REKLAMA

"Oppa Gangnam Style!", czyli jak wygrać Internet

Internet to przedziwne miejsce. Co prawda i tak wszyscy wiedzą, że rządzą nim koty i każdy, kto to kwestionuje, wkrótce ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Czasem jednak zdarzają się kosmici, którzy umykają uwadze Facetów w Czerni. Tacy jak Justin Bieber czy najnowszy fenomen: PSY.

PSY i fenomen Gangnam Style
REKLAMA

Klip „Gangnam Style” pojawił się na YouTube piętnastego lipca. To jeden z setek wideoklipów, które codziennie pojawiają się na tym niesamowitym portalu społecznościowym. Nikt, a szczególnie jego autor, nie spodziewał się sukcesu. Gangnam Style to prosty, dance’owy singiel, a teledysk to satyra na szpanerskich, bogatych mieszkańców dzielnicy Gangnam w Korei.

REKLAMA

Śmieszny taniec, chwytliwa melodia i sceny pełne absurdalnego humoru zafascynowały Internet i w rekordowym czasie stały się elementem globalnej popkultury. PSY, bliżej nieznany wykonawca z Korei, stał się międzynarodową gwiazdą, a klip Gangnam Style stał się… uwaga, uwaga… najchętniej oglądanym klipem wideo w historii Internetu! Jak dotąd ten tytuł należał do singla „Baby” autorstwa Justina Biebera, który do dziś ma pół miliona widzów dziennie. PSY, dla porównania, rejestruje pomiędzy pięcioma a dziesięcioma milionami odsłon dziennie, a jego oficjalny kanał ma już na liczniku ponad trzy miliardy odsłon!

Prawdziwe imię PSY to Park Jae-sang. Artysta urodził się w Korei Południowej w 1977 roku. Sama data urodzenia, zdaniem przesądnych, zdeterminowała jego przyszłość jako entertainera. Jae-sang urodził się bowiem 31 grudnia.

PSY pochodzi z zamożnej rodziny mieszkającej w tytułowym Gangnam w Seulu. Zdobyła ona swój majątek głównie dzięki ojcu, który jest prezesem DI Corporation, producenta półprzewodników notowanego na koreańskiej giełdzie papierów wartościowych. PSY od zawsze był ponoć duszą towarzystwa. Koledzy i koleżanki ze szkoły uwielbiali ponoć jego sprośne żarty. Szkoła była jednak dla niego nudna. Uważał, że do niczego ona go nie doprowadzi. „Eureka” nadeszła dopiero w wieku piętnastu lat: wtedy to PSY obejrzał w telewizji wykonanie na żywo utworu Bohemian Rhapsody przez zespół Queen. Klamka zapadła, a decyzja o przyszłości zawodowej została podjęta.

Ojciec planował nieco inną przyszłość dla swojego syna. Chciał, by przejął on jego firmę i wysłał go na studia na uniwersytet w Bostonie, w Stanach Zjednoczonych, na kierunek administracji. Synek jednak miał inne plany. Wydał pieniądze na czesne na komputer i klawiaturę MIDI. Ukończył w Bostonie kurs angielskiego, po czym zrezygnował i zapisał się do Berklee College of Music. Tam ukończył zajęcia ze słuchu, muzyki syntetycznej oraz współczesnej lyriki, po czym… zrezygnował również i z tej szkoły, uważając, że wie już wszystko, co mu do szczęścia potrzebne. Wrócił więc do rodzinnej Korei, robić karierę. Ku zgrozie ojca.

Jego debiut to wydana w 2001 roku płyta „PSY from the PSYcho World!”, o którym było głośno nie ze względu za samą muzykę. Artysta skupił na sobie uwagę przez kontrowersje: odważne teksty, obsceniczny taniec i absurdalny wizerunek sceniczny. Album „Sa 2” z 2002 drugiego roku utrzymany był w jeszcze mocniejszym tonie, płytę mogły kupić tylko osoby, które ukończyły 19 lat. Komercyjny sukces dzięki samej muzyce zapewniła mu dopiero trzecia płyta. „3 PSY” i singiel „Champion” były chętnie emitowane przez koreańskie radiostacje i telewizje.

Jego kariera została jednak brutalnie przerwana przez pobór do wojska. PSY się częściowo z niego wywinął: osoby o technicznej wiedzy mogły służyć w powiązanych z rządem firmami. Artysta zajął więc stanowisko programisty i tak spędził swoje „wakacje” od kariery do 2005 roku. To tylko zwiększyło jego determinację. W 2006 roku pojawił się album „Sa Jib”, nagrodzony wieloma nagrodami.

Coś jednak wciąż szło nie tak. Stan konta PSY uparcie nie chciał się powiększać, a ojciec nie chciał pomóc swojemu potomkowi, licząc, że ten w końcu się nawróci i skończy z „głupotami”. Artysta, który jak dotąd sam nagrywał i komponował swoje utwory zdecydował się na utratę niezależności. Podpisał umowę z wytwórnią YG Entertainment, której szefem był jego stary kumpel. Jego piąty album, „PSY Five”, nie mógł zdobyć sukcesu, gdyż jego sprzedaż została zakazana z uwagi na „obsceniczne teksty”. Artysta jednak zaczął być zapraszany zagranicę. Jego pierwszy koncert w Osace spointował ze sceny: - Jestem znanym piosenkarzem znanym z doprowadzania koreańskiej publiczności do szaleństwa, ale tu, dziś, jestem tylko tłuściutkim debiutantem mówił.

Następna płyta, „PSY 6 (Six Rules), Part 1” miała być sukcesem na koreańskim i japońskim rynku. Nikt nie spodziewał się, że promujący ją singiel „Gangnam Style” nie tylko przerośnie wszystkie poprzednie dokonania rapera, ale również pokona, i to globalnie, takie hity, jak As Long as You Love Me niejakiego Justina Biebera, czy Wide Awake od Katy Perry. Uwielbienie wobec klipu wyrazili, między innymi, Tom Cruise, Britney Spears, Robbie Williams czy sama Katy Perry.

- Kiedy zdałem sobie sprawę, że niektóre topowe gwiazdy myślały o mnie, czy zatweetowały o mnie, myślałem, że to żart, że to się nie dzieje. Nigdy bym się nie spodziewał, nie dlatego, że to topowe gwiazdy, ale z uwagi na to, że to największy rynek we wszechświecie dla muzyki pop, każdy marzy o zaistnieniu w USA, więc wciąż myślę: „co do licha?! To piękne!” komentuje swój sukces PSY. Wzbudził on nawet zainteresowanie polityków. Dzielnica Gangnam odsłoniła tablicę na jego cześć, ignorując totalnie, że klip się z niej nabija, a sekretarz generalny ONZ, Ban Ki-moon, spotkał się z PSY i rozmawiał z nim na temat muzyki przełamującej mury nietolerancji. Mówi też otwarcie, że chce go wykorzystać z uwagi na ogrom jego publiki.

Sam PSY, mimo iż jest obecnie najbardziej rozchwytywanym gwiazdorem na świecie (wystąpił nawet z Madonną), zachowuje skromność. Występ z królową pop to, jak twierdzi, spełnienie jego marzeń. Przy odbieraniu nagród dziękuje zespołowi Queen za inspirację. W wywiadach nieśmiało wspomina, że marzy mu się spotkanie z jego idolem, Tomem Cruisem. Twierdzi też, że Gangnam Style to dla niego prawdziwy koszmar, bo jak otwarcie przyznaje, nie sądzi, by udało mu się powtórzyć ten sukces.

Nie mam pojęcia, czy bym zwrócił uwagę na Gangnam Style gdyby nie to, że jest to absolutnie najchętniej oglądany w Internecie wideoklip wszechczasów. Nie słucham muzyki dance, zapewne bym nawet w to nie kliknął. Ale, muszę przyznać, że urzeka mnie autoironia wykonawcy i jego dystans do samego siebie. Czy to klucz do sukcesu, czy też po prostu „pacz jak on śmisznie tańczy”? Nie mam pojęcia. PSY jednak rządzi Internetem. Przynajmniej, dopóki koty się nie zmęczą jego sukcesem.

REKLAMA

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA