Google chce bawić się w sąd i iść na wojnę przeciw piratom?
Enigmatyczne informacje o Google'u rozmawiającym z Visą, Mastercadem i PayPalem o zablokowaniu dostępu do płatności dla stron z pirackimi treściami budzą niepokój. Czy to ma być sposób na ominięcie problemu roszczeń związanych z indeksowaniem linków prowadzących do takich stron?
Piractwo to spory problem, a w celu jego zwalczania co rusz przedstawiane są nowe propozycje zmiany prawa i tego, jak funkcjonuje internet. Google bywa atakowany ze strony koncernów wydawniczych za indeksowanie w wynikach wyszukiwania linków do stron agregujących treści pochodzące ze źródeł bez licencji - czyli tak zwanych pirackich. Problem nie jest jednak taki prosty, bo nie ma jednego, światowego prawa odnośnie treści bez licencji.
Poza tym usuwanie wszystkich linków do stron z pirackimi treściami nie dość, że jest Google'owi nie na rękę (w końcu generują ruch), to na dodatek jest to niewykonalne. Organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i inne podmioty odpowiedzialne za interesy twórców każdego dnia wysyłają do Google'a tysiące, dziesiątki a nawet setki tysięcy próśb o usunięcie linków, często błędnych. Do tego wciąż uważają, że Google robi za mało w kwestii ochrony praw autorskich.
Czyżby Google był zmęczony kolejnymi żądaniami zwiększenia limitów zgłaszanych do usunięcia linków i oskarżeniami o wspieranie piractwa i miał zamiar wziąć sprawy w swoje ręce? Jak podaje The Telegraph, Google rozmawia z Mastercardem, Visą i PayPalem o blokowaniu transakcji płatniczym stronom i firmom opartym na zarabianiu na piractwie.
Oznacza to, że Google chciałoby, żeby strony warezowe etc. zostały odcięte od możliwości przyjmowania płatności, prawdopodobnie w przypadku, gdy sąd nie jest w stanie wydać wyroku i nie ma innej możliwości ich blokowania. Gdy na przykład firma zarejestrowana jest w innym kraju czy w inny sposób unika jurysdykcji prawdopodobnie amerykańskiego prawa.
Już same takie zakusy są niepokojące. Można się spodziewać, że blokady i tak nic nie zdziałają - piraci zawsze znajdują sposoby na obejście wszystkich blokad i przeciwności, jednak niepokoi to, że Google chce samo wymierzać sprawiedliwość i tworzyć ogromne pole do nadużyć.
Bo kto decydowałby, kogo odciąć od płatności? Na jakiej podstawie? Według jakiego prawa? Internet przewrócił wszystko do góry nogami i firmy z "końca świata" mogą łatwo oferować swoje szarawe usługi na całym świecie, ale to nie oznacza, że mają powstawać potężne ośrodki stworzone z gigantów, wręcz monopolistów, decydujące ponad prawem, co przystoi!
Jest to bardzo niepokojące i stoi w sprzeczności z ideałami, którymi Google tak chwalił się od lat. Oby pomysł umarł w zarodku.