REKLAMA

Piotr Lipiński: KINDLE I TABLET, czyli pamięć palców

Chciałabym żyć w idealnym świecie. W nim guzik on/off zawsze byłby w tym samym miejscu.

23.11.2014 18.49
Piotr Lipiński: KINDLE I TABLET, czyli pamięć palców
REKLAMA
REKLAMA

Jest to jeden z tych drobnych problemów życia codziennego, których zwykle nie dostrzegamy. Ale nieuchronny jak plama na koszuli, jeśli tylko nową założymy tuż przed śniadaniem.

Prędzej czy później okazuje się, że wszystkie urządzenia elektroniczne stawiają złośliwy opór. Odmawiają posłuszeństwa, dopóki właściwie się ich nie przyciśnie. A zdenerwowany człowiek ma ochotę raczej im przywalić.

Najbardziej irytująca różnica zachodzi między moim Kindle a iPadem.

Kindle włącznik ma u dołu, a iPad u góry. A ponieważ oba te urządzenia są w miarę podobne, moje dłonie rozpoznają je jako jedno i to samo. I ciągle się mylą, szukając tego ważnego guzika.

Ta przypadłość nabiera znaczenia szczególnie wówczas, gdy chcę coś zrobić w pośpiechu. To właśnie wówczas odruchy nabierają przewagę nad rozumem. Na dokładkę mój tablet Nexus włącznik ma z boku. Galimatias tylko się pogłębił.

ipad apple tablet

Wyliczyłem, gdzie są te wszystkie on/off-y, ale prawdę mówiąc musiałem się chwilę zastanowić. Kiedy korzystam z tych urządzeń, to palce, a nie głowa, szukają właściwego miejsca. I to właśnie one się mylą. Mógłbym sobie nawet logicznie wytłumaczyć, że każdy producent może te guziki umieszczać gdzie tylko zechce. Ale moje palce nie myślą logicznie. One chciałyby żyć właśnie w tym idealnym świecie, w którym wszystkie włączniki są w tym samym miejscu.

Dotykowa pamięć jest bardzo istotna. Jak gdzieś zlikwidują jakiś schodek, to nasza noga machinalnie będzie go szukała jeszcze przez długie miesiące.

Jeden z moich znajomych – facebookowych a jednocześnie (co zdumiewające) prawdziwych - niedawno zauważył, że kiedy rozmawiał przez telefon i jednocześnie wychodził z domu, to nagle jego stopa poczuła się zmieszana. Bo po zrobieniu kroku wylądowała na tym samym poziomie, co startowała. Stopie jednak przypomniało się, że przez trzydzieści lat był w tym miejscu schodek. I reminiscencja ta naszła ją mimo tego, że schodka nie ma już od dwudziestu lat!

Na „fejsie” posypały się kolejne przykłady - ktoś ciągle wchodził na ścianę, bo wcześniej w tym miejscu były drzwi do kuchni. Inny przez lata przeglądał się w lustrze, które już od dawna wisiało gdzie indziej. Albo próbował włączyć światło przełącznikiem, który lata temu przeniesiono w inne miejsce.

amazon kindle czytnik ebook

W tym chaotycznym świecie producenci czasami litościwie ułatwiają nam życie. Na przykład wszystkie samochody, które prowadziłem, stacyjkę miały po prawej stronie kierownicy. Wiem, że z tym również bywa rozmaicie, ale przynajmniej w moich samochodach zasada stacyjki z prawej strony wydawała się niewzruszona jak śpiący rycerz pod Zakopanem.

Niestety jednak mam wrażenie, że producenci czasami całkowicie świadomie utrudniają nam życie tylko po to, żeby sprzedać coś droższego. Bo dotyk to chyba jeden z elementów pozycjonowania sprzętu.

Zawodowy fotograf często używa na raz dwóch aparatów. Jednego z przypiętym „szkłem” szerokokątnym, drugiego z jakimś „tele”. Świetnie połączenie. Nie zmieniając miejsca - a zawodowcy niekiedy są „uwiązani” do miejsca przez organizatorów jakiejś konferencji czy zjazdu - można błyskawicznie zmienić kąt widzenia. Macierewicz w Sejmie bije się z Niesiołowskim - proszę bardzo, mamy zbliżenie na okładające się pięści. Nagle do boju ruszają całe kluby partyjne - proszę uprzejmie, już mamy ujęcie całej sali obrad. Takie zdjęcia można też zrobić zmieniając obiektywy w jednym aparacie, ale kiedy liczy się czas, nic nie zastąpi zestawu dwóch aparatów z różnymi obiektywami.

I tu właśnie niezwykle sprytnie producenci wykorzystują przyzwyczajenia fotografów. Otóż kiedy pracuje się dwoma aparatami, te po prostu muszą być jak najbardziej zbliżone w sposobie obsługi. Inaczej palce głupieją i nie mogą niczego znaleźć.

Jako uzależniony od sprzętu fotograficznego Canona (uzależniony „działkami" w postaci obiektywów) zauważam - i nie tylko ja - jak sprytnie firma zniechęca ludzi do kupowania pewnych zestawów „lustrzanek”. Drogi i profesjonalny Canon 5d mark III dobrze działa w komplecie z Canonem 7d (poprzednią i nową wersją). Ale dodawanie do któregokolwiek z nich jako drugiego Canona 6d (najtańszego canonowskiego „pełnoklatkowca”) to skazywanie się na obsługowy koszmar.

lustrzanka canon

„Gałkologia” na pozór wydaje się zbliżona. Ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Canon 6d nie ma joysticka do ustawiania pola autofocusa. Jego guziki u góry obsługują tylko pojedyncze funkcje, a nie podwójne jak w 5d i 7d. Wydawać się może, że są to drobiazgi, dopóki nie zacznie się używać sprzętu na co dzień. I to szybko, pod presją czasu. Wówczas różnice stają się tak ważne, że skłaniają do tego, co należy kupić.

Ktoś by pomyślał, że to bezsensowna polityka, bo przecież do Canona 6d przez takie pozycjonowanie ktoś nie dokupi drugiego drogiego „body”. Tyle, że ów aparat przeznaczony jest raczej na rynek amatorski, a amatorzy zwykle i tak używają tylko jednego aparatu.

Co ciekawe, zdecydowanie łatwiej uzupełnić którąkolwiek z „lustrzanek” Canona o „kompakt”, nawet innej firmy. „Lustrzanka” i „kompakt” tak bardzo różnią się rozmiarami, że palcom mniej się myli. Pewnie dlatego nie oczekuję, że włącznik w tablecie i w telewizorze będzie w tym samym miejscu.

Z czasem do wszystkiego można się przyzwyczaić. Kierowca przystosuje się do ruchu prawo i lewostronnego. Ale gdyby musiał te przyzwyczajenia zmieniać co godzinę, to pewnie już wolałby chodzić piechotą.

Co ciekawe jednak w komputerach nie sprawia mi większej różnicy, z której strony jest guzik do zamykania programów. Przez wiele lat Microsoft przyzwyczajał mnie, że trzeba kliknąć u góry po prawo. Potem przez kilka lat Apple, że po lewo. Ale nawet w „jabłkowym” świecie karty w Chrome zamyka się po windowsowemu, po prawo. W efekcie mój umysł wygimnastykował się i jest mu wszystko jedno. A palce i tak muszą stuknąć w mysz.

apple mysz imac

Czy ratunkiem na niedoskonałości obsługi są urządzenia dotykowe, które mają kopiować nasze przyzwyczajenia z realnego świata? Niekoniecznie. Kindle Touch, smartfony czy tablety fajnie na przykład przenoszą z naszej codzienności przewracanie stron przez gest przesunięcia palcem po ekranie. Ale dziś niektóre elementy obsługi wydają się naturalne nie dlatego, że są podobne do tych, jakich ludzie używali od setek lat. Raczej dlatego, że tak się przyzwyczailiśmy dopiero w ciągu ostatnich kilku lat.

Kiedy pierwszy raz wziąłem do ręki iPhone’a, nie potrafiłem wyłączyć uruchomionej aplikacji. Komputery – ale też palmtopy i smartfony z Windows - przyzwyczaiły mnie, że gdzieś na ekranie jest coś do kliknięcia, żeby zamknąć program. Nie przyszło mi do głowy, że w iPhone trzeba nacisnąć główny guzik na dole. To było coś zupełnie nowego i dziwnego.

Potem zauważałem taki sam problem u innych osób, które sięgały pierwszy raz po iPhone’a. Dziś nawet trudno w to uwierzyć, że taka prosta czynność mogła wydawać się nieoczywista. Ale rzecz miała miejsce kilka lat temu, kiedy dotykowe ekrany sterowane palcami a nie rysikami były nowością.

Przy czym również dziś wcale nie jestem przekonany, czy kosmici potrafiliby obsługiwać tablety. A już z tymi guzikami od włączania to by całkiem zgłupieli dziwiąc się, czemu ludzie tak utrudniają sobie życie.

REKLAMA

Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na PiotrLipinski.pl. Żartuje na Twitterze @PiotrLipinski. Nowa książka „Geniusz i świnie” – o Jacku Karpińskim, wybitnym informatyku, który w latach PRL hodował świnie – w wersji papierowej oraz ebookowej.

*Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA