Inne jest również postrzeganie sukcesu lub porażki przez społeczeństwa, które bez względu na ustrój swojego państwa (i własną wolę) ostatecznie ponoszą przecież koszty organizacji olimpiady. Mieszkańcy Londynu, Tokio czy Paryża mają po pierwsze nieporównywalnie lepszy dostęp do informacji na temat kosztów imprezy, a po drugie możliwość rozliczenia rządów odpowiedzialnych za przedsięwzięcie. Dla mieszkańców cywilizacyjnego zachodu to oczywistość, zapewnia to demokracja i gwarantowany przez nią wolny obieg informacji. Z kolei mieszkańcy Chin lub Rosji, nawet jeśli chcieliby się dowiedzieć, jakie były koszty i efekty organizacji igrzysk, nie mają ku temu możliwości – władze ich krajów nie muszą być transparentne, bo władzę sprawują dzięki aparatowi przymusu, a nie poparciu społecznemu. Podobnie, gdyby Chińczycy bądź Rosjanie mieli zamiar wyrazić na ten temat swoją opinię, wiedzą z doświadczenia i historii, że lepiej tego nie robić, bo może to dla nich oznaczać poważne kłopoty. Nikt też nie pytał chińskiego czy rosyjskiego społeczeństwa, czy w ogóle chcą, by ich miasto gościło olimpiadę.