REKLAMA

Z czym wejdziesz do internetu, z tym wyjdziesz

Jeśli masz wrażenie, że przez internet idzie Ci lepiej, że łatwiej rozmawia Ci się ludźmi, że tylko za pomocą literek wpisywanych w okienko komunikatora możesz napisać to, co naprawdę myślisz i czujesz, jeśli czasem zbierasz się do powiedzenia czegoś twarzą w twarz, ale nie potrafisz się przemóc, jeśli czujesz, że idzie Ci coraz gorzej z ludźmi w ogóle, to być może jesteś taki, jak ja. Być może internet pogłębił Twoje problemy i oderwał Cię od rzeczywistości. Być może internet uczynił Cię nieszczęśliwym.

Z czym wejdziesz do internetu, z tym wyjdziesz
REKLAMA

Wsadźmy sobie w buty wszystkie bzdury o tym, że internet wcale nie ma wpływu na poczucie szczęścia lub nieszczęścia. Prawdopodobnie większości z nas nie. Ale część z nas izoluje od świata, u części pogłębia samotność, niszczy zdolności interpersonalne i negatywnie wpływa na życie poza siecią. Wykorzystuje nasze psychologiczne słabości i zapętla nas w spirali samotności i nieszczęścia. Jestem takim jego tworem.

REKLAMA

Pierwszy raz przez internet zauroczyłam się, gdy miałam 15 lat. W tym wieku wydawało mi się oczywiście, że nikt mnie nie rozumie, prócz tego kogoś po drugiej stronie kabla, tego kogoś odbierającego moje e-maile. W nich mogłam pisać, co leżało mi na sercu - w nich opisywałam swoje sercowe zmagania z chłopakiem z “reala”, o których nie opowiadałam nikomu innemu.

Internet wydawał się wtedy lekarstwem na moją niepewność siebie, na dosyć niskie poczucie własnej wartości. W internecie było łatwiej.

Nie musiałam myśleć o tym, jak wyglądam, czy nie zrobię czegoś głupiego, mogłam na dodatek pomyśleć, zanim coś powiem. Mój internetowy przyjaciel stał się potem przyjacielem rzeczywistym, a młodzieńcza odwaga pozwalała mi jeszcze wtedy mówić to, co w sieci twarzą w twarz.

Minęły lata, w trakcie których internetowe zawieruchy przechodziłam jeszcze wielokrotnie - wirtualni przyjaciele i miłości przychodziły, odchodziły, przekształcały się w rzeczywiste przygody albo i nie, a ja traktowałam sieć jako podstawowy świat. Po powrocie ze szkoły, zamiast odrabiać lekcje, siedziałam przed ekranem prowadząc niesamowicie aktywne, zerojedynkowe życie towarzyskie, a w szkole tak naprawdę nie zdobywałam nowych, dłuższych znajomości. Coś takiego, jak przyjaciele czy znajomi z gimnazjum lub liceum nigdy dla mnie nie istniało - miałam przecież internet.

samotnosc

Każde nowe miejsce, każde nowe środowisko, szkoła, uczelnia czy potem praca - wszystko to było dodatkiem do internetu. Dodatkiem, z którego rzadko kiedy wynosiłam coś więcej, niż minimum. Czasem próbowałam umówić się z ludźmi poznanymi w ten sposób na spotkania, czasem nawet taka znajomość trwała dłuższą chwilę, ale prędzej czy później zawsze wracałam do sieci. Coraz szybciej i szybciej.

Model “poznaję kogoś w sieci i dopiero, gdy wiem, że chcę tego kogoś poznać twarzą w twarz” sprawdzał się całkiem dobrze. Udawało mi się uniknąć w ten sposób wszystkich bzdur związanych z pierwszym wrażeniem (bo gdy czujesz, że ktoś jest bliski w sieci, to zwykle w życiu też się taki okazuje), badaniem gustów i preferencji i potem w rzeczywistości przechodzić szybko do tego, co dla mnie było ważne. Do szczerości i bezpośredniości.

Im więcej korzystałam z sieci, im bardziej wychodziła ona poza komputer stacjonarny w postaci mobilnego internetu, tym bardziej izolowałam się od świata rzeczywistego i tym mniej starałam się przełamać samą siebie do interakcji i aktywności w nim. Po co, skoro mam internet?

Mój odizolowany, wirtualny świat zapewniał niemal wszystko. Przyjaźnie, miłości, stymulacje intelektualne, seksualne, rozrywkę, wszystko!

Problem w tym, że zamykałam się na świat coraz mocniej. Podczas gdy w sieci kolejne osoby przychodziły i odchodziły, w “realu” stwierdzałam, że nie warto nawet próbować. I tak wszyscy odejdą, i tak będę czuć się samotna. I tak koniec końców będę sama i nieszczęśliwa. Funkcjonowałam, poznawałam, sypiałam, ale z coraz większym dystansem. Już bez tej wspaniałej, dającej poczucie obcowania z czymś wyższym otwartości, bez poznawania drugich osób - po łebkach, bo po co inaczej? Przeprowadzenie poważnej rozmowy z partnerem okazało się w pewnym momencie tak ciężkie, że niemal niewykonalne, mimo że kilka lat wcześniej nie miałam problemów, by rozmawiać o uczuciach.

Na dodatek okazało się, że jak bardzo bym nie próbowała, to nie potrafię utrzymać dłużej żadnej znajomości, nawet takiej, którą chciałabym kontynuować. Stałam się niemal upośledzona w kontaktach międzyludzkich, a co najgorsze zaczęło się to przenosić także na kontakty przez internet. Wcześniejsza lekkość rozmów i nawiązywania znajomości przez sieć odeszła w niepamięć - nawet w sieci nie mam już praktycznie nikogo bliskiego, nikogo, kto powie mi o sobie i z kim mogę porozmawiać szczerze.

Moje umiejętności społeczne zamiast się rozwijać, to cofnęły się, nawet w internecie. Początkowo zrzuciłam wszystko na karb doświadczeń, rozczarowań i innych, pozainternetowych spraw i problemów. Dziś już wiem, że internet odegrał w tym, mniejszą lub większą, rolę.

samotnosc-smartfon

Badania na temat internetu i jego wpływu na zdrowie psychiczne człowieka przeprowadzane są od dawna. Tylko, że dopiero od niedawna zaczęły mieć sens.

Problemów związanych z badaniami jest kilka. Trwają zwykle dosyć długo, co przy ultradynamicznym krajobrazie sieci praktycznie uniemożliwia jednoznaczne określenie wyników. Podejmowane tematy są ogólne, a grupy kontrolne dosyć małe, co skutkuje pytaniami o miarodajność. Przede wszystkim jednak większość z nich oprócz tego, że jest po prostu stara, to podejmuje pytania ogólne, typu “czy internet wywołuje dysforię” i tak dalej” i nie obejmuje mnóstwa ważnych dla zdrowia psychicznego zmiennych.

Kilka lat temu zaczęto jednak próby spojrzenia na wpływ internetu z nowych perspektyw. Jedną z najciekawszych jest wykluczenie uogólnienia i zadanie pytania, czy stan psychiczny, predyspozycje i umiejętności społeczne wpływają na to, jak działa na nas internet?

Całkiem słuszne to pytanie, na które powoli znajdowana jest odpowiedź. Tak - wszystkie te czynniki mają wpływ na skutki używania internetu. Odpowiedzi są też bardzo logiczne i zgodne z codziennymi doświadczeniami prawdopodobnie każdego z nas.

Osoby czujące samotność czy z zaburzonymi kompetencjami społecznymi częściej wykazują zaburzenia w korzystaniu z internetu, co skutkuje negatywnie na życie również poza internetem.

Mówiąc po ludzku, jeśli ktoś wkroczył do internetu z problemem, to internet może ten problem zwiększyć i pogłębiać.

Na przykład osoby samotne czy ze skłonnościami do depresji komunikują się przez internet częściej, niż inni. Bo w internecie jest łatwiej, nie trzeba się tak starać przy autoprezentacji czy nie podejmuje się ryzyka odrzucenia.

Niestety osoby te mają również większe skłonności do uzależniania się od sieci i mniejszą samokontrolę, co często prowadzi do błędnego koła nawarstwiania się problemów.

Jakby tego było mało, to zaburzenia w korzystaniu z internetu na dłuższą metę mogą odbijać się na życiu “realnym” w różny sposób - obniżeniem aktywności i wyników w szkole czy w pracy czy właśnie pogorszeniem umiejętności społecznych lub zwiększeniem poczucia samotności.

To błędne koło, w którym internet zamiast pomagać, amplifikuje problemy.

Bo tak naprawdę to, z czym wchodzimy do sieci wystawiane jest na próbę. Pewna siebie osoba może popaść w narcyzm, a osoba skryta skryć się jeszcze bardziej. Nie ma jednej recepty, nie ma prostej odpowiedzi, czy internet czyni ludzi szczęśliwymi lub nie.

REKLAMA

Jeśli więc czujesz, że coś jest nie tak, to może to dobry moment, by dostrzec swój problem, którego internet nie rozwiąże, a pogłębi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA