Samsung Galaxy S5 z jeszcze bardziej uciążliwą blokadą regionalną niż Note 3 - poprosiliśmy producenta o wyjaśnienia
Pamiętacie sprawę ograniczeń regionalnych w phablecie Samsung Galaxy Note 3? Okazuje się, że producent w swoim najnowszym flagowcu stosuje jeszcze bardziej drakońskie metody walki z importerami sprzętu, co może okazać się nieco problematyczne dla klientów detalicznych kupujących telefon np. na wakacjach lub wyjeździe służbowym. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy przed weekendem polskiego rzecznika koreańskiej firmy, Olafa Krynickiego.
Po premierze Galaxy Note 3 w sieci zawrzało. Pojawiły się informacje, że producent zdecydował się na wprowadzenie blokady regionalnej, która miała - podobno - utrudnić korzystanie z urządzeniu po udaniu się za granicę. W rzeczywistości nie było to jednak tak źle. Ze względu nowy mechanizm phablety Samsunga kupione w jednym regionie (np. Stanach Zjednoczonych) wymagają odblokowania, zanim będą mogły współpracować z lokalnymi kartami SIM w innej części świata - dajmy na to, w Europie.
To była burza w szklance wody.
O sprawie informowałem na łamach Spider’s Web jeszcze w zeszłym roku. Wtedy też zbagatelizowałem “problem”, a dziś nadal jestem przekonany, że słusznie. Blokada nie była bowiem wymierzona w klienta detalicznego, a w importerów sprzętu “na własną rękę”. Nie sposób winić Samsunga, że próbuje przeciwdziałać temu procederowi - bo czym tak naprawdę objawia się ta blokada, która oburzyła (potencjalnych) klientów Samsunga na całym świecie? Otóż domyślnie phablet Note 3 działa wyłącznie z kartami SIM z regionu, w którym urządzenie zostało zakupione i po wywiezieniu go na drugi koniec świata nie przyjmie ono lokalnej karty.
Z początku brzmi to groźnie, ale wbrew pozorom to nie jest ogromny problem. Aby trwale pozbyć się tej blokady wystarczy... na chwilę włożyć lokalną kartę SIM po zakupie urządzenia. Tylko tyle i aż tyle. Co więcej, nawet jeśli się tego nie zrobi, nie będzie to koniec świata, bo po powrocie do kraju wakacji z nierozpakowanym phabletem Galaxy Note 3 wystarczy udać się w celu jego odblokowania do lokalnego przedstawiciela producenta. Co istotne, kupiony u nas telefon, do którego raz włoży się polskim SIM-em nie będzie miał problemu z przyjęciem amerykańskiej karty.
Okazało się jednak, że to za mało.
Jak wspomniałem, blokada regionalna nie ma na celu uprzykrzyć życia klientom, a ukrócić proceder skupowania przez prywatnych importerów telefonów koreańskiego producenta w dobrej cenie i sprzedawaniu ich w innym regionie. Są przynajmniej dwa powody, dla których jest to niepożądana sytuacja dla firmy: po pierwsze, powoduje to spadek zainteresowania telefonami z oficjalnej dystrybucji (bo są zwyczajnie droższe niźli oferowane np. na aukcjach internetowych...); drugim powodem jest fakt, że importowany sprzęt nie jest wyposażony w przydatne aplikacje i usługi (jak nazywa to producent) lub w bloatware (jak uprzejmi są często te dodatki nazywać użytkownicy).
Wygląda też na to, że samsungowa blokada okazała się niewystarczająca w walce z importerami sprzętu. Najnowszy smartfon Samsung Galaxy S5 będący topowym modelem w ofercie również ma regionalną blokadę, która może okazać się nieco bardziej problematyczna. Oprócz konieczności włożenia lokalnej karty SIM trzeba bowiem wykonać z niej pięciominutowe połączenie w celu trwałego odblokowania urządzenia. Trzeba przyznać, że dla klienta detalicznego to praktycznie żaden problem, a przy tym poważnie utrudnia to życie wszelkiej maści handlarzy sprzętem, a o to przecież firmie tak naprawdę tutaj chodzi.
Czy to powód, żeby “hejtować” Samsunga?
Nadal uważam, że w żadnym razie nie można Samsungowi nic zarzucić. Po pierwsze, jako producent ma pełne prawo do tego, żeby wprowadzić taką blokadę. Nie oszukuje też klientów, a informacja o konieczności aktywacji telefonu znajduje się na pudełku i trzeba ją zerwać, zanim wyciągnie się telefon. To nie jest też tak, że telefony są zablokowane na stałe i prodcedura zdjęcia blokady nadal jest mało problematyczna.
Zastanawiam się tylko, czy i tak nie wyjdzie to bokiem producentowi. Jeśli jakiś “prywatny importer” zamówi paczkę stu smartfonów Galaxy S5 i skrzętnie pozrywa te nalepki, by ukryć przed nieświadomym klientem konieczność aktywacji urządzenia, to nie wiadomo, kogo później taki klient kupujący taki telefon na Allegro obwini: importera, czy producenta? Oba scenariusze są równie prawdopodobnie i Koreańczykom może ta sprawa zaszkodzić wizerunkowo.
Trudno się tu dziwić ludziom, że chcąc kupić smartfona szukają go w jak najlepszej cenie.
Producent naturalnie chciałby, żeby ludzie kupowali telefony u lokalnego przedstawciela z rodzimej sieci dystrybucji. W końcu lokalnemu oddziałowi firmy nie jest na rękę, jeśli musi serwisować urządzenia, za które kasę zainkasował Samsung po drugiej stronie świata; przy tym ma słabsze wyniki sprzedaży, jeśli klienci kupują telefony z innego rynku. Co więcej, lokalni partnerzy producenta też nie są szczęśliwi, jeśli - dajmy na to - zapłacą za preinstalowanie swojej aplikacji na Galaxy S5, a ludzie będą biegać z telefonami z USA, gdzie dodatki są przygotowane na rynek amerykański. Biznesowo może się to zwyczajnie nie spinać, stąd polityka blokad.
Bądźmy jednak realistami: Samsung Galaxy S5 kosztuje w Polsce w oficjalnej dystrybucji 2999 złotych. To nie tylko po raz kolejny cena znacznie większa procentowo względem średniej krajowej, niźli u naszych zachodnich sąsiadów. Sama nominalna cena jest na tyle wysoka, że importowanie telefonu z bogatszych państw (zachodnia Europa, Stany) do biedniejszego kraju (Polska) ma sens - gdzie “na logikę” powinno wyglądać to odwrotnie. Samsung nie może się więc dziwić, że instytucja prywatnych importerów i handel telefonami sprowadzanymi z innych regionów na portalach aukcyjnych kwitnie. Oczywiście sprawa nie jest prosta, bo obniżenie cen u nas sprawiłoby, że po telefon zaczęliby pewnie do nas przyjeżdżać Niemcy...
Co na to Samsung?
W zeszły piątek, w dniu premiery nowego telefonu zadałem Olafowi Krynickiemu pięć pytań dotyczących blokady regionalnej w najnowszym flagowcu koreańskiej firmy, czyli Samsungu Galaxy S5:
- Dlaczego Samsungowi tak bardzo na tym zależy?
- Czy blokada w Galaxy Note 3 okazała się niewystarczająca?
- Czy liczycie na to, że nowy typ blokady pomoże Wam osiągnąć Wasze cele?
- Nie boicie się, że kto będzie chciał to obejść, to i tak to obejdzie (jak rozumiem problem jest z handlarzami sprzętem importowanym z regionu do regionu), a Wy będziecie utrudniać życie klientom detalicznym?
- Nie bocie się złej prasy i oburzenia klientów, skoro jesteście jedynym producentem, który ma takie drakońskie obostrzenia (a przynajmniej o żadnym innym nie jest tak głośno)?
Na pytania powyższe pytania otrzymałem w odpowiedzi oficjalne stanowisko firmy brzmiące:
Co dalej?
Przy całej sympatii i wyrozumiałości dla Samsunga, któremu za wprowadzenie blokady obrywa się niesłusznie, uważam że powyższa odpowiedź ładnie wygląda, ale... nie ma co zasłaniać się wyłącznie “troską o klienta”. W końcu gdyby blokada stosowana była TYLKO ze względu na lokalny kontent, znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby udostępnienie możliwości personalizacji telefonu pod dany region po pierwszym uruchomieniu telefonu. Jak? Chociażby poprzez np. ściągnięcie paczki aplikacji przeznaczonych dla Polski na amerykańskim smartfonie uruchomionym u nas.
Zamiast tego Samsung zdecydował się na wprowadzenie blokad regionalnych, które mają na celu ukrócenie importu urządzeń z jednego końca świata na drugi. Czy to dobra decyzja? Najwidoczniej taktyka się sprawdza, skoro zamiast ją porzucić, Samsung brnie dalej i “usprawnia” blokadę, a cena flagowca w takiej Polsce to horrendalne 2999 złotych. Nasuwa się tylko pytanie, czy koreański producent nie sprawdza teraz jak daleko może posunąć się z ograniczeniami i nie próbuje sprawdzić, kiedy wreszcie klienci powiedzą “dość”.
Na odpowiedź, na ile jeszcze Samsung sobie pozwoli w walce z importerami sprzętu poznamy odpowiedź przy premierze kolejnej generacji Galaxy Note.