Linux, bez partnerów OEM, musi zapomnieć o rynku komputerów osobistych
Według ostatnich danych, jakie widziałem, Ubuntu jest aktywnie używany na dwudziestu milionach komputerów. Świetnie, jak na Linuksa, ale żałośnie, w całościowym ujęciu. Czy ten system jest aż tak kiepski? Nie. Jest świetny. Problemem jest to, że nie kupię z nim komputera.
Czasy w których nie było realnej domowej alternatywy dla Windows są już dawno za nami. I tak jak dalej uważam system Microsoftu jako najlepszy, biorąc pod uwagę moje, subiektywne, oczekiwania i potrzeby, tak nie mam zamiaru się wdawać w żadną internetową bójkę o wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Windows ma świetną i sensowną konkurencję. Zarówno ze strony Apple’a (OS X), jak i open-source (Ubuntu).
Mimo to, wciąż jest liderem. Nie tak zdecydowanym, jak kiedyś, ale nadal przytłaczająca większość rynku należy do Microsoftu. Na szczęście (bo konkurencja na rynku jest dobra), Apple zaczyna skutecznie podgryzać firmę Steve’a Ballmera. Macbooki rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, przez co udział OS X zwiększa się z miesiąca na miesiąc. W ujęciu globalnym to wciąż margines, ale w Stanach Zjednoczonych udział systemu Apple’a jest już całkiem pokaźny.
Ubuntu, według mojej oceny najfajniejszy Linux na rynku, nie ma takiego szczęścia. To naprawdę dobry system. Ma mnóstwo wad i z pewnością zaczniecie irytujące jego usterki wymieniać w komentarzach. Zgadza się, ale tak samo jest z Windows czy OS X. Ubuntu jest i tak bardzo dobrym systemem. A na dodatek, jest totalnie za darmo. Bardzo przyzwoicie współpracuje ze sprzętem, ma dużo fajnych aplikacji i coraz więcej gier. Gdzie leży problem?
Wróćmy się na chwilę do Macbooka. Na tym komputerze może działać zarówno OS X, jak i Windows. Teoretycznie, skoro Windows jest taki fajny i taki popularny, powinniśmy założyć, że będzie on bardzo często instalowany na Makach. Tak się jednak nie dzieje. Fani Maków krzykną „herezja!”, ale ich zwykli użytkownicy, najwyraźniej w świecie, nie widzą potrzeby wkładania wysiłku i pieniędzy w zmianę systemu. Bo nawet jeśli nie jest najlepszy dla nich, to jest dostatecznie dobry.
Tak samo dzieje się z Windows. Kupując komputer mamy na nim zazwyczaj system operacyjny. Jeżeli nie jest to Macbook, zazwyczaj jest to Windows. Ubuntu może i jest za darmo. Dla entuzjastów, osób zorientowanych, może się wydać lepszy niż Windows (nie u wszystkich, zdecydowanie nie u mnie ;-)). Ale Kowalscy nie widzą realnych korzyści. W nosie mają otwarty kod czy modularność systemu. Ich interesuje czy napiszą wypracowanie do szkoły, czy zadziała film DVD i poczta, czy będą mogli wejść na Onet. Tak szczerze, co oferuje im Ubuntu w tej materii? Absolutnie nic. Rzecz jasna, potrafi realizować te zadania w wygodny i skuteczny sposób. Ale to samo robi Windows. Bo nawet jeśli Windows nie jest lepszy od Ubuntu, to jest zdecydowanie wystarczający.
Linux nieraz miał już wywrócić rynek komputerów domowych do góry nogami. Nie wiem ile razy słyszałem już, że za rok będzie prawdziwa rewolucja. Rzecz jasna, takowej nie było. Najpierw dlatego, że Linux był dla Kowalskiego po prostu czymś absolutnie beznadziejnym. A teraz, jak już mniej więcej dorównał poziomem, nie oferuje nic, co tłumaczyłoby fatygę. Są niuanse, owszem. Ale OS X, Windows i Ubuntu są na bardzo podobnym poziomie. Różnią się szczegółami. Dla niektórych bardzo istotnymi, dla reszty są to ciekawostki.
Jedyna, i to absolutnie jedyna droga do popularyzacji Linuxa, to dogadanie się z producentami sprzętu. Nie chcę kupować laptopa bez systemu, tak jak producent nie chce takiego oferować. Bo klient nie ma ochoty tracić czasu na jego instalację czy konfigurację, czasem wręcz brakuje do tego wiedzy. Dlatego Ultrabooki są sprzedawane z Windows, a Macbooki z OS X. Dopóki nie pojawi się świetny, bardzo dobrze promowany laptop znanej marki, z Ubuntu na pokładzie i dopóki nie będzie on dostępny w każdym elektromarkecie, dopóty o „szansie dla Linuxa” możemy mówić z równym prawdopodobieństwem, co o szansie na spotkanie kosmity.
Ilustracja otwierająca znaleziona na clipsfull.com
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga