Trevor Milton swoją Nikolą chciał pokonać Teslę Muska. Teraz czeka go proces za oszustwa i gwałty

Trevor Milton nie jest tak znany jak Gates, Bezos czy Musk. Ale to właśnie dzięki niemu możemy jak w soczewce obejrzeć wszystkie grzechy współczesnej Doliny Krzemowej. Seks-skandale, oszustwa, pycha, obietnice nie do pokrycia i przede wszystkim kasa. Ogromna kasa. Założyciel Nikoli dotknął tego świata, ale miał pecha. Chociaż raczej nie będziecie mu współczuć.

Trevor Milton swoją Nikolą chciał pokonać Teslę Muska. Teraz czeka go proces za oszustwa i gwałty

Rok 1999, Salt Lake City, najważniejsze miasto mormonów – to właśnie tutaj znajduje się główna siedziba ich Kościoła. W stolicy stanu Utah mieszka zresztą najwięcej wierzących w proroka Josepha Smitha, któremu Bóg objawił się, gdy ten miał 14 lat, a potem przekazał: wszystkie istniejące religie to nie do końca prawdziwa historia, więc należy ją lekko zmodyfikować. Dziś przeszło 70 proc. mieszkańców deklaruje się jako członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Nic więc dziwnego, że należy do nich także rodzina Trevora Miltona. 

Feralnego dnia spotykała się na stypie z okazji pogrzebu jego dziadka. Na uroczystości była też Aubrey Ferrin Smith, kuzynka Trevora. Miała 15 lat. 

Milton jest od niej trzy lata starszy. Chwali się, że uczęszcza w szkole na zajęcia z masażu. Proponuje młodszej kuzynce, że zademonstruje swoje umiejętności. Ta ściąga bluzkę, poddaje się masażowi. Ale Trevorowi nie tylko o to chodziło. Nie pytając, rozpina stanik, chwyta za piersi. Dziewczyna jest przerażona, jednak nie reaguje. Po latach tłumaczyła, że nie wiedziała jak: to w końcu członek jej rodziny, który niedługo miał wyjechać na misję do Brazylii w ramach działań mormońskiego kościoła. Ufała mu.

Aubrey o sprawie kilka dni później mówi swojej przyjaciółce, potem rodzinie. Wieść o molestowaniu zostaje zgłoszona kościelnym władzom, ale żadne zarzuty nie zostają wniesione. Może religijna wspólnota boi się skandalu. A może po prostu zrobiło im się szkoda Trevora, który kilka lat wcześniej stracił matkę. 

Dorosła Aubrey Ferrin Smith opisuje całe zdarzenie na Facebooku na fali ruchu #MeToo. W 2017 roku nie podaje jednak nazwiska starszego kuzyna. Dopiero w 2020 roku okazuje się, że Aubrey nie była jedyną wykorzystaną kobietą. Ofiary reprezentuje Craig Johnson, który wniósł oskarżenie pod adresem Trevora Miltona. 

Tyle że w 2020 roku Milton nie jest już tylko młodym mormonem z planami bycia misjonarzem. Od pięciu lat prowadzi wraz ze swoim bratem własną firmę – Nikola Motor Company. Wyłożył na nią 2 miliony dolarów, inwestując sumę pozyskaną ze sprzedaży poprzedniej: dHybrid Systems, a na jego ciężarówki ciągle przybywa zamówień. Na tyle dużo, że Milton ma wręcz aspirację zdetronizować Elona Muska z pozycji lidera branży samochodów elektrycznych. 

Nikola w internecie prezentowała się świetnie. Fot. Stephanie L Sanchez / Shutterstock.com

Przeszłość dogoniła jednak założyciela Nikoli, który sam ciągle wybiegał w przyszłość i obiecywał innym złote góry. A konkretnie to pojazd, którymi na te góry wjadą, dbając przy okazji o środowisko. 

Milton - miłośnik technologii i dziewic 

Drugą kobietą, która oskarżyła Miltona o gwałt, jest jedna z jego byłych pracownic. Do zdarzenia miało dojść w 2004 roku. Milton miał wówczas 22 lata i zarządzał firmą sprzedającą alarmy. 15-letnia dziewczyna została jego asystentką. Jej przełożony miał ją zgwałcić. Przez 16 lat próbowała zapomnieć o zdarzeniu, ale nie była w stanie. 

„Lubię młode dziewczyny. Lubię dziewice, bo są naiwne”. Trevor Milton wcale nie ukrywał swoich grzechów. Do gwałtu przyznał się w rozmowie z byłym już przyjacielem Tylerem Winonem w 2006 roku. Tyler mieszkał z nim w jednym domu, cieszyli się pierwszymi zarobionymi pieniędzmi. Milton najwyraźniej w przypływie radości po zakupie Lotusa „pochwalił się” młodzieńczymi „wybrykami”. I to właśnie wtedy wypowiedział te oburzające słowa. 

Milton nie był wtedy jeszcze gwiazdą Doliny Krzemowej, ale już prezentował cechy, które pozwoliły odnaleźć się w jej świecie. Rana Foroohar w swojej książce „Nie czyń zła. Jak big tech zdradził swoje ideały i nas wszystkich” zwraca uwagę, że seks-skandale w dużych korporacjach IT to nie przypadek. Oczywiście nie chodzi o to, że to wylęgarnia gwałcicieli albo miejsce, gdzie mogą znaleźć schronienie.

Po prostu premiowane libertariańskie podejście „myśl inaczej” jest niezbędne do utrzymania ducha przedsiębiorczości, ale – jak twierdzi autorka książki – „często towarzyszy mu mocne poczucie uprzywilejowania i bardzo słabe poczucie odpowiedzialności za konsekwencje podejmowanych przez siebie działań”. Milton może być tego przykładem, ale przecież nie tylko on. 

Andy Rubin z Google’a, nazywany ojcem Androida, został oskarżony o gwałt w 2013 roku. Firma zbadała sprawę i przyznała kobiecie rację. Rok później Rubin już w Google’u nie pracował. Nie odszedł w atmosferze skandalu, wręcz przeciwnie: o żadnych oskarżeniach nikt nie wspominał, a mężczyzna otrzymał olbrzymią odprawę wynoszącą 90 mln dol. Kiedy w 2018 roku sprawę ujawnił „The New York Times”, Sundar Pichai zapewnił pracowników, że firma stara się dbać o ich dobro. Dowodem na to miał być fakt, że od 2016 roku pracę straciło 48 pracowników oskarżanych o molestowanie seksualne. To chyba najlepiej mówi o tym, jaka kultura pracy panowała w Google’u: prawie 50 oskarżeń w ciągu dwóch lat. 

Milton - biznesmen z urodzenia

Ludzie, którzy osiągnęli sukces, bardzo często lubią podkreślać, że końcowy tryumf poprzedzony był licznymi upadkami. Nierzadko ilustruje to zdjęcie góry lodowej – wszyscy widzą tylko jej czubek, czyli powodzenie, ale pod wodą kryją się wcześniejsze niepowodzenia. Trevor Milton pewnie sam mógłby coś takiego udostępnić, zanim jego góra lodowa przedstawiająca dokonania nie zaczęła gwałtownie topnieć. 

Milton urodził się 6 kwietnia 1982 roku. W wieku 15 lat stracił matkę, która umarła na raka. O nowotworze dowiedziała się, gdy jej syn miał ledwie sześć lat. Jej choroba była ciosem dla rodziny także ze względów finansowych, bo leczenie pochłonęło krocie. Po latach Milton przyznał, że swoim rodzicom zawdzięcza wszystko, przede wszystkim hart ducha i nieustępliwość, a ojciec jest jego najlepszym przyjacielem i największym wsparciem. Milton senior zawsze chciał być przedsiębiorcą, a jako że mu się nie udało, przekuł te nadzieje na syna. 

Ten zresztą bardzo szybko podłapał bakcyla. W podstawówce pożyczył od taty 20 dolarów, kupił za to cukierki, które z zyskiem sprzedawał w szkole. „Od tego wszystko się zaczęło” – przyznawał, mimo że handel słodyczami nie spodobał się dyrektorowi i w grę wchodziło nawet wyrzucenie ze szkoły. Jeśli uważacie, że ta historia – być może z punktu widzenia skrajnych wolnorynkowców piękna – jest nie za bardzo etyczna, poczekajcie na dalsze losy Miltona. Wtedy jednak Trevor nauczył się czegoś ważnego: nawijając makaron na uszy innym, można nieźle zarobić. A bliscy przymkną oko na twoje występki, bo wiedzą, że mierzysz wysoko. 

Mając 19 lat, wyjechał do Brazylii na wspomnianą misję, gdzie przy okazji nauczył się samodzielności i języka portugalskiego. Szkołą wyższą szybko się znudził i rzucił naukę, dzięki czemu mógł rozkręcać własne biznesy. Nie od razu były to strzały pozwalające stać się jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Ale nie były to też jakieś wielkie wpadki. Bo czy porażką można nazwać firmę zajmującą się sprzedażą alarmów, dzięki której Militon zgarnął 300 tys. dolarów? Nawet jeśli prawdą jest, że pozyskana suma była w rzeczywistości o połowę mniejsza (jak po latach mówi jeden z jego byłych partnerów), to i tak była to pokaźna suma, umożliwiająca rozkręcanie kolejnych biznesów. 

Najpierw założył serwis zajmujący się sprzedażą używanych pojazdów, ale to nie chwyciło. Podszedł więc do tematu bardziej ambitnie i rozkręcił dHybrid. Plan był faktycznie bardzo imponujący: tworzyć silniki do ciężarówek napędzane gazem ziemnym.

Ciągle jednak szło coś nie tak. Projekt niby chwycił, ale Milton trafił na nieodpowiednich ludzi. Jeden z inwestorów miał ukraść pomysły i technologię. Sprawa wylądowała w sądzie, ale ciągnie się przez lata – do dziś jest zresztą niewyjaśnione, kto faktycznie miał rację. Już wtedy Milton przewidział, że szybkiego rozwiązania nie będzie, więc założył kolejną firmę na zgliszczach poprzedniej: dHybrid Systems. Tym razem ważniejsze jest magazynowanie gazu ziemnego i wodoru. Pomysł jest na tyle udany, że Worthington Industries – firma zajmująca się paliwami – wykłada sporo pieniędzy na przejęcie dHybrid Systems. 

Milton - ojciec Nikoli z kompleksem Tesli

Poprzednie projekty Miltona były mało sexy. Daleko im do romantycznych historii o geekach z garażu, nie ma w nich luzu, imprez i zapachu trawki, z czym Dolina Krzemowa kojarzona była w latach 80. czy 90. Milton jawi się jako ktoś, kto marzy o wielkich pieniądzach, odnosi pewne sukcesy, ale to ciągle nie osiąga pozycji technologicznego guru. Jednak ma w sobie upór. I przede wszystkim ma 12 mln dol. ze sprzedaży dHybrid Systems, które pozwalają założyć Nikola Motors. Milton na rozkręcenie wykłada skromne 2 mln dol. 

W 2016 roku, rok po powstaniu, Nikola Motors prezentuje swój pierwszy produkt: ciężarówkę Nikola One, wyglądającą jak z filmów science-fiction. Milton wie, że nie chodzi tylko o same innowacje, nie mniej ważna jest ich otoczka. Ma futurystyczną technologię wykorzystującą wodór, ale ciężarówka musi też wyglądać! Równie dobrze mogłaby być hełmem noszonym przez postaci z„Gwiezdnych Wojen”. Na prezentacji zapewnia, że do pojazdu już można wsiąść i pojechać. Cóż – to nie była prawda. 

Nikola i jej futurystyczna wizja. Fot. T-schneider / Shutterstock.com

Ale zanim wszystko wyjdzie na jaw i to Milton stanie zwierzyną, próbuje zostać łowcą. W 2017 roku wyciąga działa skierowane w… Teslę. Trevor nie był specjalnie oryginalny, nawiązując do wielkiego wynalazcy w nazwie swojej firmy, skoro wcześniej zrobił to Elon Musk. Milton musiał zdawać sobie sprawę, że będą porównywani: w końcu obaj działają na rynku samochodów, szukając alternatywnego sposobu na zasilanie silników. Tyle że kiedy Tesla już jest oczkiem w głowie wielu inwestorów, a Musk pupilkiem internetu, to Milton dopiero próbuje do tego świata się dostać. Nie biorąc jeńców. 

W 2018 roku Nikola Motor Company pozwała Teslę o 2 miliardy dolarów. Powodem miała być kradzież projektu ciężarówki. Zdaniem prawników Miltona Tesla Semi wyglądała zadziwiająco podobnie do Nikoli One. Oskarżenia były raczej dęte. Podobnie jak argumentacja, która za nimi stała. Zdaniem Nikola Motor Company Elon Musk doskonale wiedział o działaniach konkurencji, bo firma… oznaczała go na Twitterze. Na dodatek Tesla próbowała zatrudnić jednego z inżynierów Nikoli. 

Nie oszukujmy się: Miltonowi zależało po prostu na szumie wokół jego marki. W głowach wielu mógł pojawić się chaos: Nikola, Tesla, ciężarówki… Elektryczny pojazd od genialnego wizjonera? Tak-tak, słyszałem, nazywali się jak ten znany wynalazca – Nikola? 

Milton ma z górki

Milton rzeczywiście chciał mieć działający prototyp ciężarówki Nikola One. Sęk w tym, że w pół roku, a na to potrzeba od 18 do 24 miesięcy. Może nawet więcej. Mimo że ciężarówka nie miała komponentów pozwalających na zasilanie wodorem, na pokazowym modelu znalazła się naklejka, która to potwierdzała. Co mogło pójść nie tak? 

Rezerwacji na ciężarówkę przybywało, w 2019 roku firma miała w gotówce prawie 90 mln dol. Milton w wywiadach opowiadał, że już zrewolucjonizował transport, pokonując nie tylko Teslę, ale też innych motoryzacyjnych gigantów. Przypomnijmy: mówimy o firmie, która nawet nie wypuściła na rynek swojego produktu. I już wtedy wiele wskazywało na to, że to się w ogóle nie stanie. 

W 2020 roku Nikola weszła na giełdę. Inwestorzy oszaleli, kapitalizacja przez moment wynosiła 27 mld dol. Co oznaczało, że firma bez ani jednego pojazdu była warta więcej niż Ford, Hyundai czy Fiat. Źródłem pieniędzy dla Nikoli była nie tylko giełda, ale też… rządowe dotacje. 4 mln dol. wpadło, bo amerykański rząd wspierał swoje firmy w trakcie pandemii. W przedsięwzięcie Miltona w 2020 roku uwierzyło też General Motors, wykupując akcje firmy. Ta zaś zapowiadała kolejne ambitne projekty, jak pick-up Nikola Badger. 

Zapowiedź nowego samochodu była zresztą dobrym podsumowaniem działalności firmy. Niby czegoś Milton się nauczył i nie brał pieniędzy za rezerwację. Ale dalej obiecywał mnóstwo rzeczy, zapominając o istotnych szczegółach. Kto będzie odpowiadał za produkcję? Kto stworzy ogniwa pozwalające tankować pojazd wodorem? W końcu kiedy ten wyjedzie na drogi? Oj tam, oj tam – ważne, że nowy hit giełdy zapowiada swój kolejny ekscytujący produkt. 

Ale im głośniej było o Nikoli, tym więcej osób zaczęło zadawać pytania. I drążyć. W raporcie firmy badawczej Hindenburg Research napisano, że rzekomo jadąca ciężarówka Nikola One wcale nie poruszała się „o własnych siłach”. Po prostu… zjeżdżała z górki. 

Milton, chciwiec napędzany przez pychę

Oczywiście Milton zarzutom zaprzeczał. A te były coraz bardziej niewygodne. W końcu sprawa trafiła do sądu – pod koniec lipca bieżącego roku postawiono Miltonowi zarzuty o wprowadzanie inwestorów w błąd.

Zdaniem Audrey Strauss, prokurator generalnej Południowego Dystryktu Nowego Jorku, nie było ani jednej rzeczy związanej z Nikolą, przy której Milton by nie skłamał. Gdyby przy wszystkich oskarżeniach sąd wydał wyrok „winny”, prezes Nikoli trafiłby do więzienia na 75 lat.

Na wcześniejsze oskarżenia Milton odpowiadał… w swoim stylu. Owszem, prototyp nie miał silnika w trakcie prezentacji, ale wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby nagle ktoś wsiadł i odjechał? Możemy sobie przecież wyobrazić – teraz idę tokiem rozumowania Nikoli – że agent Tesli chciałby narobić firmie smrodu. Wskoczyłby do ciężarówki i odjechał prosto pod dom Elona Muska! Albo co gorsza: poturbował publikę. Milton nikogo nie oszukał, on chciał dobrze. Nawet jego rezygnacja z rady dyrektorów 2020 r. nie była przyznaniem się do winy, tylko próbą ochrony firmy. 

Tak zresztą myśli ogromna część Doliny Krzemowej – uważa autorka książki „Nie bądź zły”. Naprawdę przedstawiciele firm i jej pracownicy są przekonani, że działają w imię szczytnych celów. Kłopot w tym, że nie rozumieją jednego: ich postrzeganie dobra może rozjeżdżać się z dobrem publicznym. 

W całej historii zastanawiające może być to, że inwestorzy dali się nabrać. Nikomu nie zapaliła się lampka, że firma tak naprawdę znikąd rzuca wyzwanie gigantom branży. Trudno o porównanie z Teslą, która przecież swoją reputację budowała od 2003 roku. Minęło wiele czasu, zanim Elon Musk wystrzelił czerwony samochód w kosmos czy pokazał ciężarówkę wyglądającą jak z gry „Cyberpunk 2077”. A Nikola rewolucję chciała przeprowadzić z biegu. Dlaczego nikt nie powiedział: hola-hola, to nie może się udać? 

Dziś Miltonowi zarzuca się chciwość, ale przecież to samo napędzało inwestorów rzucających pieniędzmi w akcje Nikoli. Liczyli, że oto objawił się drugi Musk – może nie aż tak charyzmatyczny jak liderzy branży IT (jak zauważył jeden z dziennikarzy, na prezentacjach Milton mówił trochę za szybko), ale jednak obiecujący tak pobudzające wyobraźnię innowacje. Najwyżej stracimy pieniądze, ale kolejnego wizjonera nie możemy przegapić – uznali maniacy giełdy. Sami wyhodowali potwora. 

Ambitni start-uperzy marzący o karierze milionera grają według zasad ustalonych przez grube ryby. W demaskującym, a przy okazji prześmiewczym reportażu „Nowy dziki zachód. Zwycięzcy i przegrani Doliny Krzemowej” Corey Pein skupia się głównie na tych drugich – bo jak łatwo się domyślić, przegranych jest więcej. I tak, my, jako społeczeństwo, też do nich należymy. Projekty programistów mieszkających w norach, bo ceny mieszkań w okolic wielkich firm poszły drastycznie w górę, to z rzadka prawdziwie innowacyjne projekty, a raczej wariacje na temat tych, które odniosły sukces. Niby wszyscy chcą być jak Gates, Musk czy Zuckerberg, ale jeśli będą jak Milton to raczej nic się nie stanie. Wejść na szczyt, zarobić miliony, a potem upaść? Przynajmniej przez chwilę poczują się jak najwięksi tego świata. 

Przykład Miltona może jawić się jako wyjątek, błąd systemu. W świecie wielkich korporacji firma, która nie ma nic, a jednak podbija giełdę, to aberracja. Ale czy na pewno? Czy to nie Uber zrewolucjonizował branżę transportową, nie mając ani jednego pojazdu i wciąż mimo 12-letniej historii nie przynosząc realnych zysków? Czy to nie Airbnb wpływa na miasta, mimo że nie posiada ani jednego hotelu? Czy rzeczywiście trzeba mieć same zyski, żeby odnosić sukces? Zarządzający Spotify powiedzą „niekoniecznie”, skoro od lat firma jest nierentowna. 

Oszustwa? A czy to nie Zynga, producent Farmville i wielu innych mobilnych hitów, przeprowadzała transakcje giełdowe z wykorzystaniem poufnych informacji? Groupon upadł m.in. dlatego, że przedstawiciele stosowali tzw. „kreatywną księgowość”. Wcześniej mogli trafić pod skrzydła Google’a, ale uznali, że to dla nich za mało. Milton jest chciwy? Nie on jeden. 

Jeszcze w styczniu 2019 r. wartość WeWork, na czele którego stał Adam Neumann, kolejny złoty chłopiec świata technologii, wyceniano na 47 mld dolarów. W Neumannie i WeWorku zakochała się giełda i wiele funduszy. Gdy ta bańka pękła, okazało się, że start-up jednak przynosi tylko straty, a Neumann również został oskarżony o molestowanie seksualne. 

Milton utrzymuje, że jest niewinny. Na razie od pójścia za kratki ratuje go majątek. Gdy pod koniec lipca został aresztowany, wpłacił 100 mln dolarów kaucji. 

Zdjęcie tytułowe: Trevor Milton, fot. Hans Andreas Starheim / ZERO. Wikipedia