Microsoft mógł mieć problem z powodu YouTube'a, ale rozegrał to jak dobrą partię szachów [aktualizacja!]
Windows Phone w końcu doczekał się półoficjalnej aplikacji do YouTube’a. Jest ona wyjątkowo udana i funkcjonalna. I... to jest jej największym problemem.
O aplikacji Microsoft YouTube 3.0 (sic!) pisaliśmy całkiem niedawno. Wspominaliśmy o niej, bo to niemałe wydarzenie dla użytkowników Windows Phone. Od początku istnienia tego systemu, jego użytkownicy nie dysponowali jakąkolwiek oficjalną aplikacją. Jedyne co mieliśmy do dyspozycji to „aplikację” Microsoftu, która uruchamiała przeglądarkę internetową i adres m.youtube.com, i dziesiątki mniej lub bardziej udanych programów firm trzecich.
Kilka dni temu nadeszła jednak duża zmiana. Microsoft, bez żadnych wcześniejszych zapowiedzi, zaprezentował pełnoprawnego klienta tej niesłychanie popularnej usługi strumieniującej multimedia. Co więcej, owa aplikacja okazała się bardzo udana. Jest szybka, stabilna, wygodna i funkcjonalna. Ta ostatnia zaleta może okazać się jednak dużym problemem.
Jest ona bowiem… zbyt dobra. Irytują cię reklamy przed klipami na YouTube? Nie ma problemu! Aplikacja Microsoftu je usuwa. Rzadko masz dostęp do Wi-Fi? Nie ma problemu! Możesz rozkazać aplikacji pobranie klipu do pamięci telefonu i obejrzeć go później, w dowolnej chwili, nie narażając się na utratę cennych megabajtów z pakietu danych od operatora.
Microsoft, jak otwarcie przyznał, nie otrzymał żadnej pomocy przy budowie aplikacji. Oznacza to, że musiał sam przestudiować dostępne API i odpowiednio je zaimplementować. Gigant poszedł jednak o krok dalej. Za pomocą inżynierii wstecznej dorobił własne, dodatkowe funkcje, takie jak chociażby wyżej wspomniane usuwanie reklam czy pobieranie klipów do oglądania offline.
Sęk w tym, że tego zabrania regulamin YouTube’a. Mówi on, że reklam serwowanych przez YouTube nie wolno modyfikować, zastępować własnymi lub blokować. Wszystkie serwowane przez usługę muszą być wyświetlane w nieoficjalnym kliencie. Nie wolno też przechowywać kopii treści serwowanych przez YouTube.
Regulamin jednak obowiązuje wszystkich, jako ogół. Niewykluczone jednak, że Microsoft i Google, właściciel YouTube’a, jakoś się dogadali. Brak współpracy technicznej nie jest w żaden sposób równoznaczny z brakiem współpracy formalnej. Postanowiłem to sprawdzić.
Pierwsza metoda, „na lenia”, nie przyniosła efektów. Owa metoda to przeczesywanie przeróżnych publikacji na ten temat w poszukiwaniu komentarza którejkolwiek z tych firm. Niestety, bezowocnie. Poprosiłem więc wczoraj, rano, drogą mailową, bezpośrednio obie firmy o komentarz.
Niestety, do tej chwili takowego otrzymałem. Co więcej, inne witryny, które poszły w moje ślady, również takowego nie otrzymały. Osoba reprezentująca Google przeprosiła mnie za możliwą zwłokę, tłumacząc, że panuje teraz duże zamieszanie w związku z konferencją I/O 2013. Osoba reprezentująca Microsoft potwierdziła otrzymanie prośby, ale do tej chwili nie doczekałem się żadnego komentarza. Jeżeli takowe otrzymam, uaktualnie notkę, informując o aktualizacji w tytule.
W czasie oczekiwania na owe oświadczenia afera zaczęła wybuchać coraz głośniej. Google w końcu dostrzegł to, co zrobił Microsoft i wysłał list do giganta, żądając natychmiastowego usunięcia aplikacji. Powód? Reklamy. Jak tłumaczy Google, Microsoft pozbawia twórców klipów dochodów z reklam, odbierając im wynagrodzenie za ich pracę. To prawda i argument Google'a jest jak najbardziej zasadny i tak jak przypuszczałem, aplikacja Microsoftu to czysta partyzantka. Tego, czego nie przewidziałem (a powinienem był), to to, że Microsoft ma już gotową odpowiedź.
Microsoft odpisał Google'owi, że "z radością" uaktualni swoją aplikację o reklamy YouTube. Jest tylko jeden problem. Jak tłumaczy, nie ma tylko zielonego pojęcia jak je tam umieścić i prosi o dostęp do odpowiednich API. I tu zaczyna być szczególnie ciekawie. Microsoft bowiem już jakiś czas temu głośno się skarżył, że YouTube odmawia nie tylko zrobienia oficjalnej aplikacji na Windows i Windows Phone, ale też blokuje odpowiednie API, utrudniając tworzenie aplikacji dla tych systemów innym firmom. Jak już wspominałem wcześniej, aplikacja Microsoftu to efekt hackowania i inżynierii wstecznej.
Google ma teraz trzy wyjścia. We wszystkich przegrywa. Może albo wydać pieniądze i stworzyć własną aplikację (świetne wyjście dla użytkowników Windows Phone), albo zapewnić Microsoftowi dostęp do odpowiednich API (świetne wyjście dla użytkowników Windows Phone), albo dalej zadzierać nosa i nie wykonać żadnego z powyższych (tracą na tym użytkownicy Windows Phone, ale wizerunkowo traci też Google a zyskuje Microsoft).
Ktokolwiek tę taktykę wykoncypował, chciałbym z tą osobą zagrać partyjkę szachów.
Aktualizacja: Doczekałem się upragnionego komentarza przynajmniej jednej ze stron. Jego autorem jest Rafał Albin, Dyrektor Działu Nowych Technologii w firmie Microsoft.
Youtube jest niezmiennie jedną z najpopularniejszych aplikacji pobieranych przez użytkowników smartfonów bez względu na system operacyjny, ale Google odmówił współpracy z nami nad przygotowaniem tej aplikacji na równi z innymi platformami.
Nasza aplikacja YouTube, dzięki której nasi wspólni klienci mają podobne doświadczenia z korzystania z tego serwisu otrzymuje od użytkowników bardzo pozytywne oceny i komentarze.
Bardzo chcielibyśmy dodać reklamy, ale w tym celu Google musi udostępnić nam API. W świetle komentarzy Larry’ego Page’a, który wnosi o większą współpracę i mniej negatywnego nastawienia, czekamy na wspólne rozwiązanie tej kwestii dla dobra naszych klientów.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.