Rafał Brzoska, szybki i wściekły. Pełna zakrętów kariera ojca Paczkomatów

W trzech słowach? „Nie lubi pierdolenia” – tak podsumowuje Rafała Brziskę jeden z biznesmenów z rynku e-commerce. Na pierwszy rzut oka ten twórca InPostu i pomysłodawca Paczkomatów wydaje się być po prostu skoncentrowanym na wynikach biznesmenem. Ale tylko na pierwszy rzut. Teraz do jego biznesowej historii dochodzą podejrzenia optymalizacji podatkowej na Cyprze.

Rafał Brzoska. Szybki i wściekły. Pełna zakrętów kariera ojca Paczkomatów

Może to tylko biznesowa legenda. Ale nawet jeżeli nie jest to prawda, to legenda ta tak pasuje do Rafała Brzoski, że gdyby kiedyś powstał o nim film to czołówka mogła by się zaczynać właśnie od zbliżenia na jego gabinet. A w nim nad drzwiami cytat z amerykańskiego kierowcy wyścigowego Mario Andrettiego: „Jeśli wszystko jest pod kontrolą, to znaczy, że jedziesz zbyt wolno”.

Brzoska jest już biznesmenem-symbolem. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce. Choć kilka razy nie wyhamował przed zakrętem i spadał ze skarp lub zderzał się z innymi, dziś znów jedzie bardzo szybko. InPost z sukcesem zadebiutował na giełdzie w Amsterdamie, podpisał umowę z Amazonem, właśnie zaczyna rozwijać sieć paczkomatów na jedzenie, czyli Lodówkomatów24. Wygląda na to, że maszyna ma pełen bak, a kierowca dobrze zna trasę.

Tylko czy jego Maserati wyrobi na wszystkich zakrętach?

Szczególnie, że właśnie na drodze pojawiła się nowa skarpa. Śledztwo „Gazety Wyborczej" w ramach międzynarodowego projektu „Pandora Papers" ujawniło, że Brzoska mógł obniżać podatki dzięki sprytnym transakcjom na Cyprze. Reakcja Brzoski na zarzuty "Wyborczej", było wydnie oświadczenia, w którym zapewnia, że "wszystkei spółki grupy Integer działające w Polsce sa w pełni transparentne i rozliczają podatki od dochodów uzykanych na terenie naszego kraju". Brzoska wylicza, że zapłaciły one 113 mln zł CIT za 2020 rok i 94 mln za pierwszą połowę 2021.

Od Nędzy do giełdy

Historia Rafała Brzoski to wielkie wzloty i bolesne upadki. Jak z filmu o losach pierwszego pokolenia polskich kapitalistów lat 90. Albo z takiego o młodym, pełnym ideałów miłośniku wyścigów samochodowych.

– Ucieszyłby się pewnie, gdyby go porównać do Richarda Bransona. Chciałby być postrzegany jako taki charyzmatyczny, odważny biznesmen z wizją. Tyle że daleko mu do Bransona. Jest za mocno osadzony w polskiej kulturze, także kulturze robienia biznesów – opowiada jeden z jego byłych menedżerów.

Pierwsza scena tego filmu mogłaby wyglądać tak: koniec lat 90., Rafał z małej śląskiej wioski Nędza studiuje w Krakowie i marzy o własnym biznesie. Póki co składa komputery, w wakacje dorabia na saksach. W Hiszpanii poznaje dziewczynę. Ona wraca do Szczecina. On do Krakowa. By ją ściągnąć do siebie, najpierw proponuje spółkę, później małżeństwo.

Trzeci do spółki jest kolega z roku. Na rozkręcenie biznesu mają 20 tys. zł. Z pomysłem przychodzi do nich emerytowany naukowiec Edward Gacek. Marzy mu się strona dla osób dojrzałych, której celem, jak mówi Gacek, jest „integracja ludzi trzeciego wieku”. Tak powstaje witryna SENIORNET. Za 20 tys. zł udaje się też wynająć 15-metrowe biuro. Niestety firmie nie sprzyja timing. Właśnie pęka bańka dotcomów. Brzoska traci połowę oszczędności i na dłuższy czas zaufanie do nowych technologii.

Scena druga. Oszczędności topnieją, firma przemianowana na Integer szuka sposobu na przetrwanie. Kupuje ogłoszenie w gazecie: „roznoszenie ulotek za 5 groszy”. Zdobywa… jedno zlecenie. Ale Brzoska i spółka widzą, że wiele firm reklamuje się w ten sam sposób. Zbierają ich ulotki, po czym sami wysyłają im tańszą ofertę.

Scena trzecia. Interes ulotkowy kręci się coraz lepiej. Pojawiają się więksi klienci. Wśród nich Polska Giełda Wekslowa, która jednak stawia wymagania: weksel in blanco w zamian za kontrakt. Brzoska się zgadza, a PGW zaraz po jego otrzymaniu wypełnia weksel na 260 tys. zł, kierując do windykacji.

Komornik blokuje firmowe konta, sprawę bada CBŚ. Przed sądami ciągnie się cztery lata aż do wygranej Integera. Śledztwo wykazuje, że była to próba bezczelnego skoku na kasę firmy. Brzoska w międzyczasie wykonuje biznesowy chwyt, który po latach będzie jeszcze powtarzał. Przenosi działalność z Integera do drugiej spółki – Integer.pl. Dzięki temu, mimo sprawy sądowej, jego pieniądze są bezpieczne.

Blaszka dociążająca list od InPost, fot. Michał Beim/Wikimedia

Scena czwarta, rok 2006. Brzoska i jego firma Integer zakłada kolejną spółkę – InPost i… postanawia zawalczyć o rynek listów o wadze poniżej 50 gramów, na który monopol ma Poczta. Choć rynek puka się w czoło, Brzoska ma pomysł: dokleja specjalne blaszki do listów, które zwiększają wagę przesyłki, a na te powyżej 50 gramów Poczta monopolu już nie ma. Oferuje przy tym cenę 2,5 razy niższą od molocha. Pomaga też los: w dniu startu InPostu strajkują państwowi listonosze.

Scena piąta, 2007. Brzoska ma 12 proc. rynku przesyłek, sporą rozpoznawalność i podziw za okiwanie giganta. Idzie za ciosem i odpala internetowy system monitorowania przesyłek. Tak powstaje spółka InPost Finanse.

Cała grupa Integer z obrotami rzędu niecałych 45 mln zł wchodzi na giełdę. Zgarnia 21 mln zł na rozwój i zaczyna rosnąć w szalonym tempie.

Praca nie robota

– Mierzy wysoko, bezgranicznie wierzy w siebie, wszystko stawia va banque – opowiadają o Brzosce podwładni. Rozmawiamy z ludźmi, z którymi pracował w ostatniej dekadzie. Menadżerami na wysokich stanowiskach w kolejnych spółkach, jakie zakładał. Wszyscy opowiadają chętnie i barwnie, acz pod warunkiem, że nie pojawią się ich nazwiska ani żadne szczegóły, które zdradziłyby ich tożsamość.

Jeden z ważnych menedżerów InPostu na prośbę o rozmowę odpisuje tak: – Chyba pani tego nie chce. Inny stwierdza: – Owszem, już u niego nie pracuję, ale wciąż zależy mi na karierze.

Ze wszystkich rozmów o Brzosce wyłania się obraz biznesmena tyle pracowitego, inteligentnego, co i bezwzględnego. Nam odmówił rozmowy, a na wysłane pytania nie odpowiedział.

Od lat roztacza wokół siebie atmosferę ciężkiej pracy, wręcz pracoholizmu. W wywiadzie udzielonym kilka lat temu serwisowi NaTemat stwierdził:

– Człowiek, do którego mogę zadzwonić z pytaniem o godz. 21 albo wysłać maila, a on odpisuje po pół godziny, to dla mnie wartościowy pracownik nowoczesnej organizacji - mówił Brzoska.

Słowa te będą go przez lata ścigać. Gdy pyta o nie Grzegorz Sroczyński w wywiadzie dla Gazety.pl, Brzoska burzy się, że zostały wyrwane z kontekstu i zapewnia: – Od 1999 roku żaden z moich pracowników nie był przeze mnie źle oceniony za to, że nie odebrał wieczorem telefonu.

Ale jak opowiadają pracownicy Brzoski, to wcale nie były tylko opacznie wypowiedziane słowa. – On faktycznie sam pracował całymi dniami i może nie bezpośrednio, ale w dorozumiany sposób tego samego wymagał od ludzi. I jeszcze te jego maile, bez dzień dobry, do widzenia, tylko trzy wyrazy i dużo wykrzykników – wspomina była pracownica działu marketingu.

Brzoska chce mieć wokół siebie najlepszych. Zachwycił się kiedyś testem trzech pytań na inteligencję. Każdego menedżera prosił, by ten test rozwiązał. – Potem chwalił się, że ma najinteligentniejszy zespół ze średnią niemal dwa razy większą niż ta światowa – trochę ze śmiechem, trochę gorzko wspominają jego podwładni.

By firma miała szansę przebić się na konkurencyjnym rynku, wszyscy mają dawać z siebie jak najwięcej. – Będziemy pracować najdłużej w tym kraju, żeby te wszystkie paczki dotarły – zapewniał Brzoska w 2019 r. w rozmowie z Money.pl, zapytany o to, czy firma da sobie radę ze świątecznym szczytem. Prezes obiecywał, ale to nie on, tylko kurierzy mieli przesyłki rozwozić, choćby i po nocach.

To więcej dziś ma być możliwe dzięki technologiom. Kilka dni temu podczas konfernecji EEC Trends Brzoska zapowiedział: - Typowy kurier dostarcza codziennie 75 przesyłek. Kurier InPostu dostarcza do paczkomatów ponad 1000 paczek dziennie, a pracujemy już nad technologią, dzięki której będzie to 2000+ paczek.

Od Paczkomatów do Cypru

Wejście na giełdę otwiera przed Integerem nowe możliwości. 2010 rok to już 202,4 mln zł obrotów oraz debiut usługi, która ma się stać symbolem całej firmy i drugiego aktu jej rozwoju.

Akt ten mogłaby otwierać taka scena: wrzesień 2009 roku, w Krakowie właśnie stawiany jest pierwszy paczkomat. Czy raczej Paczkomat – bo to nazwa własna, o którą za kilka lat Brzoska będzie sądził się przed Urzędem Patentowym z Pocztą.

Kolejna scena przenosi nas do Bratysławy. W 2011 r. staje tam pierwszy zagraniczny Paczkomat, na przełomie 2012 i 2013 roku dojdzie 50 kolejnych. InPost rozpoczyna zagraniczną ekspansję. W ciągu trzech lat maszyny są dostępne w 21 krajach na całym świecie: od Arabii Saudyjskiej po Gwatemalę. W 2014 r. na całym świecie funkcjonuje niemal 3,5 tys. Paczkomatów. Brzoska zapowiada, że do 2016 r. za granicą pojawi się dodatkowe 16 tys. maszyn.

Scena trzecia. Centrum Zakupów dla Sądownictwa ogłasza przetarg na dwuletnią obsługę przesyłek sądowych. Jest 2013 rok, monopol Poczty wygasł, ale i tak nikt nie spodziewa się konkurencji. Przetarg w zasadzie jest napisany pod jej wygraną. W warunkach stoi: „dowód nadania przesyłki musi posiadać moc dokumentu urzędowego”. To de facto eliminuje konkurencję.

Mimo to do konkursu stawia się Polska Grupa Pocztowa. To nowa spółka z Grupy Integer. Specjalnie w tym celu stworzona i zarejestrowana na Cyprze. Brzoska gra va banque, oferując umowę o 80 mln tańszą niż ta Poczty. Przetarg trafia do Krajowej Izby Odwoławczej, która niespodziewanie unieważnia zapis działający na korzyść Poczty.

Tak mała spółka powala na kolana państwowego molocha. 

Biznesmen szyty na miarę

– Przeszacowuje. Ciągle chce więcej. Zawsze kieruje się własnym zdaniem – mówi jeden z byłych menedżerów. – Nonszalancja biznesowa i wieczna wiara, że nawet jeśli ten lód jest za cienki i się załamie, to zawsze ktoś poda patyk i pomoże. Nazwałbym to polską biznesową fantazją ułańską – wspomina inny pracownik odpowiedzialny za marketing.

Taką fantazją jak wtedy, gdy choć wyliczenia mówiły, że trzeba postawić cztery tysiące Paczkomatów dla skalowania biznesu w Polsce, prezes marzył raczej o światowej ekspansji. Powód: wizerunek i ciągła potrzeba udowadniania, że może więcej.

Właśnie ten wizerunek – firmy i jego samego – z biegiem czasu dla Brzoski stawał się coraz ważniejszy. Dziś w garniturach szytych na miarę chętnie pozuje na Instagramie niczym rasowy influencer (choć konto ma za kłódką) i oznacza firmy, które go ubierają. Ale jak opowiadają jego byli i obecni pracownicy, taka przemiana zaczęła się gdy InPost zyskał rozpoznawalność i potrzebna była profesjonalna sesja zdjęciowa szefa. Wtedy okazało się, że koszule w kratę i sweterki, w jakich się lubował, po prostu nie pasują.

Gdy zaś rozpadło się jego pierwsze małżeństwo i poznał obecną żonę, prezenterkę Omenę Mensah, zaczął brylować i w mediach społecznościowych i na ściankach.

Sesja zdjęciowa marki Occhiello/Wikimedia

Zawsze ujmująco grzeczny. – Bardzo kulturalny w takim tradycyjnym stylu, polska nonszalancja spod znaku całowania w dłonie – podkreśla jeden z byłych pracowników. W kontaktach biznesowych jednak te grzeczności są często tylko pozorem.

– Albo go zaciekawisz i masz jego uwagę, albo od razu widać po wzroku, że jest gdzieś indziej – wspomina startupowiec z rynku e-commerce.

Rozumie wagę biznesowych legend, więc podkreśla fakt bycia „ojcem Paczkomatów”. W rzeczywistości nie wymyślił maszyn tego typu. Już na początku XXI w. podobne rozwijała niemiecka Deutsche Post. W 2001 roku pokazała Packstation, czyli projekt stacjonarnego punktu odbioru przesyłek.

Zresztą jak zauważa Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners, sukces Paczkomatów nie wynika z ich innowacyjności, a raczej z fatalnego customer experience klientów korzystających z dostawy kurierem. – To dość „prymitywna”, XX-wieczna technologia. Odbieranie cięższych przesyłek z paczkomatów, szczególnie podczas deszczu czy mrozu, nie jest rozwiązaniem komfortowym dla klienta. Jest natomiast wygodniejsze dla dostawców przesyłek – opowiada Zolkiewicz.

Paczkomat w Biskupicu, rok 2020, fot. Robson90 / Shutterstock.com

Brzoska musiał zresztą za pół miliona euro od Deutsche Post kupić licencje na „patenty dotyczące rozwiązań technologicznych, które mogą być stosowane w Paczkomatach”. Oficjalnie, jak mówił w 2013 r. „Pulsowi Biznesu”, licencje te miały być niezbędne do ekspansji na kolejnych rynkach. Łączna opłata za nie w ciągu pięciu lat miała sięgnąć 7 mln euro.

InPost był wtedy na fali wznoszącej i taki koszt wydawał się nieznaczący.

Od sądów do ucieczki ze świata

W filmach znamy ten moment, gdy bohater w ostatniej chwili widzi, że pędził tak szybko, iż zza rogu niespodziewanie wyłania się ostra skarpa. Albo zdąży wyhamować, albo spadnie.

Scena czwarta, 1 stycznia 2014 r. Pierwszym zboczem jest… wygrana w przetargu na dostawę przesyłek dla sądów. Zamiast cieszyć się sukcesem zaczynają się problemy. Polecone pisma sądowe w zwykłych skrzynkach na listy, punkty odbioru w warzywniakach i kwiaciarniach. Adwokaci z całego kraju skarżący się na problemy z przesyłkami.

Na wniosek Poczty Polskiej prokuratura w Krakowie wszczyna postępowanie w sprawie nierzetelnego oświadczenia dotyczącego spełnienia wszystkich wymogów przetargu przez PGP. – Zaczął się festiwal czarnej propagandy i nienawiści. Próbowało się z nas zrobić wariata, pokazując te wszystkie sklepy rybne i inne warzywniaki, do których trafia korespondencja… – oburzał się Brzoska w wywiadzie dla Dziennika Polskiego. 

Choć już sądowy kontrakt generuje problemy, Brzoska uważa, że jedzie zbyt wolno. InPost startuje w przetargu ogłoszonym przez Centrum Usług Wspólnych na dostarczanie listów administracji rządowej. Oferuje dwuletni kontrakt na obsługę ponad 100 ministerstw, prokuratur, urzędów wojewódzkich i innych urzędów centralnych za trochę ponad 33 mln zł. To o 2,5 mln zł mniej od oferty Poczty, więc znów wygrywa.

– Po raz kolejny udowodniliśmy, że silny biznesowo i odpowiednio zarządzany niezależny operator pocztowy może zapewnić efektywną obsługę korespondencji pocztowej dla największych podmiotów rynkowych – cieszy się w oficjalnym komunikacje Brzoska. 

Scena piąta. Za zakrętem kolejna skarpa. Pod kontrakt dla CUW trzeba zainwestować. – Jednym z warunków było zatrudnienie ludzi i trzymanie ich na „stand by”, żeby firma nawet z dnia na dzień mogła zacząć dostarczać te rządowe listy. Wygraliśmy przetarg, powstała spółka Bezpieczny List, zatrudniłem 1200 listonoszy – gorzko wspominał w wywiadzie.

Gorzko, bo Centrum Usług Wspólnych szybko anuluje przetarg. Oficjalny powód: „Brak interesu publicznego w wykonaniu zamówienia”. Zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych ani CUW, ani ówczesny minister cyfryzacji Andrzej Halicki nie muszą ujawniać szczegółów.

Brzoska grzmi: „to nie jest państwo prawa” i rozpoczyna maraton po KIO i sądach. InPost prawomocnie wygrywa, ale równocześnie wybory wygrywa Prawo i Sprawiedliwość. Zwycięska partia ostatecznie decyduje: to Poczta Polska będzie obsługiwała urzędy.

fot. Karolis Kavolelis/Shutterstock.com

Ta historia powinna dostać w filmie jeszcze jedną scenę, bo do dziś nie wiadomo, czemu sprawy tak się potoczyły. Według InPostu państwo chciało pomagać swemu największemu pracodawcy. Być może jednak zlecający przestraszyli się powtórki z przesyłkami sądowymi. Inna teoria: uznano, że do przetargu doszło przedwcześnie, bo zaraz po jego ogłoszeniu weszło w życie długo wyczekiwane prawo zakazujące wybierania podwykonawców tylko na podstawie najniższej ceny.

Od naszych rozmówców słyszymy jednak jeszcze inną wersję.

By ją zrozumieć, trzeba cofnąć się kilka lat. W 2011 roku Integer był w środku marzeń o światowej dominacji i chciał wejść do Rosji. Podpisał wtedy umowę z rosyjskim funduszem iTech należącym do Grupy QIWI. Jednak sześć lat później firma niespodziewanie zdecydowała o wycofaniu się Rosji i zabraniu 400 postawionych tam Paczkomatów.

Według naszych rozmówców nie chodziło tylko o kwestie ekonomiczne. – Rosyjskimi inwestycjami zainteresowały się nasze służby – słyszymy od byłego menadżera InPost. Spytaliśmy szefa Integera, czy wiedział o tym, że kontrakt w Rosji mógł być problematyczny dla jego biznesów z polską administracją. Nie odpowiedział na to pytanie.

Tak oto Brzoska nie zdążył w odpowiednim momencie wcisnąć hamulca lub przynajmniej skręcić kierownicą, by wyminąć niebezpieczne urwisko.

Polska szkoła biznesu

Porównanie Bransona i Brzoski według wielu naszych rozmówców wcale nie jest takie nieuzasadnione. Łączy ich zamiłowanie do szybkich pojazdów, ale i model biznesowy polegający na budowaniu kolejnych firm, którymi to już zarządzają inni. Struktura spółek Brzoski stała się przez lata bardzo skomplikowana. Klejnotami koronnymi był Integer.pl (do którego należały Paczkomaty) i jego spółka-córka InPost (która Paczkomatami zarządzała). Integer dorobił się także innej spółki-córki: EasyPack odpowiedzialnej za rozwój Paczkomatów zagranicą.

Za to pod InPostem działy już się prawdziwe cuda. W 2012 r. spółka stworzyła firmę Nowoczesne Usługi Pocztowe, której była jedynym właścicielem. Dwa lata później sam InPost zmienił nazwę na InPost Paczkomaty. Z kolei pod szyldem InPost zaczęły występować Nowoczesne Usługi Pocztowe, gdzie trafił biznes pocztowy.

W międzyczasie InPost stworzył spółkę Bezpieczny List i kupił Polską Grupę Pocztową. We wszystkich posiadał 100 proc. udziałów. Na przestrzeni lat część tych podmiotów zniknęła, ale w ich miejsce pojawiały się kolejne. W ostatnim prospekcie emisyjnym Integer ujawnia, że w skład grupy kapitałowej wchodzi 16 podmiotów na czele z InPost S.A. Kilka z nich to uśpione przez Brzoskę spółki z zagranicy.

Ale za kolejnymi spółkami stoi nie tylko pęd do otwierania coraz to nowych usług, jak choćby nieudanych Pralniomatów (zlikwidowanych w 2018 r.). To także sposób na zapewnienie najbliższym pracownikom odpowiedniego miejsca pracy. Bo ludzi sobie wiernych – jak choćby brata Waldka, który rozwijał sieć Paczkomatów na Ukrainie, a teraz odpowiada za flotę samochodową – lubi nagradzać.

Co nie znaczy, że lekką ręką rozdaje pieniądze. – Od zawsze każdą monetę oglądało się ze wszystkich stron. Duża część promocji Paczkomatów była faktycznie robiona maksymalnie niskokosztowo, ale działo się tak dlatego, że wszystko było na styk finansowo – opowiada jeden z pracowników z działu promocji.

Od wyjścia z zagranicy do Bezpiecznego Listu 

Gdyby to był film, to sceny z 2016 r. byłyby montowane w dynamicznym i dramatycznym ciągu ujęć: prawnicy kładą na biurku wnioski o upadłość, biznesmen wyprzedaje za bezcen majątek, warte pół miliona złotych maszyny sortownicze idą po 20 tys. za sztukę, a za rogiem czai się kolejny zakręt.

Rafał Brzoska. mat. prasowe

Brzoska podejmuje fatalną w skutkach decyzję, która będzie się ciągnęła za nim latami. Skoro nie było umowy ani z CUW, ani na przesyłki sądowe, odetnę koszt, jakim są pracownicy – myśli biznesmen. Na kilka dni przed wypłaceniem pensji listonoszom i kurierom InPost sprzedaje spółkę-córkę Bezpieczny List z jej wszystkimi pracownikami za 10 tys. zł.

Listonosze od nowego właściciela – niewielkiej spółki Tenes One o kapitale zakładowym 10 tys. zł. – zamiast pensji dostają wypowiedzenia. Wielu z nich zostaje nawet bez świadectw pracy, nie mogą więc ubiegać się o zasiłek w pośredniaku. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy Tenes One sprzedaje Bezpieczny List kolejnej spółce z Cypru – tym razem za 5 tys. zł.

Gdy porzuceni pracownicy zastanawiali się, z czego będą żyć, Brzoska pierwszy raz poczuł, czym jest infamia. Nikt nie klaskał mu już, gratulując, że jechał tak szybko. Nikt nie wierzył w szczytne intencje, gdy zapewniał, że Tenes One miało mieć umowy na dostawy listów. Szczególnie, gdy to Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Społecznych został zmuszony, by z pieniędzy budżetowych zacząć blisko 2 tysiącom ludzi wypłacać zaległe pieniądze. Tylko dla trochę ponad tysiąca z nich do 2018 r. te wypłaty sięgnęły ponad 5 mln zł. 

Scena, gdy w 2017 r. Brzoska miał wystąpić na konferencji European Start-up Days w sesji „Potknę się, ale wstanę. Sukces mnie nie oślepi”, w filmie miałaby zapewne wyciszoną muzykę w tle, by podkreślić jej gorzki posmak. 

Stowarzyszenie Akcja Demokracja umieszcza w sieci apel, w którym domaga się od ING, partnera panelu, usunięcia prezesa InPost z grona prelegentów. Brzoska rezygnuje podobno sam. – Pieklił się, że młodzi komuniści się na niego uwzięli i psują mu wizerunek – wspomina jedna z podwładnych.

Brzoska pźniej wielokrotnie za zagranie z Bezpiecznym Listem przepraszał. Za każdym razem też opowiadał, że zrozumiał swój błąd i nawet wziął kredyt na 14,5 mln zł pod zastaw własnego domu, aby spłacić pracowników.

Próbujemy sprawdzić, jak konkretnie Brzoska spłacał te należności. Część rekompensaty miała pójść przez Fundację InPost, która zaproponowała pracownikom BL po 1 tys. zł darowizny na „dowolny cel edukacyjny i rozwojowy”. Niestety Fundacja nie publikuje swoich sprawozdań, więc nie wiadomo, ile łącznie pieniędzy w ten sposób wypłaciła. Z publicznych wypowiedzi Brzoski wynika, że przez Fundację w ten sposób przekazano w 2017 r. 600 tys. zł, a rok później miał być to kolejny milion. Za to jak potwierdza nam Mazowiecki Urząd Pracy w sprawie FGŚS, „spółka dobrowolnie spłaciła część należności w wysokości 5 432 591,42 zł”.

– Czy on to zrobił, bo uważał, że tak trzeba, czy dla wizerunku? Nie wiem. Ale chyba warto by zadać pytanie, jak wielu biznesmenów zrobiłoby tak choćby z powodów wizerunkowych – podkreśla jeden z jego menedżerów.

Od Adventu do końca GPW

W filmach w momencie, gdy samochód bohatera wisi już na zboczu i grozi mu katastrofa, zazwyczaj ktoś otwiera drzwi po stronie kierowcy i pomocna dłoń wyciąga go z auta.

Scena siódma: dla InPostu taką dłonią jest amerykański fundusz inwestycyjny Advent. Ma spłacić zbliżające się wielkimi krokami terminy wykupu obligacji – łącznie za 65 mln zł i zobowiązania kredytowe w kwocie 26,3 mln zł. Advent zainteresowany jest inwestycją, ale pod warunkiem pełnej kontroli nad firmą, a to oznacza wycofanie jej z giełdy.

– Integer podał w komunikacie z marca 2017 roku, że brak zgody funduszy i inwestorów indywidualnych na wezwanie oznacza „ryzyko braku możliwości kontynuowania działalności przez spółkę”. Sformułowanie to odbierano jako wywieranie presji na mniejszościowych i indywidualnych akcjonariuszach – opowiada Piotr Żółkiewicz.

– To był szantaż emocjonalny ze strony prezesa Brzoski – ostro ocenia Michał Masłowski, wiceprezes Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych.

Inwestorzy rzeczywiście byli wściekli. Uznali, że InPost latami finansował swój rozwój za ich pieniądze, a gdy przyszło do zebrania plonów, po prostu wycofał się z giełdy. Wielu z nich utopiło przez tę decyzję niemałe pieniądze. Integer debiutował po kursie 13,30 zł za akcję, niektórzy akcjonariusze jednak inwestowali, gdy walor spółki był wyceniany na 200-300 zł. W wezwaniu oferowano 41,1 zł.

Akcjonariusze przeszli do kontrataku, próbując uzbierać co najmniej 10 proc. głosów i zablokować przymusowy wykup akcji. Brzoska nie zamierzał jednak biernie się przyglądać. Odpowiedział podnosząc cenę wezwania z 41,1 zł do 49 zł. Podobna sytuacja miała miejsce z InPostem: kurs sięgał 25 zł za akcję, inwestorzy na wezwaniu mogli dostać 11 zł. Przymusowy wykup stał się faktem.

Tyle że akcjonariusze nie wiedzieli, jak rzeczywiście wygląda sytuacja finansowa spółek Brzoski, bo Integer zdecydował się przesunąć publikację sprawozdania finansowego za 2016 r. Niedługo później Peter Nachtnebel, dyrektor Advent International, chwalił się, że po wpompowaniu milionów w firmę Brzoski i dostarczeniu jej know-how nic nie stoi na przeszkodzie, by międzynarodowa sieć Paczkomatów odniosła sukces.

Drobni inwestorzy poczuli się wykiwani. – Argumentacja, że fundusz dofinansuje spółki pod warunkiem, że nie pozostaną one na giełdzie, był tak naciągany, że aż podejrzany. Brzmi to jak bajka dla małych dzieci. Nie padło żadne racjonalne wytłumaczenie. Czy nie można było wówczas przeprowadzić dużej emisji akcji dla nowego właściciela? – zastanawia się Masłowski.

Sprzedawca sukcesu

– Ma twardą skórę. Dostał straszny wpierdol, miał kompletnie zepsuty wizerunek, a mimo wszystko nie poddał się – jeden z inwestorów działających na rynku startupów opowiada, że właśnie dlatego Brzoska jest takim bohaterem dla podobnych mu menedżerów i startupowców w Polsce.

– Tych wszystkich już nie tak młodych wilczków, który widzą w nim samych siebie, gdyby mieli wystarczająco dużo odwagi. Pełno ma takich ludzi wokół i to nie tylko w firmie – dodaje.

Najsłynniejszym jest chyba Artur Racicki, który sam o sobie pisze, że jest „seryjnym startupowcem”. „Był tak uparty w próbie umówienia się na spotkanie ze mną, że wykupił miejsce obok w samolocie, by w ciągu 35 min. opowiedzieć o swojej spółce i planach. Urzekło mnie to :)” – pisał o nim na Facebooku Brzoska. Zadziałało: zainwestował w Social Wi-Fi Racickiego.

Kilka dni temu na aukcji dla Wielkiej Orkiestry Świąteczej Pomocy wspólny dzień z Omeną Mensah i Brzoską we Francji sprzedał się za ponad 200 tys. zł. - Może jakiś startupowiec tak postanowił dostać się do prezesa - śmije się jeden z jego pracowników.

– Na pewno jest dobrym sprzedawcą. Na inwestorach z zagranicy robił duże wrażenie. Byli przekonani, że Integer odniesie globalny sukces – mówi Adrian Kowollik, partner zarządzający w East Value Research. I dodaje: – Brzoska pokazuje, jaki pozytywny efekt może przynieść współpraca startupu, czy lokalnej firmy z doświadczonym, międzynarodowym inwestorem, który wspiera go finansowo i operacyjnie.

Od pandemii do Amsterdamu

Advent, inwestor ze Stanów, firmę uratował, ale Brzoska stracił kontrolę nad swoim dzieckiem. Dziś ma tylko 13 proc. akcji. Biznesowe odrodzenie przyszło w 2019 r. Po roku opracowywania planu restrukturyzacji z najbliższymi współpracownikami udało mu się wyjść na prostą. Nie zapomniał jednak, że w momencie kryzysu wiele osób postawiło na nim krzyżyk. – Gdy proszą o lunch, spotkanie, dostają odpowiedź odmowną – tłumaczył. 

A potem przyszła pandemia: dla branży kurierskiej istne żniwa. W ciągu roku obroty e-commerce w Polsce wzrosły o 30 proc. Paczkomaty niewymagające kontaktu z żywym człowiekiem okazały się być skrojone na czas społecznego dystansu. Więc Brzoska stawiał je jak szalony. Przez 12 miesięcy udało mu się uruchomić ponad 4 tys. nowych maszyn. Dziś ich liczba dobiła już 11 tys., a na koniec 2021 r. ma być ich nawet 15,5 tys. Brzoska znowu przycisnął gaz i chce wrócić do zagranicznej ekspansji.

Ale kluczowy dla jego rajdu okazał się być powrót na parkiet – w Amsterdamie. Tuż po pierwszym dzwonku, wartość akcji InPostu wzrosła z 16 do 20 euro. Po misiącu od debiutu kurs utrzymuje się w okolicach 20 euro. Rynek wycenił jego spółkę na 9,5 mld euro, czyli ponad 43 mld zł. Taka kapitalizacja może na pierwszy rzut oka wyglądać na szaleńczą. Jeszcze w 2017 r., w momencie opuszczenia warszawskiej giełdy, wartość InPostu wraz z Integerem szacowana była na ledwie 470 mln zł. Czyli w cztery lata zanotowała wzrost o ponad 9 tys. proc. Na GPW nie ma ani jednej firmy z takim wynikiem.

Dziś Brzosce może wydawać się, że trzyma nad Wisłą najważniejszych graczy za gardło. Allegro przedłużyło z nim strategiczne partnerstwo o siedem lat. Amazon właśnie wszedł na rynek i zaczął od umowy dającej mu dostęp do Paczkomatów na pięć lat. Nawet z chińskim AliExpress pod koniec 2019 r. zawarł „strategiczną współpracę”.

Pytanie jednak, czy za zakrętem nie czeka kolejna przepaść? Allegro ogłosiło już, że zamierza zainwestować we własne maszyny paczkowe. Rozwój swoich zapowiada też Alibaba. Amazon ma natomiast sieć Amazon Locker w kilkunastu krajach na świecie. Na własne maszyny paczkowe chrapkę mają nawet Orlen i Poczta Polska. – Tak naprawdę teraz dla InPostu będzie coraz trudniej. Zaczyna się prawdziwa walka o przetrwanie – podkreśla jeden z inwestorów w rynku startupowym.

Ale i InPost próbuje ucieczki do przodu. Prowadzi rozmowy z kilkudziesięcioma miastami w sprawie stawiania Paczkomatów w urzędach. Podpisał też umowę z Auchan na dostawę Lodówkomatów, do których sklep będzie wrzucał jedzenie. Mają się one nawet zacząć pojawiać w nowo budowanych osiedlach.

Brzoska musi czuć się w swoim żywiole. Może znów ostro przyspieszyć i próbować ominąć niebezpieczne skarpy. Choć za każdym razem wydawać by się mogło, że to ostatnia odsłona jego przygód, to i tak miejsce na kilka scen w filmie jeszcze się znajdzie.

Tekst pierwszy raz był opublikowany 24 lutego 2021 r.