Mówcie co chcecie, ale nie wierzę w ten „wyciek” Assassin’s Creed: Victory
Dewiza Ubisoftu jest bardzo prosta – przynajmniej jeden Assassin’s Creed na rok. Tak podobno chcą fani, natomiast Francuzi „muszą sprostać” ich oczekiwaniom. Cały system załamał się trzy tygodnie temu niczym domek z kart. Wszystko podczas premiery niedokończonego, pełnego błędów Assassin’s Creed: Unity. Wydawca ma jednak w nosie klientów, już wczoraj prezentując kolejną odsłonę serii. Kiedy patrzę na pierwsze grafiki z Victory, aż mnie skręca.
Na samym początku chciałbym się wytłumaczyć i przeprosić wszystkich czytelników, którzy uważają, że marudzę bez żadnych podstaw. Ja również jestem wyznawcą zasady „nie chcesz, nie graj” i ja również zdaję sobie sprawę, że nikt do Assassin’s Creed: Victory nie przywiąże mnie łańcuchami, karząc skakać po gzymsach wiktoriańskiego Londynu. Cały problem polega na tym, że tego chcę! Chcę i nie mogę, bo gdy patrzę na pierwsze grafiki promocyjne, skręca mnie w środku.
Najgorsze w całej sprawie z Ubisoftem jest to, że wydawca udaje zaskoczonego błędami Assassin’s Creed: Unity równie mocno co sami gracze. Jak gdyby to wcale nie była wina wydawcy.
Wystarczy wczytać się w oficjalne stanowisko CEO Ubisoft Montreal oraz Ubisoft Quebec. Przekaz jest bardzo prosty – nie mieliśmy pojęcia, szukamy rozwiązania, jesteśmy rozczarowani. Jak gdyby nad grą nie pracowały setki ludzi i jak gdyby Ubisoft nie miał świetnie przeszkolonego commando odpowiedzialnego za wyłapywanie i naprawianie błędów. „My też jesteśmy ofiarą” – da się niemal słyszeć z informacji dla graczy i prasy.
Kierownictwo Ubisoftu przeprosiło i obdarowało najbardziej wiernych, oddanych fanów darmową grą ze swojego świetnego porfolio. Wbrew temu co mogą sądzić w Paryżu, to jednak nie załatwia sprawy. To ją dopiero rozpoczyna. Prawda jest taka, że Ubisoft najzwyczajniej w świecie psuje rynek. Polityka „wydajemy niedopracowaną grę, naprawiamy to prezentami” może działać doraźnie, ale w dłuższym terminie tworzy negatywne wzorce dla całej branży.
Już dzisiaj widać, że gracze składający zamówienia przedpremierowe oraz kupujący przepustki sezonowe dostają od producentów środkowy palec.
Tacy klienci powinni być traktowani priorytetowo. Praktyka jest zupełnie odmienna. Najwierniejsi klienci zawsze dostają grę najpóźniej i za większe pieniądze. Inni gracze śmieją się fanom w twarz, kupując fizyczne pudełko dzień przed premierą w sieci RTV-AGD, po znacznie niższej cenie. Zamówienia przedpremierowe, przepustki, edycje cyfrowe – to wszystko miało ułatwić i umilić życie najwierniejszych klientom. Jest zupełnie odwrotnie. Zakup gry przed premierą to dzisiaj szaleństwo.
Nie piję tutaj tylko i wyłącznie do Ubisoftu. Driveclub i niedziałające serwery. Halo: Master Chief Collection i problemy z trybem wieloosobowym. Battlefield 4 z błędami, które do dzisiaj nie zostały wyeliminowane. Ubisoft, Sony, Microsoft, EA – najwięksi giganci wydają produkcje niedopracowane, potrzebujące tygodni dodatkowych testów oraz łatek. Kto na tym traci? Kto obrywa najbardziej? Najwierniejsi fani, niestety.
Assassin’s Creed: Unity jest pierwszą odsłoną serii, którą sobie odpuściłem. Obiecałem sobie, że nadrobię, kiedy tylko gra będzie zdatna do użytku. To jednak nie będzie takie proste, ponieważ już od wczoraj Ubisoft wymachuje mi przed oczami obrazkami z Assassin’s Creed: Victory.
Nim nawet wydawca doprowadził jedną grę do stanu, jaki ta powinna mieć w momencie debiutu, już reklamuje drugą. Zwróćcie przy okazji uwagę na perfidność działań Ubisoftu. Francuzi doskonale wiedzieli, że otwarta zapowiedź AC: Victory będzie sporym nietaktem, kiedy AC: Unity wciąż cierpi na wiele popremierowych dolegliwości. Z tego powodu powstały „przecieki”. Jednego dnia. W największych portalach o grach na świecie. Wierzycie w takie bajki?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mi naprawdę marzył się Assassin’s Creed w wiktoriańskim Londynie. Pomyślcie tylko o tych możliwościach! Kuba Rozpruwacz, wspinaczka na Big Bena, prowadzenie dyliżansów, rozwijanie swojej posiadłości, organizowanie balów – to pomysły powstałe w kilkanaście sekund. Niestety, patrząc na pierwsze grafiki promujące Victory, skręca mnie i odrzuca. Widzę dokładnie tę samą grę co kilka tygodni temu, tylko z innymi obrazkami w tle.
Grając w jedno nowe Assassin’s Creed można powiedzieć, że grało się we wszystkie. O ile dawniej emocjonowaliśmy się wszystkimi nowościami w serii, tak dzisiaj zmieniają się po prostu tła i bohaterowie.
Całość sprowadza się do tego samego skakania po dachach, walczenia i uciekania. Zbyt mały okres czasu, jaki posiadają producenci, przeznaczają na kilka „features”. To właśnie nimi gra próbuje rozpaczliwie złapać własną tożsamość. W przypadku Victory będzie to walka na poruszających się powozach oraz lina z hakiem, dzięki której gracz może szybciej poruszać się po mieście. Zaraz, czy czymś podobnym nie posługiwał się przypadkiem Ezio?
Do tego klasyczne bieganie pośród tłumu, znany z Unity silnik graficzny Anvil oraz premiera ustalona na 2015 rok. Jestem przekonany, że jeszcze przed debiutem produkcji usłyszymy, co wchodzi w skład pierwszych DLC oraz dlaczego TYM RAZEM naprawdę trzeba kupić przepustkę sezonową wartą niemal tyle, co sama gra. Dobrą wiadomością są jedynie docelowe platformy – PC, PS4 oraz XONE. Dzięki temu mam pewność, że w Ubisoft Quebec mogą skoncentrować się nad dopracowywaniem gry pod platformy nowej generacji.
Co na temat „wycieków” ma do powiedzenia Ubisoft? Nic, czym bylibyście zaskoczeni:
Jako gracz naprawdę cieszę się, że seria Far Cry nie sprzedaje się tak dobrze jak Assassin’s Creed. Inaczej rewelacyjne strzelaniny również trafiłyby na taśmociąg Ubisoftu.
Zakochałem się w Far Cry 3. Na ten moment Far Cry 4 robi na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Cieszę się, że przynajmniej ta seria pojawia się w regularnych odstępach czasowych. Pamiętam, ze dawniej byłem naprawdę głodny kolejnych odsłon Assassin’s Creed. Dzisiaj te atakują mnie w mediach nim nawet dam szansę tytułowi, który przecież dopiero niedawno wylądował na sklepowych półkach.
Naprawdę chciałbym zagrać w Assassin’s Creed: Victory. Kiedy jednak patrzę na pierwsze, upiększone zdjęcia promujące produkcję, nie widzę w nich niczego nowego. Victory równie dobrze mogłoby być potężnym dodatkiem do Unity. Właśnie tak dawniej wprowadzano do gier nowe obszary, przy zachowaniu tej samej grafiki, mechaniki, silnika oraz patentu na rozgrywkę. Ubisoft przynajmniej ma na tyle wyczucia, aby nie nadawać „Wiktorii” oficjalnego numerka.
Źródło grafik: kotaku.com