"Miałem jakiś cudowny dar do fabrykowania wiarygodnie brzmiących wykrętów" – opisywał swoją działalność Mitnick. Dużą część jego hakerskiej pracy stanowiły rozmowy z ludźmi i przekonywanie ich, że po drugiej stronie stoi ktoś, kto ma czyste intencje. Podszywał się pod współpracowników (zarówno mailowo, jak i telefonicznie), udawał detektywów czy po prostu inne osoby mające coś wspólnego ze sprawą. – Gdy pytasz o wrażliwe dane, ludzie z natury reagują podejrzliwością. Ale jeśli udasz, że posiadasz już te dane i podasz ludziom coś błędnego, bardzo często cię poprawią, zdradzając przy tym informację, której potrzebujesz – wyjaśniał. I dodawał, że ludzie są po prostu zbyt ufni. Współcześni recenzenci książek specjalistycznych Mitnicka zwracają uwagę, że warstwa techniczna bardzo się zestarzała, ale jego przemyślenia na temat tego, jak wzbudzić zaufanie u drugiej osoby, są ciągle aktualne. Potwierdzają to zresztą liczne oszustwa, także w polskim internecie. Liczba osób, które tracą pieniądze, bo wierzą, że po drugiej stronie jest kurier, policjant, prokurator czy ich własne dziecko (nowa kampania przekrętów zaczyna się od SMS-ów: "hej, mamo, mój telefon wpadł mi do ubikacji i potrzebuję pieniędzy"), stale rośnie.