REKLAMA

Bilety to se pan przez komórke kup!

Czasami lubię być late adopterem. Ciągle z pewną taką nieśmiałością podchodzę do elektronicznych stanowisk odprawy na lotniskach. USOS szczerze nienawidziłem i unikałem jak mogłem. Wychodzę z założenia, że jeśli jakiś system informatyczny został wprowadzony stosunkowo niedawno, to znaczy że jest jeszcze w fazie testów. A skoro tak, to niech testują go na sobie inni.

Bilety to se pan przez komórke kup!
REKLAMA
REKLAMA

Poza tym, jeśli system ten zajmuje się czymś istotnym, wolę w razie czego mieć przed sobą interfejs białkowy i papier na potwierdzenie wszystkich czynności. To nie tylko bezpieczniejsze ale i nierzadko dużo prostsze. Aż sam sobie się dziwie, że korzystam z konta w banku internetowym.

Podobny stosunek jak do samodzielnego odprawiania się przed lotem mam do kupowania biletów autobusowych przez komórkę. W Warszawie obsługuje to mPay - system mikropłatności na miarę naszych potrzeb i możliwości. Działa on w następujący sposób: na samym początku musimy przelać pieniądze na konto bankowe firmy mPay S.A., po to, by potem wykorzystać je kupując bilet za pomocą telefonu.

Brzmi dość prosto, ale w praktyce jest strasznie upierdliwe. Po pierwsze i najważniejsze, nie działa wtedy, kiedy jest potrzebne najbardziej - czyli w sytuacjach wyjątkowych. Żeby móc kupić bilet trzeba najpierw pamiętać o tym, żeby zarejestrować się w systemie i zasilić konto. Innymi słowy, nieplanowany przejazd autobusem należy zaplanować sobie minimum dzień (roboczy) wcześniej. mPay albo nie dogadał się z operatorami w sprawie dopisywania opłat do rachunków albo ma po prostu taką politykę. W każdym razie, równie dobrze mógłbym sobie wcześniej nakupić biletów na zapas i nosić je w portfelu.

Dalej jest już z górki. O ile lubimy wstukiwać z klawiatury telefonu kilometrowe kody albo prowadzić konwersacje z IVR. Oczywiście, ktoś kto często jeździ autobusem na pewno wpisze sobie kody do książki adresowej. Albo po prostu kupi bilet miesięczny.

Jako że zwykle poruszam się po Warszawie samochodem, nie korzystam z mPay. Kiedyś próbowałem płacić tym za parkowanie, ale doszedłem do wniosku że kupowanie kwitków jest wygodniejsze niż pamiętanie o doładowywaniu konta i kodach.

Jako technologiczny maruder i mikropłatnościowy hamulcowy zostałem ostatnio przywołany do porządku przez kierowcę autobusu. ?Czy dostanę u Pana bilet?? - zapytałem. ?Bilet to se Pan kup przez komórkę, tam jest kartka, Pan sobie poczyta!?. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że najpierw musiałbym przelać pieniądze mPay?owi (a że mam konto w innym banku niż firma mPay S.A., to potrwałoby to nieco dłużej niż przejazd autobusem - nawet do samej pętli). Pan kierowca nie ustępował ?No chyba masz Pan w komórce coś na koncie??. W końcu jednak, zapewne pod wrażeniem mojego tępego oporu wobec nowoczesnych metod wnoszenia opłat za przejazd, skapitulował i sprzedał mi zwykły kartonik.

Może coś ze mną nie tak, ale wolałbym żeby ZTM, zamiast kulawych mikropłatności, wdrożył np. jakiś system mogący poinformować mnie o tym, gdzie dokładnie znajduje się teraz przystanek*, z którego mam nadzieję pojechać jutro do pracy. Nawet nie musi być mobilny ani 2.0.

REKLAMA

* - tam gdzie znajdował się do niedawna, teraz 24 godziny na dobę szaleją koparki i dźwigi.

Obrazki pożyczyłem sobie z projectcartoon.com. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA