Jak wychować influencera. Przepis pewnego liceum ze Słupska

– Mamy chętnych na dwa lata do przodu – zachwala dyrektor kreatywny liceum, które otworzyło klasę dla vlogerów. A to spory sukces. Bo wcześniejsza klasa dziennikarska nie budziła zainteresowania.

24.08.2022 05.41
Jak wychować influencera. Przepis pewnego liceum ze Słupska

"W przyszłości możesz zostać youtuberem, vlogerem, influencerem, dziennikarzem, fotografem lub dobrym marketingowcem, dzięki któremu absurdy rzeczywistości, niesprawiedliwość, ale też to, co dobre i cenne, zostanie przedstawione światu. Twój wizerunek w mediach społecznościowych będziemy budowali stopniowo, dzięki takim szansom jak wywiady ze znanymi osobami, uzyskasz wartościowy content dla swoich obserwatorów". Tak I Prywatne Liceum Ogólnokształcące w Słupsku reklamuje klasę vlogerską, która działa w nim już drugi rok szkolny.

Na razie więc jeszcze żaden uczeń nie opuścił murów tej szkoły z maturą i vlogerską specjalizacją w kieszeni. Ale jeśli oni lub ich rodzice liczą na to, że szkoła zrobi z kogoś drugiego Friza czy kolejną Natsu, to mogą się srogo rozczarować.

Matura z vlogowania

Słupsk wygląda trochę tak, jakby czas zatrzymał się w nim około 2010 roku. Przy uroczym deptaku w centrum miasta nie ma zalewu sieciówek z kawami w rozmiarze venti, sklepów z największych sieci odzieżowych czy modnych ramenowni. Zamiast tego butiki z eleganckimi ubraniami przeplatają się z second-handami, a lombardy z kebabami i barem mlecznym. Nie złapie się Ubera spod dworca PKP, bo aplikacje taksówkarskie tu jeszcze nie dotarły. Nie ma też coworków, tak by wynająć biurko na jeden dzień i popracować.

Niecałe 100 tys. mieszkańców to za mała populacja, by ze swoimi globalistycznymi mackami weszły usługi przekonujące, że oto wynalazły na nowo najlepsze sposoby na przemieszczanie się, jedzenie i pracę. Za to dotarła tam świadomość, że by pokolenie Z wciągnąć do nauki, trzeba mu zaoferować coś więcej niż tylko sztywną podstawę programową.

I LO znajduje się w niemal samym centrum miasta. Od ratusza miejskiego dzieli to miejsce tylko 400 metrów, ale i tak trudno tam trafić. W błąd wprowadza tak naprawdę już sam wygląd budynku. Masywny, modernistyczny, wyłożony płytami pasuje raczej do siedziby banku, a nie wyobrażenia placówki edukacyjnej. Drzwi też wydają się jakby specjalnie ukryte w załomie budynku za szeregiem kryjących je przed wścibskimi oczami kolumn. Dopiero zdjęcia roześmianych uczniów powieszone na małej klatce schodowej upewniają: trafiliśmy pod dobry adres. To tu za fasadą topornej architektury znajduje się licealny pionier polskiej edukacji. 

Wejście do
Wejście do I Prywatnego Liceum Ogólnokształcącego w Słupsku

Zawrotnej kariery medialnej I Prywatnego Liceum Ogólnokształcącego im. Zjednoczonej Europy w Słupsku nie spodziewała się nawet jego dyrekcja. Kiedy w lutym 2021 roku Spider's Web napisał o naborze do małej klasy vlogerskiej na Pomorzu, temat podchwyciły wszystkie media. Rozgrzały się też oczywiście social media. Jedni chwalili dostosowanie oferty liceum do wyzwań współczesności i zmieniającego się rynku pracy. Drudzy załamywali ręce nad sprowadzeniem edukacji do nauki internetowego lansu. W sercu dyskusji leżały zaś sprzeczne teorie na temat tego, kim właściwie jest ten cały vloger i dlaczego bycia nim trzeba uczyć aż w liceum.

Vloger, influencer, dziennikarz 2.0

Według słownika języka polskiego PWN vloger to osoba prowadząca "internetowy pamiętnik z amatorskimi nagraniami wideo". Definicja tyleż w kwestii źródłosłowu (połączenia słów "wideo" i "bloger") prawidłowa, co merytorycznie nieprawdziwa. Obecnie vloger jest już znacznie szerszym terminem i nie ma co ukrywać, że choć kieruje w stronę pewnej specjalizacji, to jednak jest synonimem słowa influencer.

I to właśnie to ciche znaczenie – choć szkoła się od niego odcina – jest jednak doskonale zrozumiałe przez uczniów, czyli grupę docelową. Najlepiej widać to po zainteresowaniu naborem. – Mamy już zapisy na przyszłe lata. O klasie było głośno, ale nie każdy jest z tego rocznika, który idzie teraz do liceum, więc niektórzy zapisują się na dwa lata i na rok w przód – zdradza Łukasz Jankowski, dyrektor kreatywny liceum. Ze swoim szerokim uśmiechem, luźnymi dżinsami i tatuażem wystającym spod podwiniętego rękawa koszuli nie przypomina stereotypowego przedstawiciela ciała pedagogicznego. O szkole, nowoczesnej edukacji, a przede wszystkim uczniach mówi szybko i z zaraźliwym entuzjazmem. Kipi dumą, opowiadając o zaangażowaniu uczniów, projektowym nauczaniu, absolwentce, która od razu po szkole została zatrudniona w jednej ze słupskich redakcji. Widać, że przymiotnik "kreatywny" nie jest tutaj na wyrost, bo i szkoła stara się kreatywnie podejść do przyciągnięcia uczniów. Ma przecież nie tylko klasę vlogerską, ale także psychologiczną, gamingową, nowych technologii, medyczną i prawną. A od najnowszego roku szkolnego także wokalno-muzyczną.

Łukasz Jankowski, dyrektor kreatywny I Prywatnego LO w Słupsku

Jednak nie ma co ukrywać: to klasa vlogerska da temu LO najwięcej fejmu. Medialny sukces słupskiego liceum zainspirował szkoły w całej Polsce. Klasę vlogerską otworzyła prywatna szkoła Cosinus w Łodzi, która obiecuje, że jej uczniowie będą mogli nauczyć się podstaw dziennikarstwa, grafiki komputerowej czy nawet coachingu. Na podobny ruch zdecydowało się liceum TEB w Białymstoku kuszące, że "klasa vlogerska to propozycja dla wszystkich, którzy interesują się dziennikarstwem w jego nowoczesnym ujęciu, czyli m.in. vlogowaniem. (...) Został wprowadzony przedmiot „Dziennikarstwo 2.0”, podczas którego uczniowie poznają tajniki dziennikarstwa internetowego, radiowego i prasowego".

Influencerzy was nauczą!

Ale takich szkół nadal jest mało. Za to nie brakuje chętnych, by nauczyć się influencingu. Więc sami influencerzy wzięli sprawę w ręce. W 2018 roku wystartowały zapisy na Influencer Camp. "Podczas Influencer Campu przekażemy waszym dzieciom kompleksową wiedzę na temat przygotowania komunikacji do różnych kanałów social media. Podzielimy się doświadczeniami, udostępnimy sprzęt oraz oprogramowanie, aby każdy uczestnik wyjechał z Campu z przeświadczeniem, że od jutra odnosi sukces!" – obiecywali organizatorzy, niedziałająca już agencja Whisky Media.

Za 1999 zł nastolatki miały na zimowym obozie uczyć się, jak budować swoją markę, wstrzelić w algorytmy mediów społecznościowych i oczywiście, a nawet przede wszystkim poznać znanych influencerów: Gimpera, Kompleksiarę i Natalię Lis, autorkę bloga JestRudo.pl. Szumnie zapowiadana impreza okazała się klapą – nie odbyła się, a jej organizatorzy nabrali wody w usta.

Jednak porażka Influencer Camp nie zniechęciła innych. Dziś bez trudu można znaleźć w internecie wyjazdy, których atrakcją jest obecność zdradzającego swoje tajemnice influencera. Organizatorzy jednego z nich – TikTok Campu – zachwalają: "odwiedzą cię profesjonalni tiktokerzy: the_happyfamily. To pod ich okiem nauczysz się, jak w prosty sposób tworzyć konto na TikToku i stać się superstar. Weźmiesz udział w warsztatach, dzięki którym przygotujesz się do tworzenia swojego profilu od podstaw, a także poznasz świat influencerów od kuchni".

Sami influencerzy też zabierają się za szkolenie przyszłej konkurencji. W 2020 roku Friz, jeden z najpopularniejszych polskich influencerów, lider i założyciel Ekipy, opublikował online'owy kurs, w którym miał przekazać tajniki sztuki i sprawić, że sukces znajdzie się w zasięgu każdego pracowitego fana, który w przedsprzedaży wyda na niego bagatela 247 zł.

Lekcje z marki osobistej

Słupska szkoła od takich pomysłów się odcina. Ale jednak swój vlogerski kierunek na stronach internetowych reklamuje słowami: "Chcesz założyć własną markę lub kanał w mediach społecznościowych? A może wiążesz swoją przyszłość z szeroko pojętym marketingiem? Podczas 4-letniej edukacji pomożemy Ci stworzyć markę / wizerunek, zbudować własną identyfikację wizualną, pozyskać wartościowych fanów oraz nauczymy, jak radzić sobie z hejtem i sukcesem!".

Na zajęcia vlogerskie chodzić mogą wszyscy, bez względu na to, jaką specjalizację wybrali, zapisując się do szkoły. I tak jednym z najaktywniejszych uczestników warsztatów jest Kacper Domin ze specjalizacji prawniczej. Uśmiechnięty, otwarty, z blond loczkami i jeszcze nieco dziecięcym urokiem mógłby nadawać się na influencera, ale zastrzega, że jednak nie pociąga go taka ścieżka kariery. Na warsztatach najbardziej lubi pracę z tekstem pisanym, choć nie pogardzi też przeprowadzeniem wywiadu przed kamerą. Kariery w mediach społecznościowych nie skreśla za to Daria Kućmierczyk, która już próbuje swoich sił w tworzeniu podcastów, choć jak przyznaje, sama ich raczej nie słucha. Wie, że bycie influencerem to wybór dość kontrowersyjny, ale jednak kuszą ją zarobki topowych graczy w branży.

Ale nawet ci, którym nie marzą się w przyszłości milionowe zasięgi i sześciocyfrowe kontrakty, widzą sens uczenia się cyfrowych narzędzi. Dla nich to element sprawnego poruszania się we współczesnym świecie. Jak zauważa Franek Sochoń, uczeń klasy o profilu nowe technologie, rzeczywistość cyfrowa będzie odgrywała coraz większą rolę w naszej rzeczywistości, a on nie chce "za pięćdziesiąt lat mieć problemu z wysłaniem komuś wiadomości".

W miejsce kultury rosyjskiej edukacja medialna

Zajęcia odbywają się po lekcjach i poza główną siedzibą liceum. Choć spacer nie jest długi. To ledwie jakieś siedem minut uliczkami w stronę przeciwną do centrum. Wejścia na teren pracowni broni furtka ozdobiona czaszką z napisem "Creative Spot". Tak nazywa się szkolna przestrzeń kreatywna. Tych kilka dodatkowych pokoi do pracy, w których zmieszczono green screen, komputery do montażu i sprzęt do nagrywania, to w pewnym sensie zasługa geopolityki. Już wcześniej znajdowały się tam pomieszczenia z klasami dla dorosłych. Potem miało się tam przenieść centrum kultury rosyjskiej, ale po ataku Kremla na Ukrainę, Technik zerwał współpracę z tworzącą je fundacją i zdecydował się inaczej to miejsce zagospodarować. Pomieszczenie zostało oddane uczniom, a ci we współpracy ze szkołą stworzyli Creative Spot.

Uczniowie liceum Kacper Domin i Jerzy Raszewski przed wejście do Creative Spotu

Dyrektor Jankowski śmieje się, że musieli przenieść miejsca do nagrań do innego budynku, żeby dzieciaki nie montowały filmów, zamiast siedzieć na lekcjach. Chętnie za to zostaje z uczniami nawet do wieczora, bo ci dłubią we własnych projektach jeszcze długie godziny po lekcjach. Zwykle drzwi do budynku zamykają się dopiero po godz. 20.

Nie ma się czemu dziwić – przecież dla nastolatków media są naturalną częścią życia, a w tradycyjnej szkole wciąż często nie ma dla nich miejsca. Część nauczycieli, którzy czują i rozumieją ten stan, przemyca nowe technologie, by niby przy okazji nauczyć uczniów, jak korzystać z mediów społecznościowych odpowiedzialnie. Jak nie spalić się w pogoni za szybkimi lajkami w pierwsze kilka dni "kariery" przyszłego influencera.

– Staram się pokazywać, że media społecznościowe mogą być w fajny sposób wykorzystywane. Dlatego wiedzę o tym, jak działać w mediach, jak to robić etycznie, jak tworzyć kanały edukacyjne, dzieciakom sprzedaję, nawet jak one nie pytają – śmieje się Agnieszka Jankowiak-Maik, w internecie występująca jako Baba od histy.

Na jej lekcjach WOS-u uczniowie w grupach organizowali kampanię społeczną na wybrany, ważny dla nich ważny temat: praw kobiet, ekologii lub ochrony klimatu. Potem, jeśli chcieli, mogli ją przeprowadzić właśnie w mediach społecznościowych.

– Cały czas mamy 200-letnią szkołę, która uczy przedmiotów typu matematyka, chemia język polski, biologia. Dużo tych rzeczy trzeba by wyrzucić albo zmodyfikować i postawić na edukację medialną, trening higieny cyfrowej, pracę metodą Design Thinking, lekcje o tym, jak się uczyć i to od początku, czyli klas 1-3 – mówi Dawid Łasiński, czyli słynny Pan Belfer, który na YouTube uczy chemii.

Tę lukę próbują wypełnić organizacje pozarządowe i firmy, które zdają sobie sprawę, że inwestowanie w kompetencje cyfrowe dzisiejszych licealistów to inwestowanie w kompetencje cyfrowe ich potencjalnych przyszłych pracowników. Łasiński w ramach warsztatów Solve for Tomorrow organizowanych przez Samsunga opowiadał, jak budować w sieci markę osobistą, na co zwracać uwagę i czego nie robić. W świecie, gdzie kolejni głośni influencerzy znikają w odmętach zapomnienia, bo algorytm już im nie sprzyja, zachęca, żeby patrzeć na działalność w sieci przyszłościowo – poza granicę liczby wyświetleń i lajków z pierwszych 24 godzin.

– Robiłem też stream dotyczący tego, w jaki sposób sobie ustalać dalekosiężne cele i jak wykorzystać internet do tego, żeby na przykład w przyszłości łatwiej znaleźć pracę. Czyli żeby robić sobie cyfrowe portfolio z myślą, że nawet już na studiach łatwiej będzie mi znaleźć płatny staż, chociażby dzięki temu, co będę miał na Linkedinie. Zamiast myślenia w kategorii "zrobię pranka, nagram filmik, będę gwiazdorzył na TikToku, zrobię sobie głupi żart z kolegi, który nie kuma bazy", poświęcić więcej czasu i patrzeć z perspektywą, że ta inwestycja przyniesie mi efekt za kilka lat – tłumaczy Pan Belfer.

Podaje też pomysł na typ treści, w które warto zainwestować: edukacyjne. – Zawsze mówię dzieciakom: jeśli coś potrafisz, to uwierz mi, że jest masa osób, które chciałyby się też tego dowiedzieć. Jeśli ty uczysz się od innych, to oznacza, że oni są lepsi od ciebie, ale być może są za dobrzy dla tych, którzy dopiero startują z takimi tematami. Nigdy nie jest za wcześnie ani za późno, żeby dzielić się tym, co potrafimy. Tylko dzielmy się tym, co umiemy, a nie tym, co posiadamy – podkreśla Łasiński, choć dodaje, że zdaje sobie sprawę, że dzieciakom nie imponuje jego kariera tak bardzo jak ta Friza, który ciągle chwali się drogimi furami, luksusowymi wakacjami i kasą.

Do zdobywania kompetencji cyfrowych i budowania swojej obecności w mediach społecznościowych świadomie i w kontrze do influencerskiego szaleństwa zachęcają też takie akcje jak Zwolnieni z Teorii, która działa już od 2013 roku. W jej ramach grupa uczniów musi opracować i zrealizować wymyśloną przez siebie akcję społeczną: czy to będzie stworzenie mapy siłowni na powietrzu i zachęcanie do zwiększenia aktywności, czy pomoc w znalezieniu opieki psychologa dla osób, które tego potrzebują. Uczniom pomagają w realizacji projektu mentor i Nauczyciel Zwolniony z Teorii. Jednym z takich nauczycieli jest Aneta Korycińska, znana też jako Baba od polskiego.

– To jest świetna inicjatywa, bo pokazuje, że w sieci można działać przydatnie, a nie tylko promować swoją twarz na zasadzie "jestem influencerem, więc sprzedaję wszystko, co mi dadzą do sprzedania" – zachwala Korycińska.

Dodaje też, że jej licealiści uważają, że to obciach być influencerem, bo to współcześnie ktoś znany z tego, że jest znany. Podkreśla jednak, że dzieciaki chętnie pytają ją o budowanie marki osobistej w sieci – tego są ciekawe. Podpytują też o strategie samych nauczycieli, szczególnie jeśli ci zrobią coś nietypowego.

Creative Spot – przestrzeń kreatywna Pierwszego Prywatnego LO w Słupsku

– Jakiś czas temu urodziłam dziecko i uczennice pytały mnie, dlaczego tego dziecka nie ma w internecie, przecież wtedy te kanały od razu szybciej by się rozwijały. Tłumaczyłam im, że nie pokazuję życia prywatnego, nie pozwalam też wrzucać mojej rodzinie zdjęć mojego dziecka do sieci, bo chcę działać w internecie, żeby edukować i wyrażać swoje myśli – zdradza Jankowiak-Maik.

Ale przyznaje też, że uczniów interesuje przede wszystkim to, czy da się w mediach społecznościowych zarabiać. Dodaje jednak szybko: – Chcą też wiedzieć, jak ja zaczynałam, po co zaczynałam, zadają pytania o sprawy techniczne, na przykład jak zrobić live'a na Instagramie.

Śmiech czy "śmiech"

Wchodząc do studia słupskiego liceum, zostawia się za sobą typowo szkolną organizację pracy. Uczniowie dzielą się zadaniami według własnych preferencji i kompetencji. Jeśli ktoś poczuje, że montaż nie jest dla niego, może zostawić go kolegom. Jeśli połknie bakcyla, musi proaktywnie zdobyć wiedzę: zapytać koleżankę o radę, poprosić o pomoc opiekuna, poszukać rozwiązania w sieci. Nie ma tu ułożonego na kilka miesięcy do przodu sztywnego planu lekcji, ocen, kartkówek i nauczyciela ględzącego przed tablicą. Zamiast tego jest odpowiadanie na bieżące potrzeby szkoły i uczniów, nauka przez realizację projektów.

– Jeśli trzeba zrobić wywiad, siadamy i robimy wywiad; jeśli logo, robimy logo. Trzeba do niego dodać animację, to robimy animację – tłumaczy Jankowski. Uczniowie prowadzą wywiady z gośćmi i wykładowcami innych szkół należących do Centrum Edukacyjnego Technik, którego elementem jest liceum.

Stanowisko pracy do prowadzenia wywiadów i montażu w Creative Spocie

Materiały, które powstają w ten sposób, nie lądują zapomniane w odmętach szkolnego peceta, pochowane w folderach z nazwami klas i roczników. Są wykorzystywane m.in. na stronach szkoły i w jej mediach społecznościowych, a ich autorzy mogą chociażby podejrzeć zasięgi, które wygenerował ich post. Uczniowie są też zachęcani do tworzenia własnych projektów i szukania przestrzeni, w których czują się najlepiej. Tak powstał choćby pięcioodcinkowy podcast "Nostalgia" tworzony przez uczennicę Darię Kućmierczyk i absolwentkę szkoły Gosię Poprawę. Dziewczyny w krótkich publikowanych m.in. na Spotify epizodach wspominają popkulturę z czasów swojego dzieciństwa. Mierzą się też z pierwszymi internetowymi wyzwaniami, jak choćby dotyczącymi podejmowania wrażliwych tematów. 

W drugim odcinku podcastu zatytułowanym "Gry" jedna z prowadzących opowiedziała, śmiejąc się nerwowo, o swoich doświadczeniach z groomingiem, czyli uwodzeniem dziecka w sieci. Gdy miała osiem lub dziewięć lat, w jednej z przeglądarkowych gier natrętny mężczyzna wciąż prawił jej niechciane awanse i wysyłał prywatne wiadomości z wyznaniami miłości. W końcu sam zrezygnował, zniechęcony pewnie brakiem odpowiedzi, a rodzice zaalarmowani sytuacją przez jakiś czas monitorowali sieciową komunikację dziecka. Fragment ten został przed publikacją przeanalizowany na warsztatach i choć nic w nim nie zmieniano, przy okazji kolejnych trudnych wspomnień pojawiało się zastrzeżenie, że śmiech jest mechanizmem obronnym prowadzącej, a nie banalizowaniem tematu.

To nie jest szkoła lansu i baunsu 

Dyrektor Jankowski zarzeka się, że liceum to nie jest czas na lans, ale na pracę i naukę. Zarówno polskiego i matematyki, jak i Adobe Creative Clouda. Wcześniej wychowankowie klasy dziennikarskiej potrafili kręcić nosami na naukę programów z tego właśnie pakietu i marszczyć brwi, gdy proszono ich o zajęcie się technicznymi aspektami pracy w mediach. Za to vlogowanie od razu przywodzi na myśl większy wachlarz umiejętności: nie tylko zbieranie materiałów, pisanie artykułów czy umiejętność przeprowadzenia wywiadu, ale też montowanie filmów czy robienie zdjęć.

Taki miks potrzeb i umiejętności pozwolił dyrekcji wyrzucić do kosza przestarzałe formuły nauczania i skupić się na tym, o czym mówi się w szkole od lat – zastąpieniu teorii praktyką, a wkuwanie zasad pracą nad rozwojem umiejętności. Dlatego tak bronią się przed nazywaniem ich klasy "influencerską". I dlatego też uważają z rozbudzaniem takich aspiracji u swoich uczniów.

– Jeśli będziemy robić dla szerszej publiki filmy, na przykład na YouTube'a, to zrobimy to w formie animowanej. Nie chcemy szerzej pokazywać twarzy uczniów, żeby ich nie spalić, jeśli coś pójdzie nie tak – deklaruje Jankowski.

Dyrektor podkreśla, że liceum nie zakłada uczniom prywatnych kanałów społecznościowych i wcale nie zachęca do robienia tego na własną rękę. Co więcej, niekoniecznie chcą osób, które już działają w sieci. Oczywiście nie skreśla się ich z góry, ale jednak Jankowski woli, żeby jego uczniowie z liceum wyszli z konkretnymi umiejętnościami niż z wielkimi zasięgami. 

Nie ma co ukrywać: nauczyciele boją się, że jeśli będą za bardzo promować marki osobiste uczniów, ci mogą zdecydować, że papierek zwany maturą nie jest im jednak potrzebny do realizowania kariery influencera.

DATA: 24.08.2022