Krajobraz w Warszawie po debiucie Ubera
Uber to działający od 2009 roku startup z San Francisco. Firma funkcjonuje dziś już z powodzeniem w ponad 40 krajach na całym świecie. Aplikacja mobilna Uber jest prawdziwym hitem, ale w wielu krajach wzbudza ogromne kontrowersje. Nie inaczej jest w Polsce, gdzie Uber walczy teraz o klientów oraz o… kierowców. Postanowiliśmy zbadać jak wygląda sytuacja na rynku przewozu osób w Warszawie po kilku tygodniach od debiutu usługi.
Zasada działania Ubera z perspektywy użytkownika jest banalnie prosta. Program służy do kojarzenia kierowcy z pasażerem oraz bezgotówkowego rozliczania opłaty za przejazd. Osoba szukająca transportu z punktu A do B klika w przycisk na smartfonie. Po chwili kierowca zjawia się pod wskazanym adresem i zabiera posiadacza telefonu do miejsca docelowego. Opłata pobierana jest z karty kredytowej chwilę po zamknięciu drzwi.
Tak to przynajmniej ma działać w teorii.
Jak na razie aut Ubera w Warszawie przybywa powoli, bo firma zdecydowała się na wejście do Polski dość późno. Stało się to dopiero po pięciu latach działalności w innych regionach, gdzie Uber ma już wyrobioną martkę i imponującą flotę samochodów. W Polsce firma musi teraz nadrobić zaległości. Polacy jednak zamiast poczekać na debiut na Ubera wzięli sprawy w swoje ręce.
Z powodzeniem funkcjonują już u nas inne usługi o dużym zasięgu, wyrobionej marce i podobnym przeznaczeniu jak Uber, a niektóre z nich nie ograniczają się do polskiego rynku. Takie rozwiązania jak np. iTaxi, MyTaxi i Cab4You pozwalają na zamawianie przejazdów w podobny sposób do oferowanego przez startup z San Francisco. Różnią się od niego tylko i aż tym, że oparte zostały o zwykłe taksówki. Aplikacje mobilne kojarzą co prawda kierowcę z pasażerem, ale działają w zgodzie z korporacjami.
Twórcy Ubera wychodzą z założenia, że korporacje taksówkarskie to przeżytek, tak samo jak regulacje rynku przewozu osób.
Rynek taksówek w Polsce ma bardzo dużo zasad i funkcjonuje w podobnej formie od lat. Aby zdobyć uprawnienia do zarabiania na przewozie osób trzeba wyrobić licencję i przygotować odpowiednio samochód, dodać specjalne oznaczenia itp. Jest to czasochłonne i kosztowe. W Uberze kierowcą zaś może zostać praktycznie każdy, a bariera wejścia w biznes jest znacznie niższa. Kierowcy Ubera mogą też wozić ludzi wyłącznie w wolnych chwilach i nie jest wymagana od nich bardzo duża dyspozycyjność.
Uber zresztą wspomina o filozogii ridesharingu i nie stawia swojej usługi w otwartej opozycji do taksówek, ale jednocześnie celuje w tego samego konsumenta. Nie jest zaskoczeniem, że powstają tutaj tarcia. Sami taksówkarze nie witają z otwartymi ramionami nowego gracza, a przedstawciele korporacji taksówkarskich krytykuja Ubera na każdym kroku. Na swoim facebookowym wallu widziałem już masę żywych dyskusji na temat usługi. Z jednej strony użytkownicy są zachwyceni jakością obsługi i stawkami za przejazd, z drugiej strony wyrażane są obawy, czy po kilku latach po wejścia Ubera do Polski nie załamie się cały rynek.
Pozytywne opinie użytkowników
Na skorzystanie z Ubera w przeciągu ostatnich kilku tygodni namówiłem już wielu znajomych w celu poznania ich wrażen po skorzystaniu z usługi. Na chwilę odkładam teraz rozważania, czy jest to “legalny” środek transportu, czy też nie - chcialem po prostu wybadać, jaką opinię na temat tej formy przejazdów mogą mieć “niedzielni” użytkownicy smartfonów, którzy do tej pory nie przekonali się do smartfonowych aplikacji z taksówkami. Dość powiedzieć, że wśród kilkunastu bliższych znajomych nie spotkałem jeszcze ani jednej osoby, która byłaby niezadowolona.
Trudno zresztą, żeby użytkownicy zadowoleni z warunków przejazdów nie byli. Wszystkie auta którymi do tej pory jechałem są wysprzątane i pachnące, a kierowcy mili i uprzejmi. Można zadawać sobie pytanie, czy to kierowcy Ubera mają odgórny prikaz dbania o auto, czy to też ich własna inicjatywa - ale co za różnica dla klienta końcowego? Jeśli taka sytuacja się utrzyma, to może wreszcie taksówkarze konkurujący bezpośrednio z Uberem, czyli w tych najtańszych korporacjach, zaczną lepiej dbać o porządek w swoich pojazdach.
Cena to jednak nie wszystko.
Użytkownicy chwalą Ubera głównie za atrakcyjne stawki. Nie mogę się z tym nie zgodzić, zwłaszcza po nocnym kursie z lotniska na drugi koniec miasta (kosztował on połowę mniej, niż podobny przejazd z jedną z korporacji). Warto jednak pamiętać, że cena nigdy nie powinna być jedynym wyznacznikiem atrakcyjności danej usługi. Przeciwnicy Ubera podkreślają to, że kierowcy oferujące usługi w aplikacji mogą nie mieć niezbędnych zezwoleń i umiejętności, a korzystanie z klasycznych taksówek jest po prostu bezpieczniejsze.
Nie powiem, to dość istotny głos w sprawie. Jadąc z Uberem trudno mieć pewność, że kierowca ma niezbędne doświadczenie, zna dobrze miasto i jest w pełni sił jeśli włącza aplikację tylko po pracy. Kto wie, czy nie trafi nam się niedosypiający od dwóch tygodni dorabiający student w czasie stresującej sesji? Nie jest też jasne, co się stanie w przypadku wypadku spowodowanego przez kierowcę i jak będzie wyglądała kwestia ubezpieczenia. Oczywiście skorzystanie z taksówki nie eliminuje możliwości uczestnictwa w wypadku, ale jednak daje to (przynajmniej pozorne) poczucie bezpieczeństwa.
Taksówkarze nie są jednak święci
Wielokrotnie korzystałem z usług firm oferujących transport samochodowy na terenie Warszawy i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że świat nie jest tak czarno biały, jak przedstawiciele korporacji sugerują. Zarzuty kierowane wobec Ubera można spokojnie odnieść do pojazdów należących do znanych i wcale nie najtańszych korporacji. Kierowcy w taksówkach bywają niemili, a auta potrafią się rozpadać w oczach.
Niejednokrotnie spotkałem się zresztą z racji miejsca zamieszkania niemal na obrzerzach Warszawy z próbą oszustwa ze strony taksówkarza. Przypadkowe włączenie nieodpowiednią taryfę, licząc oczywiście na to, że się nie zorientuję, zdarzyło się kilkukrotnie. Do tego, po jednorazowym nacięciu się na bardzo ekskluzywny jak się okazało kurs, wsiadając do taksówki zawsze patrzę czy na drzwiach ktoś nie wypisał jakiejś ceny za kilometr przejazdu prosto z kosmosu.
Naciąganie przez taksówkarzy turystów zza granicy to też nagminna praktyka.
Zbierając informację na temat rynku przewozu osób w Polsce udało mi się dotrzeć do kierowcy który w przeszłości korzystał z niesławnego przycisku “turbo”. Taki guzik nie przyspiesza jednak samochodu, tylko złotówki lecące na taksometrze. Taksówkarz opowiedział mi o tym, kiedy decydował się włączyć ten system, jak rozpoznawał klientów, których bez stresu można, mówiąc wprost, orżnąć.
Dzisiaj - podobno - korzystanie z przycisków turbo jest niebezpieczne, bo można to łatwo wykryć. To jednak nie jedyny sposób taksówkarzy na zarabianie większych pieniędzy niż wynika z cennika na szybie. Wiem w końcu jak wygląda praca osób kierujących turystów do taksówek na warszawskim lotniku. Jak można się domyśleć, nie chodziło o to żeby załatwić osobie szukającej przejazdów jak najlepszych warunków...
Celem pracy takich osób na lotnisku jest - mówiąc kolokwialnie - wydojenie z nieświadomego cen odwiedzającego po raz pierwszy nasz kraj obcokrajowca jak największej ilości gotówki.
Trudno jednak bronić przed takimi zagrywkami łapiąc taksówkę “na rękę” prosto z ulicy bądź wybierając kierowcę z postoju w popularnych i obleganych miejscach. Wyeliminowanie niemal całkowicie możliwości tego, że kierowca oszuka nieświadomego pasażera, to główna zaleta takich aplikacji jak Uber, iTaxi, MyTaxi i Cab4You. Nadal jest to możliwe, ale znacznie łatwiej namierzyć kombinatorów.
Świetnym straszakiem na kierowców-cwaniaków jest zapisywanie trasy przez odbiornik GPS. W Uberze dodatkowo to na podstawie wskazań GPS-u w smartfonie wyliczanie jest koszt, a kierowca nie przyjmuje gotówki od pasażera, tylko rozlicza się z twórcami aplikacji obsługującymi płatność. Klient ma do tego możliwość późniejszego zgłoszenia reklamacji przez pasażera, jeśli tylko uzna on, że kierowca nadłożył drogi.
Uber od strony kierowcy, czyli mały wywiad środowiskowy.
Pasażer to tylko jedna ze stron Ubera, a po drugiej stronie znajdują się kierowcy. Wykonałem już całkiem sporo kursów o najróżniejszych porach dnia i nocy w trakcie których rozmawiałem z kierowcami na temat ich nowej pracy. Wszyscy bardzo chętnie wypowiadali się na temat warunków które określali jako bardzo przyzwoite i satysfakcjonujące. Oczywiście można przypuszczać, że kierowcy nie będą otwarcie krytykować swojego nowego “pracodawcy” i mogą obawiać się po prostu “tajemniczego klienta”.
Nie chcąc polegać wyłącznie na nie do końca wiarygodnym źródle skontaktowałem się z kilkoma osobami, które dopiero starają się o podjęcie współpracy z Uberem. Cel mają prosty - dorobić sobie dodatkowe kilka stów miesięcznie do wypłaty po godzinach. Udało mi się wyciągnąć z nich kilka ciekawostek na temat procesu rekrutacji i są to informacje których próżno szukać na oficjalnej stronie twórców aplikacji przed wizytą na pierwszym spotkaniu z rekruterem.
Czy kierowca w relacji z Uberem może liczyć na ochronę?
O ile mi wiadomo w Polsce jeszcze nie został zatrzymany żaden kierowca Ubera co do którego działalności przedstawciele organów ścigania mieliby jakieś zastrzeżenia. Prawnikiem nie jestem, ale wygląda na to, że na gruncie obecnych przepisów mogłoby się tak stać. Wtedy właściciel pojazdu narażony byłby na nieprzyjemności.
Brak wymaganych zezwoleń do świadczenia komerycyjnych usług transportu może podlegać dotkliwej karze finansowej w wysokości nawet kilku tysięcy złotych. Tak duża kwota faktycznie może odstraszyć potencjalnych kierowców, ale patrząc na mapę w aplikacji w poszukiwaniu dostępnych aut widać, że i tak znajdują się chętni przewoźnicy.
Przypuśmy, że miałaby miejsce hipotetyczna sytuacja, w której kierowca Ubera zostałby rzeczywiście obciążony karą.
Z pewnością byłaby to osobista tragedia, bo kwota jest wyższa niż kilkumiesięczne zarobki, a do tego Uber takiej kary zapłacić za kierowcę nie może… ale kto zabroni twórcom aplikacji przyznać danemu kierowcy jeszcze w tym samym miesiącu premii uznaniowej w wysokości kilku tysięcy złotych?
W takim układzie kierowcy mogliby być spokojni. Jeśli Uber obiecuje - nawet nieformalnie - opłacać kary przyznane kierowcom, to raczej mają interes w tym, żeby wywiązać się ze złożonych obietnic. Informacja o pierwszej nieprzyznanej premii szybko rozniosłaby się pocztą pantoflową i znacząco przetrzebiła flotę samochodów.
Pytanie tylko, czy rynek wytrzyma konkurencję z Uberem?
Patrząc na rozwój Ubera w innych krajach preferencyjne warunki mogą w przyszłości się zmienić. Jeśli Uber zaniżając stawki (firma ma ogromne zaplecze finansowe zdobywane w kolejnych rundach finansowania) wykosi konkurencję, to spokojnie będzie mógł podnieść ceny za przejazd. Słyszałem już zresztą od kierowców Ubera o planach wprowadzania dynamicznych zmian do cennika w zależności od obciążenia danego rejonu. Do tego pomysłu mam ogromne zastrzeżenia, zwłaszcza jeśli nie ma dziś podglądu nabitego “licznika” w aplikacji.
Dzisiaj Uber ma stałą stawkę niezależnie od pory dnia i nocy, bez podziału na strefy, a jedynie przy kursach na naprawdę dalekie przedmieścia Warszawy kierowca może odmówić wykonania kursu lub po jego wykonaniu system doliczy 10 zł dodatkowej opłaty. Jeśli to się jednak zmieni, to hipotetyczne żonglowanie przez Ubera ceną w zależności od popytu i podaży na auta, może przejść i tak bez echa wśród pasażerów. Wystarczy że użytkownicy przyzwyczają się do schematu zamów / wsiądź / pojedź / wysiądź i nawet nie zauważą wyższych cen.
Ciekawi mnie też, czemu aplikacja nie jest w pełni skrojona na nasz rynek.
Uber działa świetnie, ale polski rynek jest specyficzny. Do korzystania z aplikacji potrzebna jest karta kredytowa i nie ma opcji doładowania wirtualnej portmonetki lub skorzystania z PayPala czy lokalnego odpowiednika tego typu usługi finanowej. W kraju gdzie karty kredytowe nie są tak popularne jak np. w USA to dość spore przeoczenie. Na domiar złego Uber odrzuca karty typu prepaid bojąc się naruszeń i nieopłaconych kursów w przypadku skorzystania z jednorazówek. Kuriozalną sytuacją jest też to, że karta debetowa mojego banku nie chce z aplikacją współpracować - bank nie chce zdjąć zabezpieczeń, a Uber ma związane ręce.
W rezultacie moje konto było blokowane już ładnych kilka razy, a jedyne rozwiązania problemu dla klientów banku Pekao S.A. to wyrobienie karty kredytowej (kosztowne rozwiązanie) lub… zmiana banku na inny (czasochłonne). Pytanie ile osób po pierwszej blokadzie zrezygnuje z usługi zamiast wysłać maila do supportu? Jeśli miałbym się zaś czepiać samej aplikacji, to brakuje mi w niej możliwości podejrzenia “na żywo”, ile zostanie ściągnięte z karty w trakcie jazdy. Teraz taka informacja pojawia się dopiero po wykonaniu kursu, a przed nim można wyłącznie oszacować koszt.
Kierowcy twierdzą, że praktycznie każdy pasażer zwracał na to uwagę i wyrażał swoje niezadowolenie.
Potrzeba kontroli wydatków nie bierz się jednak znikąd, bo jest to standard w taksówkach. Tutaj aplikacja ma nam nie zaprzątać głowy pieniędzmi i chociaż rozumiem ten zamysł, to jestem przekonany, że nie była to najlepsza decyzja. Uber ma nie absorbować klienta, ma działać z braku lepszego określenia “w tle”. Pasażer powinien zamówić kurs, odbyć go i nie martwić się niczym innym, ale… nie chce się też stresować tym, czy po wyjściu z samochodu będzie go jeszcze stać na kawę.
Uber ma jednak sporo zalet i przemyślanych funkcji. Opcjonalnym krokiem jest ocenienie kierowcy po kursie. Co ciekawe, kierowcy też oceniają… pasażerów. Jak klient po całonocnej libacji alkoholowej zapaskudzi tylną kanapę to kierowca może zrobić zdjęcia, pojechać na czyszczenie auta. Kosztem tego zabiegu zostanie obciążona karta płatnicza niesfornego delikwenta. Nie warto też odwoływać kursu z Uberem, bo po jednej żółtej kartce i ostrzeżeniu pasażer za zawracanie głowy bez potrzeby zostanie obciążony kwotą 10 złotych.
Aplikacja Ubera dla pasażerów jest na szczęście przynajmniej prosta oraz funkcjonalna i mam nadzieję, że taka zostanie. Ciekawie prezentują się z kolei plany rozwoju aplikacji mobilnej dla kierowców. Teraz jest to prosty system informujący o tym, że pasażer potrzebuje transportu. W przyszłości kierowcy będą otrzymywali więcej informacji na temat tego, które dzielnice dają największą szansę na złapanie kursu, a system będzie przydzielał kierowców w taki sposób, żeby zapewnić jak najlepsze pokrycie i realizować swoje hasło o “kierowcy w 5 minut”.
Pytanie, czy kiedykolwiek uda się osiągnąć taki standard świadczenia usług w naszym kraju.
PS Przygotowując powyższy materiał zadałem wiele pytań przedstawicielom Ubera oraz konkurencji w postaci iTaxi, MyTaxi i Cab4You. Odpowiedzi okazały się na tyle interesujące, że opublikuję je w całości w formie osobnego wpisu.
Część grafik pochodzi z serwisu Shutterstock.