Jeszcze w tym miesiącu Słowacy polecą do chmur... tym samochodem
Rynek motoryzacyjny opiera się zmianom. Oczywiście co roku pojawiają się nowe modele aut spalinowych, ale od dekad nie mieliśmy w tym zakresie prawdziwej rewolucji. Ot, cztery koła, silnik, kierownica i cała buda z dodatkami napędzana benzyną czy też innym paliwem. Nie wiadomo jednak, które auto będzie tym “next big thing”.
Samochody tak silnie wpisały się w cywilizację człowieka, że naprawdę trudno tu o jakąś rewolucję. Cykl życia pojazdów jest na tyle długi, że nawet jakby powstały ekonomiczne auta napędzane powietrzem, to wymiana miejskiej floty aut trwała by latami, jeśli nie dekadami. Samochody elektryczne, chociaż w teorii przyjaźniejsze dla środowiska, ciągle nie mogę przebić się do mainstreamu, a w takich krajach jak Polska ich roczna sprzedaż wynosi zaledwie kilkadziesiąt sztuk.
Projektanci z całego świata gonią jednak cały czas wizję bardziej futurystycznych aut.
Naprawdę bajeranckie samochody przyszłości oglądać możemy na kartach komiksów i w filmach akcji z lat 80-tych i 90-tych. Ludzkość marzy o tym, aby prywatne środki transportu oderwały się od ziemi i pofrunęły w chmury, dając wolność i swobodę nieosiągalną nigdy wcześniej.
Owszem, człowiek może poruszać się samolotem, ale to dobre rozwiązanie na podróże międzymiastowe. Latanie heliktopterem z kolei mija się z celem ze względu na koszt paliwa i skomplikowanie procesu. Latający samochód jednak w zasięgu każdego obywatela, niczym w Piątym Elemencie? To dopiero kusząca wizja.
Okazuje się, że nie tak daleka od realizacji.
Człowiek marzy o latającym samochodzie od ponad 100 lat i takie auto stało się ikoną futurystycznego kina science-fiction. Możliwe, że niedługo pierwsi śmiałkowie będą mogli się zaopatrzyć w taki wóz przyszłości. Już w czerwcu tego roku pochodząca ze Stanów Zjednoczonych firma Terrafugia zapowiedziała, że dzieli ją dwa lata od pokazania światu pierwszego statku powietrznego będącego następcą samochodu. Nie są jednak sami w tym wyścigu.
Jak donosi The Guardian, organizatorzy wideńskiego Pioneers Festival planują zaszokować publikę sprawnym i działającym latającym samochodem jeszcze w tym miesiącu. Prezentacja proptypu ma odbyć się już 29 października. Twórcami tego auta są Słowacy z firmy o wszystko mówiącej nazwie AeroMobil, którzy mają już kilkuletnie doświadczenie w tej kwestii. Firma miała już w zeszłym roku testować prototyp podobnego pojazdu.
Pytanie tylko, czy to wypali.
Nie jestem kierowcą, ale pomysł na latający samochód z jednej strony mnie przeraża, a z drugiej niesamowicie kręci. Ciekaw tylko jestem, czy Słowacy faktycznie mają już gotowe rozwiązanie, czy też naobiecywali organizatorom Pioneers Festival cudów, a teraz zachodzą w głowę, jak mają je wyczarować.
Wątpliwości mam ze względu na to, że ostatnia wersja Flying Roadstera od AeroMobil ma być przetestowana dopiero… 28 października, czyli dzień przed prezentacją. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to osoby zainteresowane tematem będą mocno rozczarowane. Mam nadzieję jednak, że nie są to czcze przechwałki i latające auto faktycznie jest na wykończeniu.
AeroMobil łapie wiatr w żagle.
Latający samochód to stuletni koncept, ale AeroMobil wyczuło nowy zryw ludzkości do latania. Jeden z założycieli firmy nazwiskiem Juraj Vaculik twierdzi, że przez ostatni rok przyspieszyli prace nad prototypami “ze względu na entuzjazm olbrzymie zainteresowanie konceptem wśród społeczności inżynierów z całego świata”. Pytanie tylko, czy zapewnienia mają pokrycie.
O latającym aucie nie wiemy jeszcze zbyt wiele oprócz tego, że będzie wykonane z włókna węglowego. Samochód od AutoMobil ważyć będzie nieco poniżej pół tony i ma rozwijać prędkość do 200 km/h. W środku znajdzie się miejsce dla dwóch pasażerów, a design pojazdu wskazuje na sportowe przeznaczenie, niźli na klasyczny wóz rodzinny do podróży na zakupy i wakacje nad morzem.
Z latającymi samochodami jest tylko jeden problem. Ten sam, co z dronami.
Poruszanie się pojazdu w powietrzu nad ulicami i chodnikami, gdzie znajdują się klasyczne samochody i piesi, stwarza wiele zagrożeń. Już na klasycznych, płaskich drogach auta często mają wypadki tragiczne w skutkach. Strach pomyśleć, co się stanie jeśli taki hovercar lub bezzałogowy statek zwany dronem spadnie na przystanek z wysokości kilku metrów.
Spodziewam się, że nawet jeśli powstaną prawdziwe latające auta (których cena będzie na tyle niska, żeby umożliwić ich popularyzację i masową produkcję) to szybko nadzieje entuzjastów na wolność pod chmurami ostudzą przepisy i regulacje przestrzeni powietrznej przez państwo. Już teraz rządy przyglądają się z uwagą dronom, które niedługo mogą zasłonić nam niebo.
Latający samochód to też wyzwanie dla kierowcy, a dokładniej… pilota.
Trzeba brać pod uwagę to, że człowiek poruszający się samochodem w dwóch płaszczyznach czuje się znacznie pewniej, niż pilot statku powietrznego. Oczywiście średniej klasy auto jeździ znacznie szybciej niż porusza się nawet najszybszy sprinter świata, a jest przy tym mniej zwrotne od człowieka, ale to ciągle “stąpanie po gruncie”.
Pilot takiego hipotetycznego latającego samochodu znajduje się w już w trójwymiarowej przestrzeni, która nie jest już naturalnym środowiskiem i wymaga znacznie więcej uwagi od kierującego pojazdem, a w przypadku doświadczonych kierowców - zmiany wieloletnich przyzwyczajeń. Nie można też nie brać pod uwagę zagrożeń związanych z warunkami atmosferycznymi.
Obawiam się też o przyszłość "samojeżdżących" samochodów, które są innym nowoczesnym trendem w motoryzacji. Google i kilka innych firm pracuje nad autem bez kierowcy od lat, ale trudno zaufać takiej technologii. Komputery są zawodne, a programiści i inżynierowie to tylko ludzie, którzy mogą popełnić błędy. Najmniejszy bug w oprogramowaniu takiego auta lub wada konstrukcyjna może prowadzić do śmierci niewinnych osób.
Z drugiej strony latający lub autonomiczny samochód to nie jest chyba rocket science dla ludzkości, która już w latach 60-tych ubiegłego wieku wysłała człowieka na księżyc...
*Zdjęcia latającego auta w wersji 2.5 oraz wizualizacje prototypu 3.0 pochodzą ze strony AeroMobil.