Przygląda się Chinom od prawie 40 lat. "Xi Jinping prowadzi Chiny ścieżką faszyzmu"

– Bliżej mu do Moskwy XX wieku niż do renesansowej Florencji. Jego metody nie są subtelne – mówi o Xi Jinpingu w wywiadzie dla Magazynu Spider’s Web Plus Michael Sheridan, wieloletni korespondent zachodnich mediów z Chin i Hongkongu. 

Przygląda się Chinom od prawie 40 lat. Tak mówi o Państwie Środka

To obok Donalda Trumpa i Władimira Putina najważniejszy gracz na arenie międzynarodowej. Sprawuje władzę nad niemal półtoramiliardową populacją i drugą co do wielkości gospodarką świata. Xi Jinping, oficjalnie sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin, jest nowym cesarzem nowych Chin, kraju, który buduje swoją potęgę dzięki nowoczesnej technologii. 

Na łamach naszego Magazynu prezentowaliśmy przedpremierowo fragment książki "Czerwony cesarz" Michaela Sheridana (w przekładzie Piotra Grzegorzewskiego i wydaną przez wydawnictwo Port). Dziennikarz pokazuje w niej wszystkie twarze chińskiego przywódcy, któremu przygląda się od ponad dekady. Teraz zapraszamy do rozmowy z samym autorem – o książce, "czerwonym cesarzu" i życiu codziennym w Chinach. 

 class="wp-image-5242244"
Michael Sheridan, wieloletni korespondent zachodnich mediów z Chin i Hongkongu. 

Trafił Pan do Hongkongu i dalej do Chin już w 1989 roku. To był bardzo ważny rok w Chinach. Jakie były Pana pierwsze wrażenia? 

Trzeba pamiętać, że wówczas Hongkong był jeszcze kolonią brytyjską niezależną od Chin. Trafiłem tam na polecenie dziennika "The Independent" po wydarzeniach z 4 czerwca 1989 roku, aby relacjonować protesty przeciwko masakrze na placu Tiananmen. Z Hongkongu udało mi się dostać do Szanghaju i spędziłem tam tygodnie, relacjonując masowe demonstracje oraz represje wobec opozycji. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że ruch prodemokratyczny obejmował całe Chiny i trwał dłużej, niż nam się wówczas wydawało. Poparcie dla protestujących było ogromne.

Mieliśmy wtedy swoje wielkie przełomy w Europie. 

Tak, w Europie to był punkt zwrotny, ale w Chinach już nie – dyktatura zwyciężyła. W tym sensie był to jeden z najważniejszych momentów końca XX wieku. To była ostatnia szansa na zmianę dyskursu w Chinach. Dziś dyktatura jest najpotężniejsza od lat. 

Nigdy nie zapomnę rozmów ze studentami, którzy za barykadami organizowali opór, zanim zeszli do podziemia. Byli inspirujący. 

Był Pan świadkiem przekazania Hongkongu Chinom w 1997 roku i walki miasta o demokrację. Jak ocenia Pan zmiany, jakie zaszły w Chinach od tamtego czasu?

Hongkong to tragedia rozgrywająca się w zwolnionym tempie. W 1997 roku panował optymizm, a Chiny początkowo dotrzymywały obietnic zawartych w traktacie z Wielką Brytanią zarejestrowanym w ONZ, gwarantującym miastu autonomię na 50 lat. Jednak z biegiem czasu polityka Pekinu zaczęła się zmieniać, a reżim stopniowo zaostrzał kontrolę. Momentem przełomowym było objęcie władzy przez Xi Jinpinga w 2012 roku – wtedy Hongkong faktycznie stracił swoją wyjątkowość. Jego rząd jest dziś posłuszny Pekinowi, Partia Komunistyczna podporządkowała sobie sądownictwo, a napływ ponad miliona imigrantów z Chin kontynentalnych zmienił równowagę społeczną. Hongkong stał się kolejnym chińskim miastem. Wniosek? Chiński reżim łamie obietnice, odrzuca traktaty i nie można mu ufać. Los Hongkongu, podobnie jak Tybetu czy Sinciangu, zmieni się na lepsze dopiero wtedy, gdy same Chiny przejdą reformy.

A na to się nie zanosi?

Demokratyzacja Chin nie nastąpi. Obecnie kraj zmierza w kierunku technologicznej autokracji. O wszystkim decyduje partia, choć jest równiejszy wśród równych, Xi sięgnął po największą od czasu Mao Zedonga władzę w Chinach. 

I dlatego napisał Pan o nim książkę? Czy były jakieś konkretne wydarzenia lub obserwacje, które zainspirowały Pana do zgłębienia historii Xi Jinpinga?

Wydawca zaproponował mi napisanie biografii po publikacji mojej książki o Hongkongu "Brama do Chin" [oryg. The Gate to China]. Początkowo brakowało jednak informacji, a przyszłość Xi Jinpinga była niepewna. Wszystko zmieniło się wraz z pandemią COVID-19 i decyzją Xi w 2022 roku o zapewnieniu sobie dożywotnich rządów. Pojawiło się wtedy znacznie więcej źródeł. Każda czystka polityczna i każda fala represji tworzyła nowych przeciwników Xi, co prowadziło do kolejnych przecieków. Konfrontacja z USA sprawiła, że Kongres, wojsko i think tanki zaczęły analizować jego politykę z niespotykaną dotąd intensywnością. Stało się jasne, że nikt nie wie wystarczająco dużo o najpotężniejszym człowieku na świecie – dlatego postanowiłem opowiedzieć jego historię.

Pisanie takiej książki nie było łatwe. Jakie wyzwania napotkał Pan podczas zbierania materiałów, biorąc pod uwagę ograniczony dostęp do informacji w Chinach?

Wiele wydarzeń relacjonowałem osobiście, obserwowałem Xi Jinpinga przez wiele godzin w Wielkiej Hali Ludowej w Pekinie i miałem notatki z badań prowadzonych od 1996 do 2016 roku. Ogromną rolę odegrał mój współpracownik, Howard Zhang, były szef chińskiego serwisu BBC, który analizował oryginalne dokumenty w języku chińskim. Korzystaliśmy zarówno z oficjalnych przemówień, jak i materiałów publikowanych przez opozycję. Rozmawiałem również z przedstawicielami zachodnich służb wywiadowczych i ludźmi z elitarnych rodzin chińskich, którzy znali Xi i jego rodzinę. W efekcie stworzyliśmy najbardziej kompleksowy portret chińskiego przywódcy dostępny do tej pory.

ArtoPhotoDesigno Studio / Shutterstock.com

Jakie cechy charakteru były kluczowe dla jego dojścia do władzy?

Niezwykła odporność, siła fizyczna i zdolność do ciężkiej pracy. Jest cierpliwy, doskonały administracyjnie, choć nie jest intelektualistą. Najważniejsze jednak, że postrzega siebie jako członka elity dziedzicznej – synów rewolucji – którzy mają prawo rządzić Chinami. W kluczowych momentach kariery wspierała go rodzina, ale także ciężko pracował na każdym szczeblu – od armii po administrację lokalną. W Chinach to nie "nowa klasa" (jak pisał Milovan Djilas), lecz raczej "stara arystokracja" rewolucyjna, która rządzi poprzez dziedziczenie władzy.

Panuje opinia, że Xi Jinping jest „wyjątkowym machiawelistą”? Zgadza się Pan z tym? 

Bliżej mu do Moskwy XX wieku niż do renesansowej Florencji. Jego metody nie są subtelne – studiował Stalina i widzi dialektykę oraz konflikt jako esencję polityki. Podczas gdy Machiavelli analizował psychologię i charakter, Xi ocenia układ sił w kategoriach stalinowskich. Nie ma w tym emocji ani współczucia – to czysta polityka, bez wpływów chrześcijańskich czy grecko-rzymskich tradycji filozoficznych.

Poza Machiavellim Xi Jinping uwielbia też film "Ojciec chrzestny". Co to mówi o jego charakterze i stylu rządzenia?

Ta fascynacja może odzwierciedlać jego podejście do władzy i lojalności. Kwestia wierności, posłuszeństwa może być dla Xi kluczowa. W końcu jako lider Komunistycznej Partii Chin również operuje w świecie, gdzie układy, personalne zależności i eliminacja rywali odgrywają kluczową rolę. Jego dojście do władzy i późniejsze umacnianie pozycji w partii przypominają metody stosowane przez filmowego Don Corleone czy jego syna Michaela. Xi nie zawahał się przeprowadzić szeroko zakrojonej kampanii antykorupcyjnej, która w rzeczywistości stała się narzędziem eliminacji przeciwników politycznych. Podobnie jak w mafijnych strukturach kluczową rolę odgrywały lojalność, hierarchia i bezwzględność wobec zdrajców.

Jakie są Pana przewidywania co do politycznego kierunku Chin pod rządami Xi Jinpinga?

Nie spodziewam się większych zmian. Xi pozostaje wierny autorytarnej kontroli i państwowej gospodarce. Może taktycznie modyfikować politykę handlową, ale w kwestiach praw człowieka, demokracji i Tajwanu pozostanie nieugięty.

Jak polityka Xi Jinpinga wpłynęła na życie codzienne obywateli?

W książce opisuję, jak wykorzystał pandemię do zbudowania państwa totalnej inwigilacji. Społeczeństwo stało się bardziej podporządkowane, a jednostka – bardziej bezsilna. Młodzi ludzie tracą ambicje, kobiety coraz rzadziej decydują się na dzieci, a kapitał i talenty odpływają za granicę. Jednak reżim nie czuje się tym zagrożony.

Czy to droga do upadku Chin? 

Tego nie wiem, ale widzę, że Xi prowadzi Chiny ścieżką faszyzmu, popełniając te same błędy co nazistowskie Niemcy i Japonia pod koniec lat trzydziestych XX wieku, a to zakończy się porażką. Zniósł kolektywne przywództwo i uczynił siebie drugim Mao. A jedynowładztwo zawsze szkodzi, upija władzą i odbiera zahamowania. 

A wcześniej nie będzie globalnej wojny?

Jest taka możliwość. Chiny dążą do tego, by ich armia była porównywalna z siłami Stanów Zjednoczonych. Xi Jinping mówi o stworzeniu "światowej klasy" sił zbrojnych do 2049 roku, czyli na setną rocznicę powstania Chińskiej Republiki Ludowej. Chiny stawiają na rozwój marynarki wojennej, budują nowoczesne lotniskowce i niszczyciele, które pozwalają im dominować na Morzu Południowochińskim. Rozwijają też hipersoniczne pociski i drony oparte na sztucznej inteligencji. Do tego dochodzi ekspansja w przestrzeni kosmicznej. Rosnące ambicje militarne Chin są szczególnie widoczne w kontekście Tajwanu, gdzie Xi Jinping wielokrotnie podkreślał, że "zjednoczenie" jest nieuniknione, co sugeruje możliwość użycia siły.

Jak Xi "ustawia się" na globalnej szachownicy?

Wie, że teraz jest jego moment. Może wiele wygrać, ale musi uważać na inne mocarstwa. Kluczowa jest relacja z USA, zwłaszcza z administracją Trumpa. Zachodnie demokracje, w tym Polska, powinny postawić na jedność, wspólne wartości i determinację. Nie musimy pokonać Xi Jinpinga – wystarczy go przetrwać.