SPIS TREŚCI
1. W poszukiwaniu dziadków
2. Jak odkopać wspomnienia o zmarłych?
3. Jak szukać śladów przodków?
4. Widać zabory. Geopolityka a pamięc
5. Jak sztuczna inteligencja znajdzie ci korzenie
6. Czy technologia może się mylić?
Koniec. W poszukiwaniu dziadków
Drzewo genealogiczne mojej rodziny trudno nazwać drzewem. To raczej niezbyt wyrośnięty krzak. Taki, który dopiero odbił od ziemi i nieśmiało wypuszcza pierwsze pędy. Ma wątłe gałązki, które są ledwie szczątkami informacji. Za paroma historiami jawi się mglisty koniec pamięci.
Wiem na przykład, że mój dziadek, czyli ojciec mojego taty, miał na imię jak on – Tadeusz. Miał żonę Annę i oboje żyli na wsi pod Krasnymstawem na Lubelszczyźnie. Byli rolnikami, ale mój dziadek pracował też jako murarz. Wiem to z rodzinnych opowieści, z czasów, gdy każde wakacje spędzałem na wsi. Oboje zmarli, kiedy byłem małym dzieckiem, czyli dekady temu.
Moi pradziadkowie, czyli rodzice moich dziadków, to Jan i Tekla. Wiem, jak długo żyli, z ich nagrobków. Ale gdzie spędzili życie i czym się zajmowali, pozostaje tajemnicą. Niewiele więcej mogę powiedzieć o konarze drzewa od strony mojej mamy. Znam imiona i nazwiska swoich dziadków i ich rodziców, którzy dla mnie byliby pradziadkami. I to tyle.
Na tym kończy się wątłe drzewo genealogiczne, które kilka lat temu narysowałem na kartce po rozmowie z mamą. A potem skrupulatnie przeniosłem do programu komputerowego MyHeritage.
Zostałem z tym lichym krzakiem, któremu brakuje kolejnych gałęzi: rodzeństwa i kuzynostwa dziadków i pradziadków. Nie mamy też całych konarów opisujących, kim byli prapradziadkowie i ich rodzice, czyli praprapradziadkowie. A może i jeszcze wcześniej żyjący przodkowie. Nie chodzi wyłącznie o brak danych, lecz przede wszystkim lichą pamięć o ludziach. Naszych bliskich, którzy kiedyś istnieli i bez których nie byłoby też nas. Być może i tego, kim jesteśmy.
Zapominając o naszych bliskich, pozwalamy im umrzeć po raz drugi. To oczywiście nie mój cytat, lecz słowa jednego z bohaterów animowanej bajki "Coco", która opowiada o tym, że pielęgnowanie wspomnień o zmarłych może zapewnić przodkom nieśmiertelność.
Kopalnia wspomnień
Bez oglądania bajki ”Coco” wiedziała o tym polska szlachta. Kto urodził się w takiej rodzinie, zazwyczaj doskonale zna drzewo genealogiczne swojego rodu i wie, kim byli jego przodkowie. To jednak przywilej nielicznych Polaków.
Większość z nas – tak jak ja również – nie pochodzi od szlachty, lecz od potomków chłopów. I korzeni musi szukać wśród tego, co pozostało w chłopskiej pamięci. A ta zwykle jest uboga, tak jak biedne było życie przodków wielu z nas. Sięga co najwyżej kilku pokoleń wstecz. W chłopskich rodzinach historii zwykle nie spisywano. Z jednej strony dlatego, że jeszcze w 1914 roku co drugi mieszkaniec Polski nie umiał pisać ani czytać. Brakuje więc pamiętników, listów, zdjęć, na które mogli pozwolić sobie nieliczni. Ale z drugiej także dlatego, że wielu rzeczy nie chciano pamiętać. Wspomnienia nie były sielankowe, lecz zawierały w sobie biedę, przemoc, wojenną tułaczkę, śmierć bliskich. Trudno to pielęgnować.
Krasnystaw w latach około 1917-21. Na fotografii dom Wincentego Nowackiego, w którym mieściła się siedziba komendy obwodu Polskiej Organizacji Wojskowej. Przed domem Wincenty Nowacki z rodziną. Jak widać wykonanie zdjęcia było wówczas niemałym wydarzeniem fot. muzeumkrasnystaw.pl
To nie znaczy jednak, że odnalezienie przodków jest niemożliwe. Ba, dokopanie się do rodzinnych korzeni staje się dziś dużo łatwiejsze dzięki rzeszy wolontariuszy, internautów i genealogów-amatorów, którzy od dekad wykonują tytaniczną pracę przy archiwizacji i digitalizacji dokumentów. Poszukiwania ułatwiają i skracają też technologie, dzięki którym część pracy można wykonać, nie wychodząc z domu.
Od czego zacząć? Pytam o to Aleksandrę Kacprzak z firmy Genoroots z Grudziądza, która od lat zajmuje się profesjonalnym poszukiwaniem przodków. A z jej usług korzystają przede wszystkim Amerykanie mający polskie korzenie.
– W naszych rodzinach są zmarli, którzy chcą być odnalezieni – zaczyna naszą rozmowę Aleksandra Kacprzak i na pierwszym etapie zaleca, aby nie korzystać z usług wyspecjalizowanych firm, lecz działać na własną rękę.
– Poszukiwania trzeba zacząć od rozmów z bliskimi. Dokładnie przepytać mamę, babcie, ciotki, dziadków i wujków. A Wszystkich Świętych to idealny moment na taką rozmowę. Trzeba ustalić, gdzie i kiedy urodzili się rodzice i dziadkowie, jakie imiona i nazwiska rodowe i panieńskie nosiły babcie, w jakich miejscowościach żyli, w jakich parafiach mogli być ochrzczeni i brać ślub. Każdą informację trzeba zapisać z podaniem jej źródła, czyli od kogo usłyszeliśmy np. to, że prababcia miała troje rodzeństwa. Te informacje są pomocne, ale trzeba je weryfikować, bo z czasem ludzka pamięć płata figle. Dzięki rozmowom z krewnymi może udać nam się cofnąć o pierwsze sto lat – radzi Kacprzak.
Rozmowy z bliskimi, szczególnie seniorami, których przy okazji odwiedzin rodzinnych stron mamy dosłownie na wyciągnięcie ręki, dostarczą więc nie tylko konkretów w postaci dat, imion, nazwisk, miejsc urodzenia czy śmierci. Ale też rodzinnych historii, anegdot o służbie wojskowej, emigracji zarobkowej, a czasem wojennych losach. Warto te rozmowy nagrywać, choć oczywiście trzeba uzyskać zgodę rozmówcy. Na pewno warto robić notatki, które można później uporządkować, czy to w arkuszu kalkulacyjnym, czy jednym ze specjalnych programów genealogicznych. Może to być choćby MyHeritage czy Family Tree Builder.
Wszystkich Świętych to idealny moment również do tego, aby zrobić kwerendę na cmentarzach. To z pewnością ułatwią zdigitalizowane mapy, które posiada już wiele parafii. Zamiast więc bezmyślnie snuć się po cmentarzu, uprawiając grobbing, lepiej spróbować zbudować pierwsze konary drzewa genealogicznego. Aby to zrobić, należy sfotografować groby bliskich lub poprosić o to rodzinę. To ważne, bo na nagrobkach zwykle są daty urodzin i śmierci. A czasem z pomników można odczytać istniejące relacje, np. kto był czyją córką. Rzadziej dostarczają też dodatkowych informacji np. o wykonywanym zawodzie czy przyczynie śmierci – szczególnie, gdy ta była w młodym wieku lub miała tragiczny przebieg. Może to być pomocne, kiedy okaże się, że np. prababcia straciła męża, z którym miała pierwsze dziecko, a potem ponownie wyszła za mąż i z nowym partnerem miała kolejne dzieci.
Zanim udamy się do prawdziwych archiwów, trzeba na własną rękę przeszukać te domowe. Przeszperać stare kufry, otworzyć szuflady dawno nieotwieranych biurek, szafek, a nawet walizek. Mogą one zawierać prawdziwe rodzinne skarby. Czasem to oryginalne dokumenty, np. dawne dowody osobiste, akty urodzenia, chrztów, szkolne dyplomy, legitymacje i tak dalej. Każdy taki dokument to dla nas potencjalna data i miejsce. Czasem zdjęcia czy klisze, które dopiero czekają na wywołanie. Tak było choćby w moim przypadku, o czym pisałem tutaj. A czasem można odnaleźć skrywane pamiętniki, listy, prywatne zapiski.
– W poszukiwaniu śladów pamięci warto, oczywiście w porozumieniu z rodziną, przeszukać także ich domy, skrzynie na strychu czy w piwnicy. Ludzie często nie wiedzą, że coś mają. A mogą to być bezcenne wskazówki, które pozwolą nam zbudować fundament wiedzy o naszych przodkach. Nie kiedy i gdzie żyli, ale kim byli, jakie mieli relacje, jakimi byli ludźmi – mówi Aleksandra Kacprzak.
Kości zostały rzucone i znalezione
Kiedy już zbudujemy ów fundament, możemy udać się do archiwum. Szczęśliwie dla początkujących genealogów-amatorów, wiele zasobów jest już dostępnych online.
Poszukując przodków, powinniśmy zajrzeć na stronę internetową Geneteka, którą stworzyło Polskie Towarzystwo Genealogiczne. To największa ogólnopolska baza zindeksowanych ksiąg metrykalnych. Oznacza to, że aby znaleźć w niej daty i sygnatury aktów urodzenia, ślubu czy śmierci naszych bliskich, wystarczy wpisać imię i nazwisko oraz miejscowość.
Tak wyglądały kamienice przy Placu 3 Maja w miejscowości Krasnystaw w 1916 roku fot. muzeumkrasnystaw.pl
Informacji można szukać również w serwisie „Szukaj w archiwach”, który jest administrowany przez Narodowe Archiwum Cyfrowe. Znajdziemy tam miliony skanów dokumentów z Archiwów Państwowych, w tym często całe księgi metrykalne, czyli np. księgi ludności czy akty stanu cywilnego.
Warto również przeszukać bazy i projekty regionalne. Mowa choćby o „Poznań Project”, który zawiera indeksy XIX-wiecznych akt małżeństw z terenu historycznej Wielkopolski. Ale podobne bazy tworzone są też dla innych regionów. Na przykład osoby posiadające rodzinne związki z Lubelszczyzną, informacji mogą szukać na stronie Lubgens, która jest ogromną wyszukiwarką indeksów z tamtejszych parafii, które zawierają skany poszczególnych dokumentów.
Jeśli nasze wysiłki w sferze cyfrowej nie przyniosą skutków albo przyniosą efekty zbyt skromne, powinniśmy wyjść z domu i ruszyć w teren. Spokojnie, to nic trudnego.
Szukając dokumentu, który ma mniej niż sto lat, należy skontaktować się z odpowiednią parafią lub Urzędem Stanu Cywilnego. W tym ostatnim możemy uzyskać akt metrykalny naszych krewnych.
– Jeśli dokument, który chcemy uzyskać w USC dotyczy naszego wstępnego (przodka) lub zstępnego (potomka) mamy prawo do zrobienia zdjęcia takiego aktu w miejscu jego przechowywania. Jeśli mieszkamy daleko, wniosek taki można złożyć w dowolnym USC i po krótkim czasie odebrać dokument w miejscu zamieszkania. Dla osób posiadających Profil Zaufany lub e-dowód strona gov.pl umożliwia złożenie zamówienia on-line – tłumaczy Aleksandra Kacprzak.
– W ten sposób możemy złożyć zamówienie np. na akty urodzenia, małżeństwa i zgonu. Kluczowe jednak, aby poprosić o akt zupełny, a nie skrócony, bo ten drugi zawiera o wiele mniej informacji – radzi specjalistka od genealogii.
Starsze niż sto lat dokumenty znajdziemy w Archiwum Państwowym. To tam, po stu latach od urodzenia danej osoby i 80 po jej śmierci, urzędy stanu cywilnego przekazują akta metrykalne. Słowem: księgi rejestrujące kluczowe wydarzenia z życia naszych przodków, czyli narodziny, chrzty, śluby i zgony właśnie. Wtedy też stają się ogólnodostępne. W którym dokładnie oddziale archiwum możemy szukać? To pomoże nam ustalić wyszukiwarka szukajwarchiwach.gov.pl i zakładka „wyszukiwanie akt metrykalnych”. Wpisujemy w nią nie nazwisko, lecz miejscowość pochodzenia. Akta wytworzone przez urzędy parafialne trafiają do archiwów diecezjalnych i archidiecezjalnych na zasadach ustalonych osobno przez każdą diecezję.
Widać zabory
Kiedy chcemy głębiej zajrzeć w przeszłość, czyli wkroczyć do wieku XIX albo wcześniejszego, to powinniśmy zwrócić uwagę na kwestie geograficzne. A konkretnie zaborów. Nasi przodkowie przez ponad wiek żyli w kilku systemach administracyjnych. Musimy więc wiedzieć, w którym zaborze pradziadek się urodził. Ustalić nazwę wsi, parafię, wyznanie, gdzie był ochrzczony, czy brał ślub. To nie zawsze jest proste, ale jest najważniejsze z punktu widzenia dalszych poszukiwań.
Jedna z ulic w miejscowości Krasnystaw fot. muzeumkrasnystaw.pl
Jest tak, bo sprawy dokumentacji inaczej miały się w zaborze austriackim, w pruskim, a jeszcze inaczej w rosyjskim. W zależności od regionu w dokumentach mógł być wpisany zawód, czy status społeczny, przyczyna zgonu, miejsce urodzenia, a w Galicji nawet dziadkowie ochrzczonego dziecka. Możemy więc dowiedzieć się, że nasz pradziadek był szewcem lub zagrodnikiem posiadającym chałupę i nie więcej niż ćwierć łana ziemi, lub komornikiem, który nie miał ani domu ani ziemi i mieszkał „kątem” u bogatszego gospodarza pomagając mu w gospodarstwie. Dzięki mapom katastralnym z połowy, który posiadał dajmy na to pół hektara łąki. Czasem można nawet dokładnie ją zlokalizować.
– W zaborze rosyjskim proboszczowie do 1825 r. prowadzili podwójne spisy, następnie stali się urzędnikami stanu cywilnego. Z kolei pruskim duchowni prowadzili podwójną ewidencję dla celów kościelnych i państwowych, a w 1874 r. wprowadzono państwowe urzędy stanu cywilnego. Zaś w zaborze austriackim odpowiedzialni byli za to proboszczowie parafii katolickich – mówi Aleksandra Kacprzak i dodaje, że sprawa komplikuje się nie tylko w wymiarze geograficznymi, ale i językowym.
– W XVII i XVIII wieku księgi kościelne były prowadzone po łacinie. W wieku XIX księża stali się również urzędnikami państwowymi i oprócz, w wielu przypadkach kontynuacji zapisów łacińskich na użytek kościoła, prowadzili też dodatkowe księgi na użytek administracji państwowej. Te księgi w zależności od czasu i zaboru były zapisywane po polsku, cyrylicą czy neogotykiem. Dodatkowo w zaborze pruskim w 1874 roku wprowadzono urzędy stanu cywilnego i aby odczytać ich zapisy jeszcze do niedawna trzeba było umieć odszyfrować neogotyk – wyjaśnia Kacprzak.
To oczywiście znacznie ograniczało pole manewru dla amatorów, ale nie jest to ślepa uliczka bez wyjścia. Pomoc niosą tu wspomniani eksperci i wolontariusze, którzy np. na internetowym forum Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, pomagają odczytać treść skanów dawnych dokumentów.
– To jest absolutnie cudowne, bo wiele osób samych utknęłoby na tym etapie. A dzięki pomocy innych mogą posunąć się dalej i odkryć kolejne poziomy rodzinnej historii – mówi Aleksandra Kacprzycka, która podpowiada, że w sieci, w tym w mediach społecznościowych istnieją również liczne grupy pasjonatów, którzy pomagają poruszać się w dokumentach z przeszłości.
– Poszukiwanie rodzinnych historii jest trochę jak układanie puzzli, ale bez obrazka na okładce. Nie wiemy, jaki obraz zastaniemy na końcu. Technologie sporo ułatwiają i przyśpieszają, ale nic nie zastąpi uczucia ekscytacji, kiedy niczym detektywi sami odkryjemy jakąś ważną kartę z historii naszej rodziny – dodaje.
KapicAI. Jak sztuczna inteligencja znajdzie ci korzenie?
Technologie rzeczywiście mogą cały proces wyszukiwania historii rodzinnych znacznie ułatwić i przyśpieszyć. To, co dawniej było przedsięwzięciem raczej dla posiadających morze czasu pasjonatów, którzy mieli cierpliwość do przeglądania zakurzonych rodzinnych archiwów, wyblakłych fotografii czy wysłuchiwania rodzinnych legend, teraz dzięki sztucznej inteligencji staje się dostępne niemal dla wszystkich. Szczególnie mocno widać to na tak zwanym Zachodzie. W Stanach Zjednoczonych, gdzie genealogia stała się potężnym biznesem, firmy oferujące platformy genealogiczne takie jak FamilySearch, MyHeritage, czy Ancestry pozwalają użytkownikom na wykorzystanie sztucznej inteligencji do transkrypcji dokumentów czy analizę fotografii w celu rozpoznawania twarzy, a nawet ich dopasowywania do potencjalnych osób w drzewie genealogicznym użytkownika. W zaplanowaniu prac i niektórych tłumaczeniach mogą pomóc też popularne chatboty jak ChatGPT czy Gemini.
Krasnystaw w roku 1917. Na fotografii uroczystość uczczenia 100. rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki fot. muzeumkrasnystaw.pl
Podobny projekt powstaje zresztą w Polsce i to na Podlasiu. Stoją za nim genealodzy związani z Fundacją im. Ignacego Kapicy, która siłą szeregu wolontariuszy zajmuje się m.in. inwentaryzacją i digitalizowaniem archiwalnych dokumentów i zasobów pochodzących m.in. z archiwów parafialnych, instytucji państwowych czy osób prywatnych.
Pod skrzydłami Fundacji powstaje niekomercyjny projekt badawczy KapicAI wykorzystujący modele sztucznej inteligencji do automatycznej transkrypcji rękopisów łacińskich, polskich oraz rosyjskich powstałych od XV do XIX wieku
– To projekt oddolny niemający wsparcia naukowego ani instytucjonalnego. Wykorzystujemy własne zasoby i pracę wolontariuszy, aby stworzyć ogólnodostępne, bezpłatne narzędzie, które każdemu umożliwi samodzielne odczytywanie i analizowanie dokumentów historycznych, które jak dotąd były dostępne tylko dla wąskiego grona specjalistów – mówi mi Tomasz Dąbrowski z Fundacji im. Kapicy.
Do trenowania modelu językowego AI wykorzystywane są m.in. staropolskie spisy podatkowe i wojskowe, jak również księgi ziemskie czy księgi metrykalne.
– Jesteśmy dopiero na początku drogi a trenowanie takiego modelu w naszych warunkach (np. braków ludzkich i sprzętowych), to oczywiście długotrwały proces. Nie byłby on w ogóle możliwy bez wolontariuszy, którzy sprawdzają np. czy system dobrze odczytał litery i poprawiają błędy. Chcemy jednak, aby finalnie powstało narzędzie, które ułatwi odnajdywanie informacji zawartych w historycznych dokumentach. Nie będzie trzeba już np. przeszukiwać 300 lat ksiąg metrykalnych – mówi Tomasz Dąbrowski.
Początek. Halucynacje, nadzieje i emocje
Czy historie rodzinne odkryte za pomocą algorytmu są mniej znaczące niż te, które zostały odkryte dzięki skrupulatnym osobistym badaniom? Niekoniecznie. W końcu program dostarcza nam tylko danych, a to, co z nich wyciągniemy, czyli więź emocjonalną czy interpretację rodzinnej historii wciąż pozostaną głęboko ludzie. Dane przekładają się na realne historie. Z suchych liczb można wytworzyć żywe historie.
Aleksandra Kacprzak nie widzi nic złego w wykorzystaniu sztucznej inteligencji np. do tłumaczenia pism, których sami nie możemy odczytać. Radzi jednak, aby zachować dużą ostrożność. Sztuczna inteligencja może halucynować, czyli wprowadzić nas w błąd dostarczając nieprawdziwych lub całkowicie sfabrykowanych informacji, które dla amatora mogą wyglądać wiarygodnie. A to nasze rodzinne poszukiwania może wyprowadzić na manowce choćby przekonując nas, że nasi przodkowie żyli we wsi, której nazwa została źle przetłumaczona.
– Czasami AI robi świetne rzeczy, a czasami wypluwa kompletne bzdury. To, co z niej uzyskamy powinniśmy dokładnie sprawdzić, a najlepiej skonsultować z kimś, kto faktycznie wie, co jest napisane w danym dokumencie. Wygoda nie powinna nas zwalniać z krytycznego myślenia. Ostatecznie, jeśli chcemy poznać prawdę, to czynnik ludzki i tak niezbędny, bo naszą rolą jest weryfikacja – radzi Aleksandra Kacprzak.
Dodaje też, że użyta z rozwagą sztuczna inteligencja może być pomocna, bo dostarczy nam sugestii, czy hipotez do potwierdzenia, to jednocześnie może odebrać pewną przyjemność płynącą z tradycyjnych poszukiwań.– Na pewno nie poczujemy tego dreszczyku emocji, kiedy uda nam się odnaleźć historię przodków wertując kilkusetletnią księgę w archiwum. Z drugie strony może pomóc nam przełamać bariery, aby w ogóle spróbować zacząć poszukiwania – dodaje.
Sam tę barierę pokonałem. Wróciłem do stworzonego kilka lat temu drzewa genealogicznego i zacząłem szukać swoich rodzinnych korzeni. Wprawdzie bez pomocy AI, ale z radami zawartymi powyżej udało mi się – prawdopodobnie – ustalić jak nazywali się, w którym roku urodzili i skąd pochodzili moi prapradziadkowie od strony mojego taty.
Dokopałem się do roku 1839, czyli cofnąłem w czasie o prawie dwieście lat. I nie mam wątpliwości: to dopiero początek.
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-10-29T16:22:56+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T16:12:03+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T15:27:25+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T15:10:05+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T14:49:01+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T14:28:59+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T13:50:16+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T13:16:47+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T12:55:46+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T12:45:42+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T11:52:04+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T11:22:46+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T10:35:00+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T09:57:58+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T09:17:29+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T08:34:54+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T06:47:00+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T06:45:00+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T06:39:00+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T05:57:00+01:00
Aktualizacja: 2025-10-29T05:48:00+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T18:43:45+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T17:44:30+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T17:07:28+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T17:04:27+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T17:02:31+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T16:03:48+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T15:16:26+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T14:15:58+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T13:42:58+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T13:13:25+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T12:54:30+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T12:09:48+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T12:05:03+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T11:57:21+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T10:35:13+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T09:49:06+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T09:20:52+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T08:44:58+01:00
Aktualizacja: 2025-10-28T07:19:56+01:00