REKLAMA

Nie czekam na Google Drive

09.02.2012 11.10
Nie czekam na Google Drive
REKLAMA
REKLAMA

Wszystko wskazuje na to (bo „Wall Street Journal” nie zwykł się mylić), że już wkrótce zadebiutuje Google Drive – odpowiedź największej firmy internetowej świata na sukces i popularność serwisu Dropbox, dzięki któremu miliony użytkowników przechowują swoje pliki w tzw. technologicznej chmurze. Trudno jednak być przesadnie podnieconym rychłym debiutem nowej usługi Google’a. W ostatnim czasie internetowy gigant skutecznie bowiem dowodzi, że stracił miano innowatora, a debiuty nowych usług okazują się niewypałami.  

Drive ma być bezpośrednią odpowiedzią na Dropboksa – tak jak Dropbox, Drive ma pozwalać użytkownikom na przechowywanie dokumentów, plików, zdjęć i materiałów wideo na zewnętrznych serwerach by mieć do nich dostęp z poziomu dowolnego urządzenia komputerowego łączącego się z internetem. Tak jak Dropbox, Drive ma także pozwalać na szybkie dzielenie się plikami w sieci, bo będzie można łatwo posyłać linki do hostowanych na serwerach Google’a rzeczy. Tak jak Dropbox, podstawowy zakres usługi związany z ograniczoną ilością miejsca w chmurze na przechowywanie danych ma być darmowy. Użytkownicy, którzy będą chcieli więcej, będą musieli płacić. Słowem – z opisu w „Wall Street Journal” wyłania się klon Dropboksa od Google’a. 

I wszystko wydaje się piękne, poza jednym – wcale nie jest powiedziane, że usługa Google’a będzie realną alternatywą dla Dropboksa, poza tym, że zapewne będzie zasymilowana z innymi usługami Google’a , co pewnie będzie w naturalny sposób zachęcało użytkowników do korzystania z niej.

Źródło: TechCrunch

Nie jest powiedziane, bo niestety w ostatnim czasie Google skutecznie dowodzi, że nie jest już innowatorem internetowego rynku, a większość działań, które są czynione niejako w odpowiedzi na sukcesy innych, są raczej nieudane. O Google Wave, czy Google Buzz nie ma co już wspominać – oba oczekiwane z wielkim napięciem przez fanów usług Google’a serwisy, które miały być odpowiedzią na Twittera, Facebooka i fenomen internetu społecznościowego okazały się wielkimi niewypałami i już ich nie ma.

Mało kto pamięta dziś zapewne, że Google w ostatnim czasie wydawał także usługi będące odpowiedzią na sukces: Grouponu, Yelpa, Foursquare czy Square. Sam nie pamiętam dziś nazw tych usług, co dobrze świadczy o wymiarze ich sukcesu.

Na inną nowość sam dałem się nabrać. Google Currents – usługa i aplikacja, która miała być odpowiedzią na świetnie pomysły ze strony Flipboard, czy Zite – od początku zawodziła na całej linii i zarówno użytkownicy, jak i sam Google, po tym jak ucichł pierwszy medialny zgiełk związany z premierą usługi, milczą na jej temat.

W zasadzie jedyną nową usługą Google’a, która niesie nadzieję na sukces jest Google+. W połączeniu ze świetnie rozwijaną aplikacją mobilną (dzisiaj pojawiła się kolejna aktualizacja aplikacji, która przynosi kilka oczekiwanych usprawnień), Google+ dynamicznie się rozwija, choć mimo świetnych liczb, które zdają się nieco zakrzywiać obraz rzeczywistości wokół serwisu społecznościowego Google’a, na razie nie widzę w nim tzw. przeciętnych użytkowników internetu. Są za to wszystkie geeki jakich w polskim internecie rozpoznaję.

Można być pewnym, że Google zdaje sobie sprawę ze swoich kolejnych „fuckupów” (dlatego zapewne poleciał ze stanowiska CEO Eric Schmidt) i co ciekawe, jak nigdy wcześniej nie potrafi już przejmować spółek, których potencjał na szybki rozwój dawałyby szansę właśnie Google’owi na zdobycie pozycji lidera i innowatora. Wcześniej w porę udało się przejąć choćby Androida, jak i YouTube, i Google gigantycznie korzysta dziś na tych transakcjach. Dziś, mimo że Google przejmuje niezliczone wręcz liczby mniejszych internetowych serwisów i usług, nie jest wstanie dobrze wyczuć ich potencjału. Z wielu internetowych przecieków wiemy, że Google próbował przejąć zarówno Dropboksa, jak i Flipboard, Yelp, Foursquare, ale starał się o to za późno, kiedy stan biznesu tych start-upów pozwalał na odrzucenie lukratywnych ofert Google’a.

Tak więc nie bardzo dziś wierzę, że Google Drive będzie usługą, dla której porzuciłbym dziś Dropboksa. Choć bardzo bym się chciał mylić.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA