Nowe BlackBerry sprzedają się słabo, a tablet Playbook w zasadzie został porzucony
Jakoś bez większego echa przeszły ubiegłotygodniowe wyniki BlackBerry, a zdaje się, że rynek ocenia je wyjątkowo źle. I nie chodzi nawet o suche liczby, szczególnie te związane z przychodami i zyskami, bo tu akurat źle nie jest, ale o liczbę sprzedanych smartfonów. Szczególnie o liczbę smartfonów z nowym systemem operacyjnym BlackBerry 10.
BlackBerry sprzedał 6,8 mln sztuk smartfonów w ubiegłym kwartale, co na pierwszy rzut oka nie wygląda źle. W porównaniu do kwartału wcześniej zanotowano wzrost z 6 mln. Jednak przyciśnięty przez inwestorów, szef BlackBerry Thorsten Heins wyjawił, że zaledwie 40% sprzedaży stanowią smartfony z nowym systemem (Z10 oraz Q10). To oznacza, że urządzenia, które miały odmienić los kanadyjskiej firmy sprzedało się zaledwie 2,7 mln. Dużo za mało, by mówić o powrocie BlackBerry do pierwszej ligi.
Podczas ostatniej konferencji BlackBerry World w Amsterdamie, w której miałem przyjemność uczestniczyć, dało się wyczuć duże podniecenie nowym systemem operacyjnym i nowymi smartfonami. Słynny wiceprezes ds. relacji z deweloperami Alec Sounders śpiewał piosenki o tym, jak bardzo deweloperzy kochają nowe BlackBerry. CEO Heins opowiadał o tym, że czas amatorów się skończył (sugerował, że poprzednia ekipa rządząca nie radziła sobie z zarządzaniem firmą), a słynna piosenkarka Alicia Keys miała zadbać o to, by marka BlackBerry ponownie pozytywnie oddziaływała na młodszych konsumentów.
Nie można było nie być pod wrażeniem tego, w jaki sposób BlackBerry jest przygotowane do walki o odzyskanie swojej utraconej pozycji. Prawdziwym testem miał być jednak rynek, to jak nowe smartfony przyjmą konsumenci. Czy rzucą się, by je kupować? Czy będą przechodzić z innych platform mobilnych? Czy znajdą się wśród nich nowi konsumenci, dla których BlackBerry będzie pierwszym smartfonem w życiu?
Patrząc na wyniki ostatniego kwartału, ten najważniejszy test został chyba oblany. To był pierwszy pełny kwartał dostępności nowych BlackBerry na rynku, co - jeśli marka miała wrócić do łask konsumentów - powinno skutkować znacznie wyższą sprzedażą niż kwartał czy rok wcześniej. Wprawdzie Thorsten Hains zaklinał rynek, że ważniejszy będzie przyszły kwartał, ale inwestorzy raczej mu nie uwierzyli. Bezpośrednio po ogłoszeniu wyników kurs akcji BlackBerry spadł o prawie 30%. To prawie połowa tego, co były RIM zyskał w ciągu ostatniego roku (prawie 60%). Niestety kolejne dni pogłębiły spadek zainteresowania inwestorów i - jak sugeruje "Wall Street Journal" - to głównie utrata zaufania inwestorów instytucjonalnych. Niestety nie oznacza to nic dobrego.
To nie koniec złych wiadomości dla BlackBerry. Wczoraj okazało się, że Playbook - tablet, który swego czasu miał powalczyć z iPadem na rynku korporacyjnych - wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie będzie aktualizowany do najnowszej wersji systemu BB10. W praktyce oznacza to wycofanie się BlackBerry z tej kategorii produktowej.
Jeszcze bardziej negatywną informacją jest spory spadek w liczbie subskrybentów usług BlackBerry. W ostatnim kwartale kanadyjska firma straciła ich 4 miliony i aktualnie zarządza 72 mln. Niby to wciąż gigantyczny potencjał, ale jak dowodzi niezależny analityk Horace Dediu, potencjał biznesowy tej bazy jest nieporównywalnie mniejszy od tego, czym dysponuje Apple w usługach związanych z iTunesem.
Co więc dalej będzie z BlackBerry? Wydaje się, że Heins rzeczywiście ma jeszcze jeden, może dwa kwartały, by udowodnić, że strategia, którą obrał przynosi rezultaty. Przy okazji piętrzą się spekulacje, że BlackBerry jednak długo nie pozostanie niezależną firmą. Kto wie, czy po fiasku rozmów z Nokią, do kanadyjskiej firmy nie zgłosi się Microsoft.