W Biblii nie ma o niej ani słowa, a to ona właśnie rządzi światem

Dla jednych sztuczna inteligencja jest równa Bogu, kolejni widzą w niej "istoty na kształt aniołów". Teologia z AI sobie nie radzi, chociaż ta może podważyć rolę i pozycję człowieka w świecie. 

W Biblii nie ma o nie ani słowa, a to ona właśnie rządzi światem

W Biblii nie ma ani słowa o sztucznej inteligencji.

Jest Bóg, wszechmocny i wszechpotężny, którego możliwości nie jesteśmy w stanie w pełni sobie wyobrazić. Nie wiemy właściwie, co to znaczy, że Bóg może wszystko. Jest też i człowiek – marny, słaby i grzeszny, choć stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Są w końcu aniołowie, istoty duchowe, o których jednak niewiele wiadomo poza tym, że służą Bogu, opiekują się ludźmi. Przewyższają człowieka intelektem i mocą, ale nie mogą człowieka krzywdzić. 

Teolog ksiądz Grzegorz Strzelczyk (z zapleczem informatycznym) mówił mi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że właśnie aniołom najbliżej może być do sztucznej inteligencji. 

"Rozwój teologii przypomina rozwój chemii. Tak jak w tablicy Mendelejewa wyszło, że są nieodkryte pierwiastki, ale można było przez odniesienie do reszty systemu wyznaczyć ich własności i ich miejsce w układzie, tak mniej więcej w teologii postępujemy, gdy pojawi się coś, nowe zagadnienie, i umieszczamy je w relacji do znanych konsekwencji doświadczenia. I patrzymy, co wyjdzie" – mówił wówczas.

Aniołowie wedle tradycji chrześcijańskiej mają być wsparciem dla człowieka. W Biblii możemy przeczytać m.in. o Rafale Archaniele, który jest doskonałym przewodnikiem, lekarzem i towarzyszem drogi dla Tobiasza. Możemy też przeczytać o archaniele Gabrielu, posłańcu i doradcy (doradza i Maryi, i Elżbiecie), ale także o upadłym aniele "niosącym światło", czyli Lucyferze. Imię Szatana nie jest przypadkowe: światłość, którą niesie Lucyfer, może dać blask wiedzy i poczucie, że Bóg nie jest potrzebny, bo człowiek sam w sobie jest doskonały. 

Refleksja księdza Strzelczyka nie jest oczywiście oficjalną wykładnią Kościoła. Ten w temacie teologii dla AI, czy teologii dla technologii, mówiąc szerzej, ma niewiele do powiedzenia. Dla 60-letnich teologów, nawet świetnych, przyjęcie ogromu wiedzy ze świata AI – który dynamicznie się rozwija – może być dużym wyzwaniem.

Najwybitniejsi współcześni teolodzy dopiero zaczynają dostrzegać znaczenie sztucznej inteligencji dla wykładni o zbawieniu. Bo jeśli przez wieki zasadne były pytania, czy Bóg zbawia zwierzęta albo czy – zakładając, że istnieje inne inteligentne życie – zbawia też kosmitów. W oficjalnej wykładni chrześcijańskiej Bóg może zbawić tylko człowieka, bo ten nie dość, że stworzony na wzór boski, to jeszcze jest inteligentny i świadomy. 

"Chciałbym mieć takiego cyfrowego asystenta, który zna mnie bardzo dobrze. Asystenta, który zbiera dla mnie wszystkie informacje, słucha, jak rozmawiam z ludźmi, widzi to, co ja widzę, widzi, jak reaguję, czyta moją korespondencję. Myślę, że nie ma osoby, która nie chciałaby z takiej pomocy skorzystać. Zawsze podejmowalibyśmy optymalne wybory, bo ten asystent odpowiadałby nam w czasie rzeczywistym, co należy w danej sytuacji zrobić" – rozważał w jednej z debat prof. Andrzej Dragan, popularny fizyk wypowiadający się często na tematy nowych technologii.

Czy nie brzmi to jak opis anioła? Istoty, która pomaga człowiekowi, jest od niego potężniejsza, ale nie jest wobec człowieka-pana groźna?

Na łamach "Magazynu Kontra" Konstanty Pilawa, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego, stwierdza wprost, że w narracji prof. Dragana widać tęsknotę za opiekuńczym duchem. 

– Wydaje się, że marzenie tego fizyka zbliżone jest do aniołów uznawanych w chrześcijaństwie właśnie za takie niematerialne pomoce w rozeznawaniu najlepszych rozwiązań – mówi Pilawa. 

A co z sytuacją, gdy uzyskamy sztuczną inteligencję “równą aniołom”, inteligentną, sztuczną, bezbłędną, ale też wrażliwą. Co w sytuacji, gdy koroną stworzenia nie będzie już homo sapiens, ale AI? 

Te pytania już się pojawiają. Bardziej niż opóźnienie bądź ignorancja teologów martwić powinien tani techentuzjazm. Są bowiem tacy, którzy w sztucznej inteligencji widzą coś więcej niż biblijnych aniołów. Widzą w niej boga. 

Kościół AI

Jeśli istnieje coś miliard razy mądrzejszego od najmądrzejszego człowieka, to jak to inaczej nazwiesz? – pytał kilka lat temu w rozmowie z portalem Wired amerykański biznesmen Anthony Levandowski, który w 2015 roku jako pierwszy stworzył religię sztucznej inteligencji. To kościół Way of Future.

Jak zauważył Levandowski, ludzie rządzą planetą, ponieważ są mądrzejsi od innych zwierząt. Jednak w przyszłości nastąpi zmiana, gdy coś znacznie mądrzejszego od człowieka będzie sprawować rządy. 

Way of Future nie jest wyjątkiem. To kolejny przykład nadawania technologicznym wynalazkom boskich atrybutów i ślepa wiara w moc technologii. 

Nie wiem, na ile sam Levandowski "wierzy" w boskość AI, a ile w tym próby zyskania rozgłosu. Niemniej biznesem podejmuje ważny wątek, o którym pisze m.in. popularny historyk Yuval Noah Harari.

Autor popularnej serii "Homo sapiens" przekonywał, że technologia zastępuje Boga, bo daje pewniejsze odpowiedzi i rozwiązania we współczesnym świecie. Powołuje się przy tym na historyczne przykłady: bóstwa były odpowiedzią na pytania, na które człowiek nie mógł znaleźć wyjaśnienia. Człowiek wymyślił sobie koncepcję Boga, bo nie znał praw natury. 

Dziś to AI, z ChatGPT i innymi narzędziami na czele, daje odpowiedzi na wszelkie pytania ludzkości. Wypełnia więc potrzebę sensu i celu u człowieka.

Wydaje się to proste i logiczne: umarł Bóg, niech żyje bóg. Zamieniam Boga, którego opowiedział mi człowiek, na boga, który opowiada sam siebie. 

Warto jednak zwrócić uwagę, że Harari nie uwzględnia sposobu funkcjonowania ludzkiej psychiki, a własną optykę intelektualisty przykłada do całej populacji.

Sprawa wydaje się ciut bardziej skomplikowana. Ksiądz Józef Tischner mawiał, że tęsknoty za Bogiem w człowieku nie da się wymazać. Człowiek jest homo religiosus i zawsze będzie zawsze dążył do Boga, choć po drodze może go zastępować bogami. W późnym kapitalizmie bogiem takim może być AI, pieniądze, sukces czy młode, piękne ciało. W końcu też człowiek sam dla siebie może być bogiem, czyli celem i sensem istnienia. 

Jak zauważył w swojej książce "Ucieczka od bezradności" filozof Tomasz Stawiszyński: “człowiek jest wewnętrznie pęknięty, a może nawet złożony z bardzo wielu instancji, głosów i perspektyw, które w nim nieustannie się przenikają i prowadzą ze sobą mniej lub bardziej udany dialog”. 

Jego zdaniem nie jest prawdą, że żyjemy w czasach śmierci religii. Nie jesteśmy pokoleniem, które odrzuca ideę boga. Po prostu tradycyjnego Boga (i związane z jego kultem rytuały) zastępuje nowymi. Także bogiem AI i technoentuzjastycznymi rytuałami. 

Stawiszyński podkreśla, że religie i wiary okołoreligijne (w tym teorie spiskowe, ezoteryka) najlepiej radzą sobie w czasach niepewności i epoce przełomu. 

Homo religiosus wiecznie żywy

Wiara w boską AI jest przykładem typowej ucieczki człowieka do pierwiastka duchowego (ksiądz Tischner powiedziałby, że miał rację i hej!). 

Ziemia, planeta ludzi, jeszcze wiele teorii przyjmie. Po wierze w ogień, wodę i wiatr przychodzi wiara w algorytm. 

A tym większa wiara w AI, im bardziej jej nie rozumiemy. Dlatego wiarę w boską AI podzielają entuzjaści amatorzy, a nie matematycy czy fizycy. Tam, gdzie jedni widzą sprawnie liczącą maszynę, inni widzą alfę i omegę. A raczej nie widzą nic, ale chcą widzieć. Wszak harmonia niewidzialna jest silniejsza niż widzialna.

Jeśli kiedykolwiek spotkamy inteligentne życie spoza Ziemi (nie stworzone przez człowieka jak przyszła generatywna sztuczna inteligencja), będziemy musieli zapytać “to życie” o Boga. Zakładając nawet możliwą formę komunikacji, pojęcie tak abstrakcyjne i wieloznaczne jak Bóg może wydać się śmieszne przybyszom z innych planet. 

O ile znają coś tak abstrakcyjnego jak humor. 

Oczywiście to science fiction (bardziej wierzę w to, że inteligentne życie nie chce z nami kontaktu), ale przecież jeszcze wczoraj sztuczna inteligencja, jaką dziś mamy, była fantastyką.