REKLAMA

Nie Taylor Swift i nie Apple są największymi zagrożeniami dla Spotify

W notce na oficjalnym blogu Spotify Daniel Ek zmiażdżył argumentami decyzję Taylor Swift o usunięciu swojego katalogu z serwisów streamingowych. Dostało się także Apple’owi oraz serwisowi Grooveshark, którego Ek bezceremonialnie nazwał pirackim. Żaden z tych podmiotów nie jest jednak największym zagrożeniem dla przyszłości Spotify. YouTube jest.

12.11.2014 17.12
Nie Taylor Swift i nie Apple są największymi zagrożeniami dla Spotify
REKLAMA
REKLAMA

Spotify wreszcie zaczął rosnąc na tyle dynamicznie, że można zacząć mówić o streamingu jako o dominującym formacie na rynku sprzedaży muzyki. Liczby nie kłamią - 25 proc. wzrost w liczbie płacących za serwis w ciągu mniej niż pół roku na rynku od lat targanym spadkami to więcej niż pozytywna wiadomość. Na tyle pozytywna, że… do gry zdecydowali się wkroczyć najwięksi możni świata cyfrowej rozrywki.

Co Apple najprawdopodobniej zrobi już wiemy - Beats Audio zostanie zintegrowany z iTunesem będąc, obok regularnego sklepu z mp3, jego streamingową częścią. Dla Apple’a muzyka to jednak głównie biznes poboczny, wspierający „sprzedaż hardware’u”, co świetnie zauważył Ek argumentując, że to Spotify bardziej zależy na „generowaniu wartości dla muzyków”.

Ek nie uwzględnił jednak w swoim otwartym liście innego potężnego gracza, który mimo iż na rynku streamingowym na razie obecny jest tylko połowicznie, to jak wejdzie na poważnie, to - mówiąc kolokwialnie - może pozamiatać, głównie ze względu na potężny efekt skali, którym dysponuje.

Chodzi oczywiście o Google’a.

A mówiąc konkretnie - wcale nie chodzi o serwis quasi-streamingowy, który Google już ma, czyli Google Play Music; wcale nie chodzi także o serwis rekomendacji playlist Songza, który Google ostatnio kupił, lecz o serwis znacznie poważniejszy - YouTube.

iphone youtube

O planach legalizacji tego, co dzieje się na YouTubie słyszymy od dawna. Tym razem jednak, jeśli wierzyć doniesieniom Financial Times, jesteśmy u progu debiutu serwisu muzycznego opartego na subskrypcji, po tym jak Google dogadał się z tzw. wydawcami indie odnośnie warunków finansowych.

Co to oznacza? Ano to, że YouTube, który dziś jest przecież największym na wpół legalnym serwisem streamingowym na świecie z ponad 1 mld użytkowników odwiedzających każdego miesiąca, w końcu zamieni nielegalne wrzuty piosenek na oficjalny serwis muzyczny.

Ponoć ma być połączony z wideo, ponoć bez reklam o ile zgodzimy się za serwis płacić, ponoć także z możliwością zachowywania plików do offline’u, by móc ich słuchać także wtedy, gdy nie będziemy mieli dostępu do sieci.

Wystarczy, aby zaledwie 1 proc. użytkowników YouTube’a zdecydowało się na wykupienie subskrypcji muzycznej nowej usługi, a już Google będzie miał niewiele mniej płacących użytkowników od Spotify, bo 10 mln. Każdy kolejny procent pozostawi szwedzki serwis w tyle.

I to jest największe zagrożenie dla Daniela Eka i jego firmy. Google’owi będzie bowiem znacznie łatwiej rozmawiać z gwiazdami pokroju Taylor Swift, by oferować im specjalne wynagrodzenie, pakiety promocyjne w serwisie YouTube, itd.

REKLAMA

Już to zresztą zaczął robić też Apple. Nieco nieudolnie jak z U2 ostatnio, ale można być pewnym, że to nie koniec.

*Zdjęcia pochodzą z Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA