REKLAMA

Lekcja pokory

Wyobraź sobie, że siedzisz na plaży. Bierzesz do ręki ciepły, rozgrzany słońcem piasek. Przesypujesz go z ręki do ręki. Czy jesteś w stanie policzyć wszystkie ziarenka? Wątpię. To teraz mam dla ciebie krótką, prostą informacje: gwiazd we wszechświecie jest więcej, niż wszystkich ziarenek piasku na wszystkich plażach świata.

02.05.2013 18.25
Lekcja pokory
REKLAMA

Ten tekst nie przekaże wam za wiele nowych informacji. To moje małe osobiste wynurzenia. Jeżeli nie jesteś nimi zainteresowany lub zainteresowana, nie czytaj dalej. Szkoda twojego czasu.

REKLAMA

To nie będzie długi tekst. Właściwie, to pierwotnie miałem pomysł wrzucenia tylko jednego obrazka i zostawienia go wam pod rozwagę. Ale postanowiłem uczynić ten wpis nieco… osobistym. Na pewno zauważyliście, że po cichu forsuję mały „kącik naukowy” na Spider’s Web. Cieszy się on umiarkowanym zainteresowaniem, czemu się nie dziwię: wszak nie w poszukiwaniu takich informacji do nas zaglądacie.

Mimo to Ewa, Przemek i Mateusz tolerują moje małe zapędy, pozwalając mi dać upust mojej pasji i dając możliwość podzielenia się nią z wami. Są jednak Czytelnicy, którym odpowiada ten rodzaj tematyki. Być może niektórzy z was się zastanawiają, czemu tak bardzo się na nią uparłem. Skąd ta dziwna pasja.

Otóż wydaje mi się, że każdy człowiek potrzebuje czuć przed czymś pokorę. Czuć podziw, szacunek wobec czegoś. Różne osoby znajdują to w różnych sferach życia. Jedni poszukują metafizyki w Bogu, swojej wierze w transcendentalny byt. Inni znajdują to w tworzeniu nowego życia, kreowaniu nowej osoby i odkrywaniu przed córeczką czy synkiem naszego pięknego świata. Jeszcze inni podążają za wyznaczonymi autorytetami. Wiele osób łączy powyższe i przeróżne inne elementy w jedną całość.

Ja poczułem pokorę po przeczytaniu pewnej książki, mając lat… sam nie wiem, dwanaście? Uczyłem się jeszcze w podstawówce, to na pewno. Owa książka to 2001: Odyseja Kosmiczna Arthura C. Clarke’a. Dołączyły do niej kolejne tomy Odysei a także niesamowity, magiczny Kontakt Carla Sagana (niestety, polskie tłumaczenie jest kiepskie, kto jest biegły w angielskim, rekomenduję oryginał). I zrozumiałem. Dzięki niesamowitym piórom tych panów, wybitnym zdolnościom do oczarowania czytelnika, wsiąkłem totalnie.

Zrozumiałem, że wszechświat na zawsze będzie dla nas tajemnicą. On jest, to pewne. Nie wymaga pokładów wiary, tak jak czczenie Jahwe, Proroka Mahometa czy innych bóstw. Mamy odpowiednią aparaturę, by odkrywać jego kolejne sekrety. Jest piękny, harmonijny, rządzi się ściśle ustalonymi prawami i regułami.

A mimo to poznaliśmy promil tego, co jest do poznania. Co więcej, owe ścisłe reguły, prawa fizyki, powodują, że wiemy również to, że najprawdopodobniej nigdy go nie poznamy. Jasne, istnieje wiele teorii na temat „robaczych dziur”, nadprzestrzeni, zaginania czasoprzestrzeni i wiele innych, które być może zrewolucjonizują nasze pojmowanie fizyki. Póki co są to jednak tylko mrzonki. Teorie bardziej matematyczne niż fizyczne.

Wątpliwą jest nie tylko podróż do innych galaktyk. Nie sądzę, byśmy nawet kiedykolwiek skolonizowali jakiekolwiek światy znajdujące się poza naszym Układem Słonecznym. Mam nadzieję, że to tylko ograniczenie mojego pojmowania i mojej wyobraźni. Obserwując jednak historię naszej cywilizacji, jej skłonności do szybkiej, łatwej konsumpcji, a także biorąc pod uwagę naszą aktualną wiedzę na temat fizyki…

I ogarnia mnie smutek. Żal. Mleczna Droga, nasz dom, nasza galaktyka, to 400 miliardów słońc. Mamy podstawy wierzyć, że istotna część z nich posiada orbitujące wokół planety. Inne światy. Przy czym „świat” jest tu słowem użytym z premedytacją, chciałbym, byście zrozumieli ich znaczenie. Każdy zupełnie inny. Być może niektóre są zamieszkałe.

Nigdy ich nie poznamy. Pamiętacie beztroskie czasy dzieciństwa? Jak latem, w ciepłą noc, podczas wyjazdu na Mazury lub w góry, można było położyć się na trawie i patrzeć w tysiące widocznych gwiazd, a jedynym dźwiękiem przerywającym magiczną chwilę jest jakiś świerszcz lub rechocząca żaba? Tysiące małych światełek. Mały fragmencik całości. Mimo to wrażenie jest wręcz onieśmielające. Wystarczy mieć w sobie choć szczyptę wrażliwości.

Jesteśmy szalenie istotni dla nas samych. Tak jak istotni dla nas są nasi ukochani. Są dla nas, nieraz, całymi osobnymi światami. Ale w skali wszechświata jesteśmy dużo mniej istotni, niż wspomniane na samym początku ziarnka piasku. To moja lekcja pokory. To moja pasja, którą z wami się dzielę.

Mam nadzieję, że teraz rozumiecie.

Ach, byłbym zapomniał. Obiecana grafika:

wszechswiat
REKLAMA

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA