Polacy stworzyli najciekawszą przygodówkę ostatnich lat! Zaginięcie Ethana Cartera – recenzja Spider’s Web
Muszę od razu zaznaczyć, że gatunek „gry przygodowej” nie leży na dziele The Astronauts idealnie. Zaginięcie Ethana Cartera to niesamowita wycieczka po niesamowitym miejscu, której na pewno nigdy nie zapomnicie. Polacy stworzyli coś naprawdę oryginalnego, co tylko dla porządku rzeczy zaszufladkujemy jako logiczny tytuł przygodowy.
Czym jest Zaginięcie Ethana Cartera? To podróż po przepięknym świecie, który został stworzony z prawdziwych, realnie istniejących elementów.
O użytej przez The Astronauts metodzie fotogrametrii rozpisywałem się już w tym miejscu. W największym uproszczeniu Polacy dokładnie fotografowali pod każdym kątem rozmaite obiekty, implementując je do wirtualnego świata gry. Dzięki temu gracz podróżujący po fikcyjnym Red Creek Valley ma pewność, że niemal każdy obiekt, który mija, istnieje w naszym, realnym i namacalnym świecie. Oryginalne posunięcie, które dało niesamowite efekty końcowe.
Zaginięcie Ethana Cartera to bez dwóch zdań najpiękniejsza gra przygodowa, jaka kiedykolwiek powstała.
Kiedy po raz pierwszy wyszedłem z ciemnego tunelu na otwartą przestrzeń, oniemiałem. Dzięki metodzie fotogrametrii Zaginięcie Ethana Cartera niemal na każdym kroku wygląda jak kadr z pocztówki. Co prawda poruszający się na wietrze, z promieniami słońca przeciskającymi się przez korony drzew, ale jednak. Podczas gry chce się robić zrzut ekranu za zrzutem ekranu, dokumentując, jak niesamowicie może wyglądać gra komputerowa.
Z efektu końcowego na pewno byli również zadowoleni sami twórcy. Pewnie dlatego interfejs gry nie istnieje. Wszystko po to, aby gracz mógł złapać jak najwięcej z przepięknych, zapierających dech w piersiach widoków. Zresztą zobaczcie sami. Wszystko to zrzuty prosto z gry, żadne tam grafiki koncepcyjne. Rewelacja! Podróżując po względnie otwartym świecie będziecie szczerzyć się od ucha do ucha, podziwiając tysiące małych detali.
Dzięki fotogrametrii Red Creek Valley nabiera własnej duszy. Ma się wrażenie podróżowania po prawdziwym miejscu, które naprawdę istnieje.
Lokacje w grze Astronautów są przy tym bardzo swojskie i bliskie naszemu otoczeniu. Co prawda monumentalna tama oraz zamknięta kopalnia to nie jest widok, który każdy z nas ma za oknem, ale pejzaże jeziora, podróż po lesie czy wizyta w zabitej deskami wiosce – wszystko to naprawdę wygląda i brzmi tak, jak gdybyśmy założyli buty i sami wybrali się w podróż.
Red Creek Valley jest chyba pierwszym tak urealnionym, prawdziwym i niemal namacalnym miejscem w przestrzeni wirtualnej, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Wspaniałe osiągnięcie, które tylko wzmaga ochotę na rozgrywkę. Podróżując po przepięknych, wiarygodnych lokacjach jeszcze bardziej wsiąka się w opowiadaną opowieść, którą wątek po wątku poznaje detektyw Paul Prospero.
Fabuła nie jest już tak niesamowita jak lokacje. Scenariusz miejscami ocieka mrokiem, z lubianym przez polskich deweloperów wątkiem „zła przedwiecznego”.
Na całe szczęście łączenie poszczególnych wątków daje satysfakcję i motywuje do dalszej gry. W pewnym momencie złapałem się na tym, że naprawdę zależy mi na odnalezieniu tytułowego Ethana Cartera – chłopca, który jest w ogromnym zagrożeniu ze strony mrocznych sił roztaczających swoje macki nad zapomnianym przez Boga Red Creek Valley.
Nie mogło oczywiście zabraknąć zwrotu o sto osiemdziesiąt stopni na moment przed napisami końcowymi. Oczywiście nie będę wam go zdradzał. Napiszę tylko, że zakończenie jest satysfakcjonujące i odpowiednio nagradza gracza za jego trud.
Na osobny akapit zasługuje niesamowita ścieżka dźwiękowa oraz polska wersja językowa samej gry. Muzyka w Zaginięciu Ethana Cartera jest równie ważna, co warstwa wizualna.
Kompozytor Michał Stroiński bez dwóch zdań stanął na wysokości zadania, odpowiadając za klimat gry. W każdym z jego utworów czai się niepewność, tajemniczość, napięcie oraz pewna nostalgia, idealnie pasująca do cichego, skrywającego prawdziwe zło Red Creek. Utwory zostały świetnie napisane pod odwiedzane przez gracza lokacje. „The Alchemist” grane w starym domostwie na wzgórzu czy „Deadly Lantern” dobiegające ze słuchawek podczas wizyty na zapomnianym przez świat cmentarzu – ciarki, po prostu ciarki.
Nie sposób nie napisać również o zagadkach, jakie przyjdzie rozwiązać Paulowi Prospero. Unikalny system bardzo dobrze sprawdza się w grze, chociaż łamigłówek jest po prostu zbyt mało.
Podczas przechodzenia Zaginięcia Ethana Cartera będziecie mogli ruszyć mózgiem jakieś sześć, może siedem razy. Wszystkie zagadki tyczą się morderstw oraz polegają na wskazaniu zabójcy. Co prawda tego za każdym razem możemy domyśleć się już na początku, ale nie umniejsza to w żadnym stopniu ciekawemu systemowi „retrospekcji”.
Jak szybko odkrywa gracz, Prospero nie jest zwyczajnym detektywem. Jego nadzwyczajną umiejętnością jest odtwarzanie minionych scen zbrodni w czasie, o ile zbierze wystarczająco dużo dowodów i ułoży wydarzenia w odpowiedniej chronologii. Bardzo fajna zabawa, ale tylko podczas pierwszej połowy gry. Później ma się wrażenie, że Astronauci idą na łatwiznę. Im bliżej końca, tym banalniejsze oraz prostsze do przewidzenia dostajemy dochodzenia. Szkoda, ponieważ potencjał drzemiący w mechanice jest ogromny.
Co wyjątkowe, większość zagadek w Zaginięciu Ethana Cartera jest opcjonalna. Podczas gry zdawało mi się, że tak naprawdę wystarczy rozwiązać dwa morderstwa i po prostu przebiec przez cały otwarty świat, aby zobaczyć napisy końcowe. Nie musicie się więc bać, że na dobre utkniecie. Jeżeli nie potraficie doprowadzić jakiejś sprawy do końca, możecie po prostu ruszyć przed siebie, podziwiając kolejne piękne widoki.
Na sam koniec kilka wad i kontrowersji. Jedną z nich na pewno jest długość potrzebna na przejście gry.
Zaginięcie Ethana Cartera ukończyłem w mniej więcej 5 godzin. Tyle wystarczy, aby zwiedzić wszystkie zakątki Red Creek Valley, rozwiązać wszystkie poboczne łamigłówki, zebrać wszystkie dokumenty, wejść do każdego budynku oraz pokonać główny wątek fabularny. Zbyt krótko? Biorąc pod uwagę średni czas potrzebny na przejście gry przygodowej – na pewno. Jak jednak pisałem na początku – gra studia The Astronauts nie jest typowym tworem przygodowym.
Mam wrażenie, że gdyby tytuł był sztucznie wydłużany, straciłby wiele na swojej oryginalności i wyjątkowości. Zaginięcie Ethana Cartera to jak wycieczka po niesamowitym miejscu. Gdyby ta trwała zbyt długo, magia na pewno by prysła. Z tego powodu gra już w momencie swojej premiery kosztuje mniej niż 80 złotych.
Jeżeli to dla was wciąż za dużo, nic się nie stanie, jeżeli poczekacie kilka tygodni. Gra Astronautów to klasyczna „przygoda na jeden raz”, którą wypada ograć, ale niekoniecznie trzeba potem do niej wracać. Takie produkcje tanieją bardzo szybko.
Innym mankamentem jest interaktywność z samym światem. Chociaż producenci starali się tchnąć w niego życie, to udało się połowicznie. Momentami miałem wrażenie, jak gdybym podróżował po zamrożonym w czasie, przepięknym miejscu, którego nie jest w stanie zmienić żadna siła we wszechświecie. Tym bardziej gracz, pozbawiony tak podstawowej możliwości jak chociażby skok. To bez wątpienia konsekwencja zastosowania metody fotogrametrii – jej koszt, w zamian za co dostaje się niesamowitą i niepowtarzalną warstwę wizualną.
Mimo tego uważam, że w Zaginięcie Ethana Cartera powinien zagrać każdy miłośnik gier przygodowych oraz każdy gracz, który od komputerowej rozgrywki czasami oczekuje czegoś więcej.
Gra Astronautów to krótka, ale świetna przygoda, o której na pewno nie zapomnicie. Oryginalne doświadczenie, po którym chce się więcej. Mam ogromną nadzieję, że kontynuacja jest już w planach twórców.