"Curation" na masową skalę to na razie tylko marzenie geeków
RedItLater, Readability, Flipboard czy dziesiątki innych aplikacji i usług służą do segregowania, filtrowania i układania informacji spływających z całego internetu, czyli kanałów RSS, sieci społecznościowych czy wybranej tematyki. Mają odciążać odbiorców i sprawiać, że informacje i treści są przystępniejsze, łatwiej do nich dotrzeć czy zachować na później. Idea jest świetna, a zainteresowani tematem od jakiegoś czasu twierdzą, że takie formy dystrybucji treści będą przyszłością. I wszystko byłoby prawdą, gdyby nie to, że to wciąż usługi dla geeków i pasjonatów technologii, a nie dla przeciętnego użytkownika, który i tak ginie w szumie informacyjnym. I nic obie z tego nie robi.
Read It Later podaje, że ma cztery miliony użytkowników. Dużo, mało? Patrząc na tematykę najczęściej zapisywanych artykułów, stron i autorów, do których użytkownicy wracają można śmiało odpowiedzieć - mało. Tym bardziej, że niektórym zdarza się już od kilku lat wieszczyć, że trend “curation” już za chwilę podbije świat i stanie się lekiem na zalew informacji. “Curation” jest dla geeków i osób świadomych, pochłaniających, a nie odbierających treści. A tych jet coraz mniej.
Wśród 19 najczęściej zapisywanych do przeczytania później autorów między majem a listopadem 2011 roku większość pisze dla Lifehackera. Tych 10 autorów pisze dla jedynie 7 różnych stron. To dosyć ciekawa informacja. Oznacza to tak naprawdę, że największą siłę wśród użytkowników Read It Later stanowią odbiorcy treści w różny sposób powiązanych z technologiami (oprócz autorów z Lifehackera w zestawieniu pojawiaja się też Gizmodo czy TechCrunch).
Read It Later nie podało niestety, jakie serwisy mają największy udział w zachowawniu treści na później, jednak po autorach można przypuszczać, że w czołówce nie ma za bardzo serwisów newowych, plotek i treści ogólnie rozrywkowych. Wynika to ze specyfiki Read It Later, którego sens polega na zachowywaniu długich treści, a nie tych kilkuzdaniowych.
“Curation” póki co nie spopularyzowało się i nic nie zapowiada, by w najbliższym czasie miało się tak stać. RSSy nigdy nie wyszły do zwykłego Kowalskiego, agregatory treści są używane przez osoby z większymi umiejętnościami a my żyjemy w trochę innym świecie. W świecie, w którym Flipboard czy Google Currents są gorącymi tematami, podczas gdy w App Store ogromną większość pobieranych aplikacji stanowią gry. Informacje kontra rozrywka.
Bo problemem “curation” jest to, że żeby w ogóle zacząć przygodę z odgórną segregacją treści i dobieraniem ich do gustu trzeba najpierw włożyć w to wysiłek - zasubskrybować kanały, zaznaczyć ulubioną tematykę, ściągnąć odpowiednią aplikację...
Facebook próbował wprowadzić segregację treści na poziomie samego portalu nie angażując do tego użytkowników - “top stories”. Skończyło się na protestach użytkowników i przywróceniu możliwości chronologicznej segregacji wpisów w kanale.
Wszystko dlatego, że brakuje dobrego wytłumaczenia, na czym polegają takie podpowiedzi i oswojenia ludzi (a nie geeków) z “curation”. Evernote jest świetne i może mogłoby być przydatne wielu osobom, jednak nie ukrywajmy - nie jest przyjazne od pierwszego wejrzenia i na oswojenie się z nim i poznanie podstawowych funkcji potrzeba czasu.
Tak samo jest z wieloma innymi narzędziami - tworzone są z myślą o użytkownikach, którzy mają świadomość potrzeby segregacji i zachowywania treści. To wciąż mniejszość i “curation” wygra ten, kto stworzy narzędzie czy projekt trafiający do mas.