Wojna zawsze wygląda tak samo, czyli graliśmy już w polskie This War of Mine w wersji Preview - recenzja Spider's Web
This War of Mine to nadchodząca gra od 11 bit, czyli warszawskiego studia odpowiedzialnego m.in. za ciepło przyjętą na całym świecie serię gier Anomaly. Niewydany jeszcze tytuł ma już teraz bardzo dobrą prasę na całym świecie. Pomysł przedstawienia wojny z perspektywy cywila, w poważny i ponury sposób, spotkał się z ogromnym uznaniem. Po spędzeniu kilku godzin z This War of Mine w wersji Preview nie mam wątpliwości, że warto odliczać dni do premiery tej polskiej gry.
Pierwszy klimatyczny zwiastun This War of Mine trafił do sieci równo pół roku temu i od tego czasu z zaciekawieniem śledzę postępy prac nad tą produkcją od polskiego 11 bit studios. Polska firma zdecydowanie złapała wiatr w żagle i została zasłużenie dostrzeżona przez krajowe i zagraniczne media. Nie będzie to garażowa produkcja, a profesjonalne dzieło wykonane przez zespół doświadczonych ludzi.
Nie tylko CDProjekt Red i Techland
Polskie gry coraz częściej doceniane są nie tylko w kraju nad Wisłą, ale też w innych regionach. Rozpoznawalna jest już nie tylko seria Wiedźmin i udane Dead Island. Pierwsza część gry Anomaly od 11 bit studios sprzedała się na tyle dobrze, że doczekała się już kilku sequeli. Raz gracz bohatersko broni mieszkańców Ziemi, by później wcielić się nie w obrońców ludzkiej rasy, a kosmicznych agresorów.
Kolejne części Anomaly z gatunków Tower Offence i Tower Defence cieszą graczy, ale firma nie chce odcinać kuponów od popularności i bierze się za inne projekty. W tym roku uruchomiono chociażby platformę dystrybucji gier Games Republic, gdzie gracze mogą zakładać własne cyfrowe “sklepy” i zarabiać na polecaniu gier. 11 bit wzięło się też za samodzielne wydawanie gier od niezależnych deweloperów w ramach programu 11 Lauchpad. Cały czas trwają też prace nad kolejną grą, który odcina się całkowicie od serii Anomaly.
This War of Mine to faktycznie świeże i mocno przygnębiające spojrzenie na tematykę wojny
O to, jak będzie wyglądało This War of Mine jeszcze w marcu tego roku podpytywałem twórców gry, którzy udzielili mi obszernych odpowiedzi na wiele dręczących mnie pytań. Już sam zapowiedziany wtedy pomysł na zmianę perspektywy intryguje. Wojna to bardzo często poruszany w grach temat ze względu na swoją widowiskowość, ale w grze 11 bit nie ma miejsca na wartką akcję, niewybredny i prostacki humor oraz spektakularne wybuchy. Okazuje się, że bez tego gra potrafi się obronić.
Do myślenia daje fakt, że zdarzenia losowe spotykające gracza (w przerwach między rozbudowywaniem domostwa, craftingiem nowych przedmiotów i zdobywaniem surowców) oparte są na prawdziwych historiach osób, które żyły w rejonach objętych wojną. W ludziach w takich warunkach potrafią wyjść nie tylko w dobre cechy charakteru, jak bohaterstwo, męstwo, honor. Oprócz tego, a może zwłaszcza, jest to idealne środowisko dla rozwoju tej ciemnej strony ludzkiej natury.
Cieszy mnie też, że mechanika rozgrywki dobrze prezentuje się nie tylko “na papierze”.
Po blisko pół roku od rozmowy z przedstawicielem 11 bit studios miałem wreszcie okazję samemu przyjrzeć się grze w wersji demonstracyjnej w wersji dla komputerów PC oraz Mac. Ostrzegano mnie, że udostępnione demo to zaledwie wersja Preview, a finalna wersja gry ma być znacznie bardziej rozbudowana i pozbawiona błędów. Ostrzeżenia te były jednak nieco na wyrost.
Co prawda testowy build gry na OS X jest teraz nieco w tyle za wersją pecetową, ale This War of Mine na Windowsie już teraz sprawia masę frajdy. Po premierze gra będzie wyglądała i działała tak samo na komputerach z Windows, urządzeniach Apple oraz pecetach z Linuksem. Bugów znalazłem zaledwie kilka, z czego żaden nie powodował frustracji i nie uniemożliwiał rozgrywki.
“Survive”, nie “Play”
Główne menu gry jest mocno ascetyczne i składa się tylko z dwóch przycisków, ale nie wiem czy taki stan rzeczy utrzyma się do premiery. Jeden z guzików to ikonka wyjścia z gry, a drugi to napis “Survive” zamiast zwykłego “Play”. Już ten zabieg nastawia gracza na to, jak będzie wyglądał gameplay. Wojna, wbrew temu co sugerują serie Call of Duty i Battlefield, to nie zabawa, a nieustanna walka o przetrwanie.
Początek gry wita klimatycznymi napisami, które nieco przywodzą na myśli serię Fallout. Świat przedstawiony w grze zresztą wygląda bardzo podobnie do amerykańskich pustkowi po nuklearnym holocauście. Różnica jest taka, że zamiast radiacji i zmutowanych szczurów grupa kierowana przez gracza w This War of Mine musi mierzyć się z zagrożeniem w postaci bliźnich, których dotknęła ta sama tragedia.
To nowatorską grą ze względu na perspektywę, z której gracz będzie obserwował świat.
W This War of Mine nie wcielamy się w przerysowanego bohatera pokroju wolnfensteinowego B.J. Blazkowicza. Gracz kieruje grupą postaci będących zwykle tłem dla przygód protagonisty w grach akcji. Świat nie jest przedstawiony z perspektywy pierwszej osoby w pełni trójwymiarowym środowisku. Twórcy postawili na widok “z boku”, ale tytuł ten bynajmniej nie przypomina tworzonych po godzinach przez “jednoosobowy zespół” gier Indie.
Oprawa graficzna jest po prostu świetna i klimatyczna. Świat widziany z boku jest trójwymiarowy i ma głębię, a zmieniając pozycję kamery zmienia się też perspektywa i możemy dojrzeć inne szczegóły w danym pomieszczeniu. Wszędzie dominują odcienie szarości, a styl lokacji przypomina rysunki malowane węglem. W grze steruje się wyłącznie myszą, która służy do przewijania mapy, wybierania bohaterów i wydawania im poleceń.
Dzień i noc
Mechanika gry polega na systemie turowym, gdzie każda tura to kolejny dzień (i noc) wojny. Grupa sterowanych przez gracza bohaterów w ciągu dnia przebywa razem w domu, który na czas wojny staje się ich wspólnym schronieniem. Zajęć wbrew pozorom jest sporo, ale wszystkie sprowadzają się do poprawy spartańskich warunków, w której znaleźli się ocalali po ataku okupanta mieszkańcy. Próba wyjścia z domu, gdy na niebie widać słońce, kończy się śmiercią z rąk przyczajonego w okolicy snajpera.
Bohaterowie spędzają więc w domostwie kolejne dni, modernizując mozolnie posiadane wyposażenie - konstruując kuchenki, łóżka i wytwarzając potrzebne przedmioty, jak np. wytrychy i filtry do oczyszczania wody. Z kolei nocą jedną z postaci można wysłać na zwiedzanie okolicznych lokacji w celu zdobycia niezbędnych przedmiotów, kiedy reszta grupy regeneruje siły i broni dobytku. Oba fragmenty rozgrywki są bardzo wymagające i wymagają planowania działać z dużym wyprzedzeniem.
Czy jednej postaci uda się nocą zdobyć tyle środków, żeby wystarczyło ich dla całej grupy?
Lwia część rozgrywki polega na przemyślanej dystrybucji zasobów za dnia. Trzeba dbać o to, żeby postaci były zdrowe, najedzone, wyspane i nie popadły w depresję, a dom był odpowiednio przygotowany na nadchodzącą zimę i inne trudy codziennego życia. Bohaterowie zajmują się takimi prozaicznymi czynnościami, jak przyrządzaniem posiłków, łataniem dziur w ścianach, wystawianiem pułapek na szczury w celu zdobycia pożywienia i skręcaniem papierosów na handel. Czas na wykonanie wszystkich czynności związanych z rozwojem “bazy” jest ograniczony.
Zegar w lewym górnym rogu ekranu nieubłagalnie odlicza kolejne minuty. Zadbano o to, żeby w miesiącach zimowych dzień trwał krócej, a temperatura spadała. Gracz może słuchać też audycji pogodowych w radiu, co pozwoli zdecydować, czy posiadane drewno wykorzystać do palenia w pięciu, czy wybudowania kolejnego łóżka. Z początku naprawdę trudno się połapać, co do czego służy i nieco brakowało samouczka. Szybko się jednak zorientowałem, że warto czytać dymki z wypowiedziami postaci, które sugerują, co gracz powinien zrobić w pierwszej kolejności.
Mam nadzieję, że twórcy nie dodadzą samouczka w finalnej wersji. Cywilom na wojnie też nikt nie daje instrukcji obsługi i muszą sami radzić sobie w nowej rzeczywistości...
Jeśli miałbym jakoś sklasyfikować This War of Mine, to uznałbym tę grę za wymagającą strategię. Podobnie zresztą pozycjonują swój tytuł twórcy, ale i tak ten gatunek nie oddaje w pełni tego, czym tak naprawdę jest This War of Mine. Owszem, najwięcej czasu poświęcałem na liczenie posiadanych gratów w ekwipunku i potrzebnego czasu na wykonanie określonych akcji, ale gra nie ogranicza się tylko do craftingu; pojawiają się też elementy zręcznościowe.
Trzeba naprawdę szybko klikać, kiedy gracz nocą przemierzając opustoszały supermarket natknie się na kilku uzbrojonych bandytów. System zwiedzania lokacji też jest naprawdę nieźle przemyślany i nie jest wcale uboższy od dziennego zarządzania bazą wypadową. Postać gracza ma ograniczone pole widzenia, może się skradać lub walczyć; czasem jednak sytuacja nie pozostawi jej wyboru. Wisienką na torcie jest ograniczony czas podczas nocnej tury.
Jeśli gracz nie zdąży wysłać postaci do wyjścia z lokacji przed świtem, to bohater wróci do domu z opóźnieniem i może po drodze zostać zraniony.
Każdej nocy trzeba też podjąć decyzję - czy na wyprawę zabrać ze sobą łom, wytrych, łopatę i karabin, by przygotować się na każdą możliwą ewentualność, czy też pójść z pustymi rękami i liczyć na to, że uda się mimo wszystko przeżyć noc i wrócić z większą ilością łupów? Każdy slot w ekwipunku jest na wagę złota, ale czy nie lepiej zabrać ze sobą trochę kosztowności, na wypadek natknięcia się na kogoś, z kim można pohandlować? Każda noc to dylemat, w co wyposażyć wybraną postać a gra bynajmniej nie pomaga w wyborze.
W każdej zwiedzanej nocą lokacji mogą pojawić się wrogo nastawieni rabusie, z którymi nie sposób mierzyć się gołymi pięściami. Najlepsze przedmioty są zwykle za zamkniętymi na cztery spusty drzwiami, których nie otworzymy bez łomu (głośno) lub wytrycha (cicho). Jeśli na drodze gracza pojawi się sterta gruzu, to bez łopaty może nie starczyć nocy, by się przez niego przebić. Problem w tym, że w pełni wyposażona postać musi zapewnić przypływ surowców dla kilkuosobowej grupy. Nigdy nie wiadomo, które przedmioty faktycznie się przydadzą, a które zabiorą tylko cenne miejsce.
Innym sposobem zdobywania niezbędnego wyposażenia jest handel wymienny.
Czasem postaci NPC przychodzą pod drzwi domu bohaterów i proszą o pomoc np. w formie oddania im jedzenia, ale czasem chcą też nieco pohandlować - oczywiście w systemie barterowym. Mechanizm handlu polega on na wybieraniu kolejnych przedmiotów z oferty handlarza i swojego ekwipunku, aż pojawi się komunikat o tym, jak bardzo gość będzie zadowolony z transakcji. Naprawdę nie jest łatwo dobrze oszacować, jak dużo zapasów trzeba będzie oddać za jedną konserwę, o amunicji i lekarstwach nie wspominając - i bardzo dobrze, bo tabelki i paski postępu w grach skutecznie zabijają klimat.
Pewnych uproszczeń oczywiście nie da się uniknąć w przypadku gry komputerowej, dlatego zawsze do gotowania potrzeba po jednej jednostce paliwa, surowego mięsa i zdatnej do picia wody. Na szczęście część obliczeń silnika gry realizowane jest pod maską. System handlu jest tego najlepszym przykładem, ale też status każdej postaci opisywany jest nie za pomocą liczb i procentów, a prostych haseł, takich jak “głodny” i “bardzo głodny” lub “chory” i “chory (wziął lekarstwa)”. Postać może być też ranna, niewyspana, smutna... Zdarzają się (rzadko) sytuacje, w których bohater jest “zadowolony z życia” albo “najedzony do syta”.
Wojna to tło, a fabuła nie gra pierwszych skrzypiec
Historia w This War of Mine jest tylko tłem dla rozgrywki, a przynajmniej na to się zapowiada po ograniu kilku godzin wersji demonstracyjnej. Owszem, dostajemy strzępki informacji na temat świata przedstawionego, ale nie jest to najważniejsze. Bardziej liczy się to, z jakimi moralnie niejednoznacznymi sytuacjami przyjdzie się graczowi zmierzyć. Od tego, kto do kogo strzela dwie dzielnice dalej bardziej liczy się to, ile zrobią kierowani przez gracza ludzie, żeby przetrwać.
To dobry zabieg z kilku powodów. Fabularnie ma to sens, bo postaci kierowane przez gracza i tak przecież praktycznie nic nie wiedzą na temat tego, co się dzieje dookoła. Cywile dostają jedynie strzępki informacji z frontu wykorzystując ledwo działające radio - a i to pod warunkiem, że poświęcą cenne zasoby na jego naprawę. Ale czy nie lepiej wykorzystać te same surowce na naprawę kuchenki gazowej? Z takimi dylematami gracz będzie spotykał się co chwilę.
Ponadto grupa trzech początkowych bohaterów kontrolowanych przez gracza dobierana jest losowo z puli bohaterów.
Grę w wersji demo rozpoczynałem kilka razy i za każdym razem trafiałem na zupełnie nowe postaci. Każda z nich ma swoją historię i unikalne umiejętności. Nie pozwala to prowadzić wymuskanej do granic możliwości, liniowej narracji, ale nie takie było założenie. Raz w moim teamie znalazły się osoby dobrze radzące sobie ze skradaniem, zbieraniem surowców z okolicznych domów oraz handlem. Za drugim podejściem trafił mi się niezły kucharz, gość obyty z bronią palną i… prawniczka. W czasach pokoju mogła zarabiać więcej od pozostałym postaci razem wziętych, ale w wojennych realiach jest zdana praktycznie tylko na pomoc innych ludzi.
To szalenie ciekawy manewr, który dodaje smaczku grze jednocześnie stawiając znak zapytania nad balansem rozgrywki. Dzisiejsze gry zwykle wyglądają na pisane przez matematyka, gdzie nie ma miejsca na przypadek. Wszyscy gracze muszą mieć równe szanse i podobne wrażenia z rozgrywki. W przypadku This War of Mine gracz dostaje kontrolę nad naprawdę losową zbieraniną ludzi. Jak w życiu, można trafić lepiej i gorzej, a później trzeba sobie po prostu radzić, na przekór wszystkim przeciwnościom i do samego końca - szczęśliwego lub nie - bohaterowie są zdani na siebie i nie mają czasu na szkolenie się w innym fachu.
Nie wszystkie takie specjalne umiejętności przydadzą się w czasie wojny.
Gra może z początku układać się nieźle, jeśli trafimy na grupę osób przygotowanych na trudy wojny. Gorzej, jeśli nasi bohaterowie nie będą mieli żadnych cech, które ułatwiają przetrwanie. Od samego początku klimat się zagęszcza, bo grupie brakuje dosłownie wszystkiego: surowców do rozbudowy domu, jedzenia i jeszcze raz jedzenia, bandaży, broni białej i palnej oraz np. składników do pędzenia samogonu, którym potem można handlować. Nie każdy członek zespołu będzie wnosił do niego tyle samo, ale każdy musi jeść i odpoczywać.
Same umiejętności to jednak nie wszystko, bo w grze jest też fura zdarzeń losowych, które mogą wywrócić życie bohaterów do góry nogami - chociażby takich, że każdej nocy dom może zostać napadnięty przez bandytów. Jeśli wyposażymy mieszkańców w broń i postawimy na straży, to odeprą atak. W przeciwnym razie nasze cenne przedmioty mogą zniknąć, a postaci mogą zostać ranne. Tylko kto po trzymaniu całonocnej warty będzie miał siłę gotować obiad i wytwarzać kolejne przedmioty?
Mieszkańcy mogą się nawet rozchorować, jeśli gracz nie zadba o ocieplenie podziurawionej artyleryjskim ogniem chałupy.
Wszystkie wymienione wyżej sytuacje to dopiero wierzchołek dziury lodowej wyzwań. Nasz bohater może popaść w depresję, jeśli podczas nocnego rajdu będzie zmuszony pozbawić życia inną osobę w celu zagrabienia jej dobytku. Jeśli przez kilka dni nie znajdziemy podczas nocnych rajdów jedzenia i lekarstw, to mieszkańcy domu mogą zacząć po prostu... umierać.
Uczucie zagrożenia towarzyszy graczom cały czas, a opuszczający domostwo na nocne eskapady grupowy Stalker może pewnego dnia po prostu nie wrócić. Nie każda sytuacja losowa próbuje jednak wpędzać gracza w depresję. Czasem do drzwi zapuka inny cywil, który szuka schronienia i zaproponuje swoją pracę w zamian za miejsce do spania, a my zyskujemy kolejną postać.
Innym razem ktoś przyjdzie i przekaże potrzebne grupie lekarstwa za pędzony wcześniej bimber.
Ba, trafiłem nawet na osobę, która podzieliła się jedzeniem pochodzącym ze spadochronowego zrzutu! Stało się to zresztą w momencie, w którym moja lodówka świeciła pustkami. Niestety, gra wzmaga uczucie paranoi i chwilę po posiłku zacząłem się zastanawiać: a co, jeśli to jedzenie jest zatrute, bo inna grupa ocalałych mieszkańców miasta szykuje się, by nas okraść? Mam nadzieję dowiedzieć się tego w pełnej wersji gry.
W takim tytule jak This War of Mine nie da się poprowadzić historii konwencjonalnym sposobem, ale nie jest to wada. Owszem, w klasycznych liniowych grach nazywanych kinówkami, również nastawionych na kampanię single player, znacznie łatwiej opowiedzieć zamkniętą historię. W przypadku This War of Mine ze względu na losowy charakter rozgrywki i dwuwymiarową grafikę znacznie trudniej zżyć się z bohaterami, tracą oni na wyrazistości.
Stwarza to jednak bardzo dużą szansę na to, że gracze będą chcieli do This War of Mine wielokrotnie wracać.
Mechanika się nie zmienia, ale za każdym razem steruje się zupełnie inną grupą postaci, a kolejne wydarzenia nie muszą następować w tej samej kolejności. Sama gra zresztą jest na to nastawiona. Poziom trudności jest wyśrubowany i nawet nie łudzę się, że przy pierwszej próbie uda mi się doczekać końca wojny w finalnej wersji gry.
Twórcy obiecują też, że akcje gracza będą miały reperkusje w dalszych etapach gry. Tym bardziej będę chciał się dowiedzieć, jak potoczyłyby się losy spotkanych NPC-ów, jeśli zamiast strzelać zacząłbym rozmawiać. Liczę też na to, że gra faktycznie będzie stawiała wiele trudnych pytań.
Ile człowieczeństwa poświęci kierowana przez gracza postać, żeby tylko przeżyć kolejny dzień?
Pisząc o tym, że w grupie kierowanych przez gracza postaci zawsze brakuje wszystkiego, nie przesadzam. Każdy kolejny dzień w grze to kolejne wybory: kogo nakarmić, kto będzie chodził głodny? Czy wymienić lekarstwa na broń do obrony domostwa, czy też zachować je na przyszłość i liczyć na spokojną noc? Naprawdę ciężko odmówić dzieciom stojącym pod drzwiami jedzenia dla chorej matki, ale zwykle oznacza to, że zabierzemy naszym postaciom ostatni bochenek chleba.
Zwykle w grach z elementami strategicznymi nie mam problemu z rozsądnym gospodarowaniem środkami, ale tutaj jest inaczej. Prasowe demo, w które miałem okazje zagrać, pozwoliło mi spędzić z grupą bohaterów dwa tygodnie czasu “w grze”. Po tym czasie moja grupa wcale nie była w dużo lepszej sytuacji, jak na początku, a kolejne odkrywane przez bohaterów lokacje stawały się coraz trudniejsze w eksploracji. A oblężenie miasta może trwać przecież nie kilka tygodni, a nawet kilka lat…
Niezmiernie ciekawi mnie, ile jeszcze rzeczy trafi do finalnej wersji gry.
Wersja preview dostarcza wielu wrażeń i niesamowicie wciąga, ale ciekawi mnie, jak długi będzie pojedynczy gameplay. Tego na szczęście dowiem się już niebawem, bo This War of Mine zadebiutuje jeszcze w tym roku na komputerach stacjonarnych. W planach jest też wersja mobilna i nie jest wykluczone, że gra trafi też na konsole, ale jak na razie studio nie składa żadnych obietnic. Najbardziej zależy mi na edycji na tablety i smartfony, bo nowa gra 11 bit studios aż prosi się o taką wersję. Sterowanie za pomocą ekranu dotykowego nie byłoby problemem, a system turowy pozwala na granie krótkich sesji.
Jestem przekonany, że wiele osób doceni ten tytuł, chociaż rozgrywka może powodować w dzisiejszych graczach dyskomfort - zarówno ze względu na poruszaną tematykę i przedstawianie szarej, brudnej rzeczywistości wojny bez różowych okularów, jak i poziom trudności. Atrakcyjna oprawa graficzna, przemyślana mechanika i niebanalne podejście do tematu to z pewnością atuty This War of Mine, które nie jest kolejnym klonem Call of Duty. Przedpremierowe zamówienia na edycję pecetową This War of Mine można składać otwartym w tym roku sklepie Games Republic rozwijanym przez 11 bit studios.
Gra wyceniona została na 18 dolarów, a po tym co widziałem w wersji demonstracyjnej jestem pewien, że będą to dobrze wydane pieniądze.
PS This War of Mine to zupełnie inna gra niż The Walking Dead od Telltale Games i trudno porównywać turową strategię (z braku lepszego określenia) z rasową przygodówką typu point-and-click. Grając w obie gry czułem jednak podobny klimat przygnębienia i w obu przypadkach stale towarzyszyło mi takie samo uczucie niepewności co do dalszych losów postaci i bohaterów niezależnych.
PS2 Testowałem This War of Mine w wersji Preview, w której nadal brakuje niektórych opisów. Widać to zresztą na załączonych zrzutach ekranu. To oczywiście nie dziwi, skoro gra nie jest skończona, dlatego nie zwracajcie uwagi na tzw. placeholdery w opisach postaci. Znalazło się też kilka pomniejszych błędów, ale nie ma sensu rozwodzić się na temat braków przed oficjalną premierą.