Czy topowe smartfony są naprawdę takie drogie?
Ostatnio zastanawiałam się nad tym, czy topowe smartfony są drogie. Takie urządzenie potrafi kosztować nawet 2,5 tysiąca złotych, a "zwykła" cena jednego z topowych urządzeń przekracza zazwyczaj 1800 złotych. Sama uważam, że nie warto wydawać na smartfona takich kwot, za tyle można mieć przecież komputer czy tablet. Jednak... nie do końca.
W tym samym czasie postanowiłam zrealizować jedną ze swoich dosyć starych już potrzeb - kupno dedykowanego odtwarzacza do muzyki. Słucham zazwyczaj ze smartfonów, ale z tym jest spory problem, szczególnie z baterią. Ta przy słuchaniu potrafi wyładować się o wiele szybciej, zaczynam ograniczać słuchanie, kombinować... Rozejrzałam się po rynku i - co tu ukrywać - w oko wpadł mi iPod nano. Mały, zabawkowy wręcz wyświetlacz robi ciekawe wrażenie i nawet przecierpiałabym to, że to Apple. Cena? 550-600 zł; 500 jeśli kupię go w Stanach.
A potem uświadomiłam sobie, że przecież na nano nie zainstaluję Deezera. Nawet Spotify nie zainstaluję. Wiem - pewnie jestem w niewielkiej grupie osób, które na dysku nie posiadają ani jednego utworu w formacie mp3, który można byłoby przerzucić na odtwarzacz. Skąd miałabym brać muzykę? Pal licho, nano odpada. W grę wchodzi więc iPod touch, ale to taki niedorobiony, wciąż drogi iPhone i odtwarzacze muzyki z Androidem, na których również można zainstalować zewnętrzne aplikacje.
Odtwarzacze z Androidem... są. Też takie wykastrowane smartfony, ale z przeznaczeniem multimedialnym. Znalazłam stosy chińskich sprzętów - te nie wchodzą w grę. Cholera wie, jak to działa. Są też Walkmany od Sony i Galaxy WiFi od Samsunga. Ceny? 550 zł za najmniejszego Galaxy WiFi, po 800-900 zł za inne. Na dodatek stare wersje Androida, zmodyfikowane, kto wie, czy za rok Spotify czy Deezer nie zdecydują się na odcięcie wsparcia swoich aplikacji dla tych wersji. A ja chcę odtwarzacz, który posłuży dłużej niż rok. W końcu to nie telefon, który wymieniam dosyć często.
Poza tym... 900 zł? Dołożę 300-400 zł i na Allegro kupię sobie drugiego szybkiego Nexusa 4, do którego mogę nie wkładać SIM i udawać, że to odtwarzacz muzyki i mała konsolka do gier. Taką fanaberię mam, a przynajmniej będzie na nim porządny Android i w środku ma solidne bebechy.
No i mam spory problem. Chciałabym odtwarzacz, ale raz - nie stać mnie na kupowanie ogromnych ilości muzyki w mp3 skoro płacę za Deezera 20 zł miesięcznie i nie muszę martwić się niczym więcej, i dwa - cena odtwarzacza, który udźwignąłby aplikacje do streamingu jest dużo za duża, taka jak smartfona ze średniej półki cenowej. A przecież można dozbierać, dołożyć i kupić naprawdę porządnego smartfona z możliwością dostępu do aplikacji, dzwonienia, z dobry aparatem który jest w stanie zastąpić "małpkę", dostęp do sieci zawsze i wszędzie, posłuży jako kamera, odtwarzacz, minikonsolka do gier, a nawet można na nim zrobić o wiele bardziej produktywne rzeczy (tak, zdarzyło mi się pisać teksty na smartfonie czy nawet rozpakowywać rary, jak trzeba było).
Nie, topowe smartfony nie są takie drogie. W ogóle smartfony nie są drogie, nie w porównaniu do kosztu urządzeń, które są w stanie zastąpić. Aparat, odtwarzacz, telefon, router MiFi czy modem USB, urządzenie do przeglądania internetu i komunikacji jak tablet - pewnie to wszystko musiałabym kupić, gdybym nie miała smartfona, a chciałaby mieć jego funkcje w innej postaci. Koszt? Znacznie powyżej 2,5 złotych, na dodatek targałabym w torebce cały arsenał.
Jasne, spytacie po co? Odpowiem, że do pracy i dla rozrywki. Smartfon nie jest taki drogi, tylko ma ogromny problem, przez który spogląda się w stronę dedykowanych urządzeń. Tę nieszczęsną baterię.