Flipboard vs Le Monde
Flipboard jest świetną aplikacją na iPada. Ba, najlepszą - w końcu został wybrany przez Apple'a najlepszą aplikacją na tablet w 2010 r. Flipboard - nowoczesny czytnik źródeł internetowych prezentowanych w formie przypominającej układ gazetowy - zapoczątkował zalew podobnych aplikacji, na czele ze świetnymi TweetMag oraz Zite. Można już chyba mówić o nowej erze czytania internetu na urządzeniach sterowanych dotykiem zapoczątkowanej przez Flipboard. Ale jego wycena na 200 mln dol. jest absurdem jakich mało.
Po ostatniej rundzie finansowania, Flipboard zyskał kolejne 50 mln dol. i jego wartość wzrosła właśnie do 200 mln dol. Firma istnieje od roku i zatrudnia aktualnie nieco ponad 30 osób. Grupa Le Monde, w której portfolio znajduje się jeden z największych dzienników Europy, wydawany od 1944 r. - "Le Monde" , zatrudniająca prawie 650 dziennikarzy, w zeszłym roku wyceniana była na 100 mln dol. Dwa razy mniej od Flipboard. Jakby nie patrzeć "Le Monde" jest sprzedawany za określoną cenę w kiosku na terenie całej Francji (i nie tylko), a wewnątrz ma reklamy, za które zapłacili reklamodawcy. Flipboard dostępny jest za darmo z wirtualnego sklepu App Store. Nie ma w nim reklam, bo to jedna z cech wyróżniających tę internetową gazetę nowego typu.
Czy tylko ja dostrzegam tu pewien logiczny zgrzyt? Skąd nagle nowy sposób wyświetlania nie swoich przecież treści na ekranie tabletu może być warte dwa razy więcej niż wysokiej jakości treść własna sprzedawana od kilkudziesięciu lat czytelnikom na całym świecie? Nie mówiąc już o sile marki - pole rażenia "Le Monde" jest przecież niewspółmiernie większe od marki Flipboard (spytajcie na polskiej ulicy - na 100 osób może ze 20 słyszało o "Le Monde" i może jedna o Flipboard). Mimo powolnego upadku prasy drukowanej. Mimo tego, że - jak większość tradycyjnych wydawców - także i Grupa Le Monde ma swoje problemy.
Flipboard raczej nie zarabia dziś gigantycznych pieniędzy i trudno oczekiwać by rzeczywiście miał na czymkolwiek zarabiać w najbliższym czasie. Brak reklam wewnątrz aplikacji jest chyba świadomym wyborem deweloperów aplikacji, gdyż Flipboard czerpie garściami z nowego typu prezentacji treści internetowych zapoczątkowanych przez Instapaper oraz Readability, w których podstawową filozofią jest ascetyczna prezentacja treści bez żadnych upiększaczy, w tym przede wszystkim reklam. Siłą Flipboard jest więc brak reklam, do czego aplikacja zdążyła już swoich czytelników przyzwyczaić.
Flipboard wprowadził dotychczas jeden komercyjny format - Flipboard Pages. To przygotowywane wspólnie z wydawcami unikalne szablony HTML5 dla wydawców. Na starcie dogadano się z 8 wydawcami, wśród nich tak uznane marki jak: ABC News, czy Washington Post. To było w grudniu 2010 r. Po krótkim okresie promocji formatu, słuch o nich zaginął (w sensie był, ale za wiele nowego się w nim nie działo). Do czasu, aż ostatnio pojawiły się zaktualizowane Pages, na czele z produktami od "Rolling Stone", "Wired", "Elle", czy gwiazdy amerykańskiej telewizji Oprah. Jaki jest jednak wymiar komercyjny tego przedsięwzięcia? Trudno powiedzieć. Nie wydaje się jednak by był to pomysł, który stanowiłby o biznesowym wymiarze działalności Flipboard. A już na pewno nie taki, który uwiarygadniałby wycenę 200 mln dol.
Flipboard jest świetnym pomysłem na nowatorskie przedstawianie treści w sieci, ale przed nim były również rewelacyjne pomysły, które zmieniały sposób konsumowania treści w internecie. W 2004 r. wystrzał popularności odnotował serwis Bloglines, który na tamte czasy zrewolucjonizował podejście do RSS. 1 października 2010 r. Bloglines zakończył działalność. (w listopadzie 2010 r. Merchant Circle wznowił działalność Bloglines). Inna firma - Newsgator - była przez chwilę gorącym start-upem z zaawansowanymi i nowoczesnymi czytnikami RSS, na czele z rewelacyjnym jeszcze dwa lata temu NetNewsWire. W połowie 2009 r., z braku możliwości komercjalizacji swojego sukcesu, Newsgator praktycznie wycofał się z konsumenckiego biznesu, oddając Google Readerowi swoje kanały RSS, przeistaczając w ten sposób własne produkty w zewnętrzne nakładki na system Google'a.
Nie twierdzę, że z Flipboard będzie tak samo. Może tym razem nowy sposób zbierania i prezentowania treści zaciąganych z różnych źródeł internetu przeistoczy się w dochodową biznesową linię. Dzisiaj widoków na to raczej nie ma, więc wycenianie Flipboarda na dwa razy więcej niż czołowy drukowany dziennik Europy jest nie tyle absurdalne, co po prostu śmieszne.