Interesujący, ładny, użyteczny i zdecydowanie za drogi. YotaPhone 2 - pierwsze wrażenia Spider's Web
Mieliśmy już okazję korzystać z YotaPhone 2 - czyli najnowszej wersji smartfonu wyposażonego w dwa wyświetlacze: kolorowy AMOLED oraz monochromatyczny E Ink. Już teraz widać, że jest to bardzo ciekawy projekt, który absolutnie nie przyjmie się na naszym rynku.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat specyfikacji opisywanego urządzenia, odsyłam do porannego wpisu na ten temat.
Teraz skupię się na moich odczuciach podczas korzystania z urządzenia. Otóż YotaPhone 2 już na pierwszy rzut oka prezentuje się elegancko. Co prawda znaczną część obu stron urządzenia zajmują wyświetlacze, jednak znalazło się tu nieco innych elementów, dzięki którym model ten jeszcze bardziej wyróżnia się wśród pozostałych sprzętów na rynku.
Tych jednak nie znajdziemy na przedzie urządzenia, bo tutaj sprzęt prezentuje się bardzo standardowo. Ekran, przedni aparat, głośnik, czujnik i to wszystko. Tej części urządzenia nie warto poświęcać uwagi, gdyż wygląda jak każdy inny telefon na rynku. Powiedziałbym nawet, że gorzej, bo brak mu polotu i innowacyjności, które cechuje urządzenia z wyższej półki. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z tyłu, gdzie znajduje się ekran E Ink.
YotaPhone 2 nie kryje, która część sprzętu jest bardziej medialna i ważniejsza, gdyż firma swoje logo umieściła właśnie pod wyświetlaczem E Ink.
Po co wyświetlacz E Ink w smartfonie?
Korzyści z zastosowania go są oczywiste. Najważniejsze jest to, że e-papier pobiera bardzo mało energii (robi to tylko przy okazji odświeżania) i cechuje się genialną widocznością w świetle słonecznym. Oczywiście ma on również wady, a mianowicie bardzo wolny czas odświeżania, małą rozdzielczość oraz możliwość wyświetlania tylko 16 odcieni barw czarnej oraz białej. Jednak doskonale nadaje się on do wyświetlania powiadomień, aktualnej godziny i daty, pogody oraz innych podstawowych informacji.
Przedstawiciele YotaPhone przekonywali mnie, że urządzenie to sprawi, że już nigdy nie będziemy co chwilę sięgać po telefonu w trakcie rozmowy w cztery oczy lub spotkania z rodziną czy znajomymi. A po prostu położymy urządzenie pleckami do góry i od czasu do czasu na nie dyskretnie zerkniemy.
Dodatkowo za pomocą wbudowanej w system aplikacji ekran można dopasować do swoich potrzeb i wybrać maksymalnie cztery z dostępnych wzorów lub za pomocą prostego kreatora stworzyć własny ekran z poszczególnych widżetów. Wystarczyło przenieść je w odpowiednie pola, co było czynnością banalnie prostą. Jeśli ktoś chce bardziej do siebie dopasować ekran, musi po prostu wejść w dalsze zakamarki menu, wtedy zobaczy bardziej skomplikowane i pełne opcji ekrany.
Oczywiście nie każdy może chcieć, by dotyczące go dane były widziane non stop.
Z myślą o takich osobach powstało rozwiązanie YotaCover. Jest to tapeta, która chroni nasze dane i musi zostać odsłonięta, by dane zostały wyświetlone. Jest to też świetny sposób na personalizację telefonu. Zwłaszcza że e-papier tak dobrze pasuje do ciemnych plecków sprzętu, że praktycznie się z na ich tle nie wyróżnia. Mało wprawny obserwator może pomyśleć, że jest to specjalna, spersonalizowana obudowa lub znajdująca się na niej nalepka.
Co jeszcze potrafi drugi ekran? Możemy na nim czytać eBooki, a nawet… otworzyć aplikację aparatu i zrobić sobie selfie lepszym aparatem. Wyświetlacz ten prezentuje się bardzo ciekawie i jest obsługiwany przez kilka aplikacji YotaPhone, głównie zdrowotnych i fitnessowych. Jednocześnie przedstawiciel YotaPhone zapewnił nas, że firma zainwestowała w otwarte SDK, a wiele firm jest zainteresowanych robieniem swoich aplikacji na YotaPhone. Należą do nich między innymi Twitter oraz… polska Audioteka!
Oprócz tego urządzenie zostało wyposażone w opcję przełączenia ekranu.
Dzięki temu możliwe jest uzyskanie na monochromatycznym wyświetlaczu pełnych możliwości Androida. Oczywiście w niedostosowanym do niego interfejsie wszystkie braki ekranu E Ink dają o sobie znać. Całość wygląda brzydko, wolno się odśnieża, a czcionki są praktycznie niewidoczne. Jednak jeżeli chcemy zrobić na smartfonie coś ważnego, a brakuje nam mocy w akumulatorze, możemy to uczynić bez najmniejszego problemu. To niezaprzeczalna zaleta.
To bardzo ciekawe rozwiązanie, które może się przydać osobom, które często zapominają ładowarki. Jakby tego było mało, YotaPhone ma też znany z innych flagowców system wyłączający niepotrzebne elementy urządzenia w krytycznych momentach. Dzięki temu urządzenie może jeszcze dłużej działać bez ładowania.
Oprócz tego poznałem kilka ciekawostek na temat samego sprzętu.
Otóż okazuje się, że zastosowanie dwóch ekranów zrodziło mnóstwo problemów. Jeden z nich to fakt, że ekran E Ink źle reaguje na ciepło. Z tego powodu konieczne było zastosowanie pod procesorem specjalnej płytki, dzięki której ciepło rozchodziło się po większej powierzchni i przestawało być destrukcyjne dla ekranu. Kolejna to fakt, że miejsca w urządzeniu było tak mało, że konieczne okazało się zintegrowanie przycisków głośności w klapce karty SIM. To powinno doskonale pokazać, jak zdolnych inżynierów mają Rosjanie.
Zadałem też kilka pytań wiceprezesowi YotaPhone na Europę. Niestety, nie był on zbyt rozmowny.
Okazał się bardzo konsekwentny w swoich odpowiedziach i nie zdradził mi jakiegokolwiek faktu na temat planów na stworzenie tańszego modelu YotaPhone, wersji urządzenia z samym ekranem E Ink, dotychczasowej sprzedaży YotaPhone, planowanej sprzedaży YotaPhone 2, ani… obecności firmy na targach CES w Las Vegas. Cóż, krótkie “macanie” telefonu musiało mi absolutnie wystarczyć.
Zwłaszcza, że urządzenie jest bardzo ciekawe i… niezwykle drogie. Jego cena wynosi aż 2899 zł, więc nie podejrzewam, że ponownie dostanę je w swojej ręce. Nie wierzę bowiem, że przyniesie mi je Święty Mikołaj, mimo że YotaPhone był na konferencji jako idealny prezent świąteczny. Chociaż może faktycznie nim jest…