Wycieczka po stadionie Realu Madryt to prawdziwa uczta dla… fana technologii!
Ponoć ludzie dzielą się na tych, co kibicują Barcelonie i na tych, co wolą Real Madryt. Ja zdecydowanie zaliczam się do tej pierwszej grupy, więc na wizytę na stadionie Realu Madryt nastawiałem się bez większego entuzjazmu. Tymczasem okazało się, że było to niezapomniane przeżycie dla fana nowych technologii, którym oczywiście przy okazji jestem.
To, że „Tour Bernabeu” to jedna z fajniejszych atrakcji Madrytu, można było się spodziewać zważywszy na to, że Real to wizytówka hiszpańskiej stolicy wykraczająca daleko poza świat futbolu (choć w samym centrum Madrytu, to raczej Atletico się kibicuje). Jednak to, że przy okazji muzeum naszpikowane jest najnowocześniejszymi bajerami rodem z targów Consumer Electronic Show w Las Vegas, to było to dla mnie potężne zaskoczenie.
Ale po kolei.
Z zewnątrz Santiago Bernabeu nie robi oszałamiającego wrażenia. Daleko mu do klasy chociażby pięknego Stadionu Narodowego w Warszawie. Schowany pomiędzy budynkami mieszkalnymi z jednej strony i w bliskim sąsiedztwie korpo-biurowców, stadion Realu wcale nie rzuca na kolana - ani architektonicznie, ani monumentalnie.
Co innego w środku.
„Tour Bernabeu” tanie nie jest. 15 euro od łebka, dzieci zaledwie 2 euro zniżki. No, ale za coś Ronaldo pensję płacić trzeba. Chętnych nie brakuje.
Wycieczkę zaczynamy w najwyższym punkcie stadionu po uprzednim pokonaniu kilkuset schodów (na szczęście z możliwością użycia schodów ruchomych), gdzie rozpościera się piękna panorama całego stadionu.
Tu już Bernabeu robi wrażenie. Niesamowicie strome trybuny w najwyższych rzędach, kapitalnie umiejscowione boisko wewnątrz bryły ze świetną widocznością z każdego miejsca, widownia z 85 tys. miejsc. Czuć tu potęgę.
Stąd rozpoczyna się Tour, które prowadzi po dosłownie wszystkich najważniejszych z punktu widzenia kibica zakamarkach stadionu Realu. W jego centralnych miejscach rozmieszczone są kolejne elementy interaktywnego muzeum.
Zaczynamy od jednego z nich, a tam oczywiście od listy najważniejszych trofeów wygranych przez Real na przestrzeni wieku.
Potem możemy przejrzeć repliki (lub oryginały, w zależności od tego, czy puchar jest przechodni czy nie) wszystkich tych trofeów. Na przeciwległej ścianie rozmieszczono szereg wielkich ekranów, które prezentują najważniejsze chwile z historii Realu w formie wideo i dźwięku z komentarzem, który otacza całe pomieszczenie i powoduje ciarki na plecach.
Są też tutaj interaktywne wielkie ekran typu multi-touch, na których niczym na komputerach Surface (nie mylić z tabletami Microsoftu) przesuwa, rozszerza i wyciąga się poszczególne elementy interfejsu, by przejrzeć je dokładniej. Na zdjęciu oryginalna karta piłkarza klubu Raula Gonzalesa, jednego z moich ulubionych piłkarzy Realu w historii.
Po przejściu przez kilka kolejnych pięter w dół oraz zobaczeniu boiska z paru innych perspektyw dochodzimy do kolejnego etapu muzeum. Tu największe tłumy gromadziła gablota z koszulkami i butami aktualnej pierwszej jedenastki Realu.
Mnie bardziej zaintrygowały interaktywne elementy. Kolejne witryny łączyły obiekty realne (złoty but, piłka, inne trofea) z wirtualnymi nakładkami, które pojawiały się od czasu do czasu. Te przedstawiały zdjęcia piłkarzy, do których dane trofeum należało. Całość wieńczyła świetna animacja oraz patetyczna muzyka.
Kolejna wielka makieta pokazywała w trójwymiarze dokąd trafiają transmisje meczów Realu. Robiło to świetne wrażenie głównie dlatego, że był to trójwymiar aktywny, czyli taki, który nie wymagał nałożenia specjalnych okularów, by dostrzec efekt.
Tu także można było się pobawić interaktywnymi stołami, by dotrzeć do zdjęć, opisów, filmów. Wszystkie elementy można było przesuwać, poszerzać, wysuwać na plan pierwszy.
Są też tu wielkie kolorowe e-booki.
Niezwykle ciekawym miejscem w muzeum są tuby, które prezentują najważniejsze momenty w super ważnych meczach Realu Madryt w postaci komentarza (zarówno po hiszpańsku, jak i angielsku). Nasłuchując można było poczuć atmosferę tychże meczy.
Centralne miejsce w najbardziej ekskluzywnej części muzeum zajmuje wystawka ze wszystkimi Pucharami Europy, które zdobył Real. W zeszłym sezonie zdobyli dziesiąty. Mają tu na jego punkcie niezłą obsesję.
Na koniec tej części można było sobie zrobić zdjęcie, które…
… następnie trafiało na wielką makietę, która formowała potężne zdjęcie.
Jeszcze jedna sala to wielkie kino. Ekrany dookoła, dźwięk przestrzenny niczym w hali odsłuchów dla audiofilów i ławeczki po środku. Jak ktoś ma obsesję na punkcie Ronaldo, to mógł tu spędzić kilka bitych godzin obserwując wszystkie jego gole. Ja nie mam.
Kolejne piętro w dół i znajdujemy się w sali, gdzie prezentowana jest historia stadionu. Są jego makiety, interaktywne ekrany prezentujące etapy jego rozbudowy. Mnie najbardziej spodobała się makieta Santiago Bernabeu widziana z lotu ptaka.
Po wyjściu z kolejnej części muzeum ponownie wychodzimy na stadion, gdzie naszym oczom okazuje się jeszcze inna panorama wspaniałego obiektu.
Najciekawszym etapem wycieczki jest jednak nie muzeum, lecz możliwość wejścia do szatni piłkarzy Realu - tej samej, w której przebywają przed meczem i w trakcie przerwy.
Wygląda świetnie. Ma kilka pomieszczeń, w tym do odnowy biologicznej, łaźnie z jacuzzi.
Można też usiąść na ławeczce dokładnie w miejscu, w którym siada na niej Ronaldo…
Potem wychodzimy na stadion i siadamy na ławce rezerwowych. Można się poczuć niczym Carlo Ancelotti.
Stąd rozprzestrzenia się najlepszy widok na płytę główną boiska.
Na koniec wizytujemy centrum prasowe. To tu po zwycięstwach lub porażkach tłumaczyć prasie muszą się trener i kilku wybranych piłkarzy Realu.
Po przejściu przez 3 poziomy gigantycznego sklepu Realu Madryt, gdzie jedna koszulka kosztuje jedyne 75 euro możemy zjeść lunch w restauracji z widokiem na boisko.
Oczywiście za kilkaset euro.
No, ale kto by się tu przesadnie liczył z kasą. W końcu jesteśmy na stadionie Królewskich, jak nazywa się w Madrycie piłkarzy Realu.