chcesz wydać mniej, mieć święty spokój i wymienić całą skrzynkę za kilka lat? Kup konsolę. Potrzebujesz drogiej maszyny służącej nie tylko do gier, ale też do bardziej poważnych zadań, którą w 100% dopasujesz do swoich potrzeb? Powinieneś wybrać peceta. Steam Machines okazują się tu być dziwnym, wymyślonym na siłę tworem, który pozostanie tylko rynkową ciekawostką. Jestem przekonany, że koncept Steam Machines albo upadnie, albo ulegnie znacznej metamorfozie.
Mogę sobie wyobrazić, że Valve pozwoli na tworzenie tylko kilku konfiguracji sprzętowych, które byłyby zmieniane co 3-4 lata. To miałoby jakiś sens, ograniczyłoby ceny sprzętu i pozwoliło tworzyć gry pod konkretne konfiguracje.
I mimo że obecnie nie wierzę w powodzenie linuksowych komputerów do gier, to sam jestem przekonany, że prędzej czy później możliwe stanie granie w większość dostępnych tytułów z poziomu każdego systemu operacyjnego, także Linuksa. Co więcej, nie będzie to zasługa Valve ani Steama. Będziemy to zawdzięczać wyłącznie chmurze, która za sprawą rozwiązań takich jak Playstation Now oraz Nvidia Grid stanie się coraz popularniejsza.
Jestem przekonany, że koncept chmury zunifikuje rynek konsol do gier, gamingowych pecetów oraz bardziej zaawansowanych urządzeń mobilnych. Sprawi, że do uruchamiania najnowszych gier będziemy potrzebowali dowolnego peceta z zainstalowaną aplikacją kliencką lub prostą i tanią przystawkę podobną do konsoli Nvidia Shield, którą jakiś czas temu miałem okazję opisywać.