U nas w Ameryce...
Amerykanie mają większe samochody, większe wieżowce, większe pensje i większe hamburgery. A my mamy większy wybór.
Trudno nie ubawić się czytając komentarze towarzyszące premierze iPhone u amerykańskiego Verizona. W końcu, po czterech latach, smartfon Apple przestanie być dostępny tylko u jednego, wybranego operatora. Hurra? Nuda! Mieliśmy to w Polsce dwa lata temu. Teraz mamy iPhone u wszystkich czterech dużych operatorów. Dokładnie tak, jak praktycznie każdy inny smartfon.
To magia? Nie, standaryzacja i lata antymonopolowego siepania. Amerykańscy operatorzy siedzą okopani w swoich małych twierdzach. Jeden ma lepszy zasięg tu, drugi tam. Jeden ma CDMA, a drugi GSM. Jeden ma wyłączność na iPhone, drugi na Droida. Nie mamy iPhone 4, mamy tylko najnowszą wersję Motoroli RAZR, i co Pan nam zrobi? Pójdzie Pan do konkurencji? Bardzo zabawne - w promieniu 50 mil nie ma żadnej konkurencji. Kupuj Pan to co mamy, a jak nie, to za rogiem jest sklep z krótkofalówkami.
Dwie największe sieci komórkowe w USA (Verizon i AT&T) działają w niekompatybilnych technologiach (CDMA i GSM). Nie da się przełożyć karty SIM z telefonu kupionego w Verizonie do takiego, który pochodzi od AT&T. Telefon z Verizona po prostu nie ma ani karty SIM, ani miejsca na nią. A nawet gdyby miał, nie działałby w sieci GSM. Dlatego Apple musiał przygotować specjalną wersję iPhone dla sieci takich jak Verizon. Tymczasem, GSM jest najpopularniejszą technologią komórkową na świecie. Jeśli Jobs chciał sprzedawać swój telefon poza Ameryką, musiał to być telefon GSM. A największym operatorem GSM w USA jest AT&T.
No dobrze, ale w takim razie, dlaczego iPhone nie trafił też do T-Mobile - drugiej największej sieci GSM w Ameryce? Apple nie gada z maluchami, ale amerykański T-Mobile to ten sam T-Mobile, który sprzedaje iPhone w połowie Europy (w Polsce pod marką Era). Zdecydowanie nie maluch. Mimo to AT&T dostało umowę na wyłączność. Dlaczego?
Tak to się robi w Ameryce. Samsung Galaxy S w każdej z dużych, amerykańskich sieci wygląda, nazywa się i działa inaczej, bo każdy chce mieć wyłączność. Apple przyszedł do AT&T z propozycją: wy nie majstrujecie przy naszym telefonie, a my dajemy wam narzędzie do ściągnięcia najlepszych klientów. To dość śmiałe zagranie, zwłaszcza jak na firmę, która przed 2007 rokiem produkowała dokładnie zero telefonów rocznie (co słusznie zauważył Steve Ballmer). Zwłaszcza na rynku, na którym rządzi operator. Trzy lata i 70 milionów urządzeń sprzedanych później, Apple mógł postawić się AT&T i zastukać do drzwi Verizona.
A w Europie? Też były umowy na wyłączność. Tyle, że nie na wszystkich rynkach i często dużo krótsze. W Polsce od początku mieliśmy do wyboru dwóch operatorów. Poza tym, każdy, kto naprawdę chciał kupić iPhone mógł sprowadzić go z któregoś z krajów, w którym był dostępny bez umowy z telekomem i bez simlocka. Wystarczy włożyć swojego SIMa i gotowe. Bez płakania na forach i wznoszenia modłów do Big Red. W momencie, gdy euro zaczęło raptownie drożeć, niemieckiego eBaya zasypały oferty sprzedaży iPhone?ów kupionych w... Erze.
Amerykanom gratulujemy iPhone w Verizonie. Teraz, zamiast na zerwane połączenia i brak zasięgu mogą zacząć narzekać na powolne przesyłanie danych oraz brak możliwości jednoczesnego rozmawiania i korzystania z internetu. A u nas w Polsce...