Chaos, czyli co zgotowały najmłodszym współczesne media
Znajomy opowiedział mi o tym, że będąc z dzieckiem na mieście spotkali Zbigniewa Wodeckiego. Znajomy powiedział dziecku, że to ten pan od Pszczółki Mai, na co dziecko spytało, co to Pszczółka Maja.
Gdy jako dzieciak spotykałam "obce" dzieci, nawet z innych krańców kraju, zawsze mieliśmy jakieś rozrywkowe punkty wspólne. Power Rangers, Dragon Ball, Gumisie, Czarodziejka z Księżyca, Pokemony, czy w końcu Muminki, Pszczółka Maja i Shrek - wszystkie dzieci, nawet jeśli nie uwielbiały, to przynajmniej znały te kreskówki i filmy, miały punkt wspólny w dziecięcej i nastoletniej kulturze.
Nie ma się co dziwić - dorastałam w czasach, gdy w telewizji było tylko kilka kanałów, telewizja satelitarna raczkowała i była bardzo droga a wieczorynka, codziennie o 19, była podstawowym źródłem rozrywki dla dzieci, obok porannych, weekendowych programów.
Dziś po moim podwórku biegają dzieci w wieku 5-13 lat, całkiem spora grupka. Gdy zapytać ich, co oglądają czy w co grają, każde da inną odpowiedź, a część nawet nie zna rozrywek innych dzieci. W końcu wychowują się w innych miastach, w innych grupach rówieśniczych i nic dziwnego, że nie mają wspólnego języka kultury i rozrywki. Wieczorynka zniknęła, zastąpiły ją dedykowane kanały puszczające bajki non-stop i internet.
Jakiś czas temu widziałam, jak czteroletnia dziewczynka nie potrafiąca jeszcze pisać, siadła przy komputerze, otworzyła z zakładki YouTube'a i z pamięci wpisała w wyszukiwarkę "swin", po czym z podpowiedzi wybrała "świnka peppa". Zapytałam, skąd wie że to akurat tego szuka, odpowiedziała że "rozpoznaje znaczki".
Z wiekiem dorośli nie nadążą za rozrzuceniem i chaosem kultury i rozrywki.
Mogliśmy zawsze porozmawiać o tym, co wspólne, podyskutować czy powymieniać się ulubionymi bohaterami z bajek czy hitowych filmów. Kto, będący w wieku 25-40 lat, nie zna "Niekończącej się Opowieści", "Powrotu do Przyszłości" czy choćby "Czterech Pancernych i Psa"? Do dziś z sentymentem myślimy o tych filmach z dzieciństwa, bo oglądał je każdy. KAŻDY. O tym rozmawiało się w szkole, na podwórku i na imieninach babci z kuzynami.
Na dodatek nasi rodzice też wiedzieli, o czym mowa. Oglądali z nami lub przynajmniej orientowali się, co w trawie piszczy. W końcu w czasach, gdy filmowy hit był prawdziwym hitem, gdy wychodził rzadko i potem wchodził do telewizji z wielką pompą, nie dało się go pominąć.
Może to tylko moje wrażenie, może zestarzałam się szybciej, niż można było się tego spodziewać, ale wydaje mi się że dziś nowości pojawia się o wiele więcej. W dobie internetu, cyfrowych dystrybucji i mediów na żądanie coraz rzadziej zdarza się nowość, która jak burza przechodzi przez wszystkie kanały mediów i rozpala dziecięcą i młodzieńczą wyobraźnię tak, jak to było kiedyś.
Nic dziwnego. Rynek dziecięcej rozrywki oznacza spore zyski. Nie z samych filmów czy seriali, ale wszystkiego, co można dosprzedać jako licencjonowane zabawki i gadżety.
Każda wytwórnia chciałaby stworzyć dziecięcy hit, więc prób jest coraz więcej. Dodatkowo kanały dla dzieci rozpowszechniły się niesamowicie szybko - w niektórych krajach odpowiadają nawet za 20% czasu spędzonego na oglądaniu kanałów telewizyjnych w ogóle. Dzieci przecież są tak podatne na reklamy, że warto inwestować w rozrywkę dla najmłodszych.
Jakby tego było mało, internet też dołożył swoją cegiełkę do wysypu bajek i filmów dla dzieci. Zamiast siedzieć przed telewizorem i czekać na wieczorynkę mogą wejść na YouTube'a czy w innych krajach na Netflixa i oglądać to, na co mają ochotę wtedy, kiedy mają na to ochotę. Każde na własnym lub rodziców tablecie czy komputerze.
Czasy, gdy banda dzieciaków schodziła się do jednego domu by obejrzeć bajkę na kanale z satelity czy była zmuszona do oglądania jednej jedynej wieczorynki o 19 już dawno minęły. Nawet dla dzieci rozrywka staje się coraz bardziej intymnym, odizolowanym od rówieśników doświadczeniem.
Owszem, chodzimy z dziećmi do kina i to częściej niż kiedyś, ale nie są to już wielkie wyprawy. Kina stały się powszechne, repertuary pękają w szwach od młodzieżowych tytułów i rzadko zdarza się potężny, konieczny do obejrzenia hit dziecięcy.
A jeśli przegapi się taki hit teraz, to za dwa, trzy miesiące obejrzy się go w domu - wtedy, gdy rówieśnicy już trochę o nim zapomną.
Zadziwiająco mało mówi się o tym, że obecnie zaczyna dorastać pokolenie dzieci, które konsumuje wytwory kultury i rozrywki całkowicie inaczej niż my i nasi rodzice. Bardziej osobiście i nie tak grupowo.
Być może za 10-20 lat dorosłe już dzisiejsze dzieci nie będą miały tyle punktów wspólnych, co mamy my, dorośli.
PS: Czy dzieci nazywają jeszcze czołgi Rudy 102, tak jak robiłam to ja z bratem i jak robili to nasi rodzice?
Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.