Owszem, pierwsze podejścia do wdrożenia 112 zaczęły się tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej, ale jak pokazała w 2010 roku kontrola NIK, były one niewiele warte. Między 2007 a 2009 r. pięciu kolejnych ministrów MSWiA działało w sposób niespójny, zaprzepaszczając wysiłki i dokonania poprzedników. NIK pisało wtedy tak: „Nawet groźba zastosowania przez Komisję Wspólnot Europejskich sankcji wobec Polski nie spowodowała podjęcia przez rząd bardziej dynamicznych i konsekwentnych działań. W rezultacie ciągle zmieniających się pomysłów numer ten nadal działa jedynie prowizorycznie”.
Ta kontrola i zbliżające się Euro 2012 przyspieszyły trochę prace, ale z ustawą o systemie powiadamiania ratunkowego, która wprowadzała zasady funkcjonowania całego systemu, wyrobiono się dopiero na rok 2013. Co więcej, niemal od początku było wiadomo, że i tak czekają ją poprawki. Choć bowiem budowa systemu powiadamiania ratunkowego kosztowała 160 mln zł, a dodatkowo ponoszone były spore koszty utrzymania (w 2012 r. wydano na niego 21,1 mln zł, w 2013 r. – 40,5 mln), to i tak kolejna kontrola NIK z 2013 r. powtórzyła negatywną ocenę. Jak wskazywała Najwyższa Izba Kontroli, centra powiadamiania ratunkowego nie mogły właściwie dysponować siłami ratowniczymi i koordynować akcji, bo pełniły funkcję głównie centrów telefonicznych, które przyjmują zgłoszenia i przekazują je dalej do właściwych służb w terenie.