To był najdłuższy lot świata. Nie lądowali przez dwa miesiące
Wyobraźcie sobie lot trwający ponad dwa miesiące. Non stop. W niewielkiej, czteroosobowej Cessnie. Dwóch śmiałków dokonało tego w 1959 r.

Ustanawili rekord, który do dziś pozostaje niepobity, nawet przez zaawansowane technologicznie bezzałogowce. Historia Roberta Timma i Johna Cooka to opowieść o ludzkiej determinacji, szaleńczej odwadze i naprawdę wielu niedogodnościach.
Kiedy myślimy o rekordach lotniczych, przed oczami stają nam nowoczesne maszyny, zaawansowana technologia i precyzyjne planowanie. Tymczasem najdłuższy lot załogowy w historii lotnictwa miał miejsce 65 lat temu, w 1959 roku. Robert Timm i John Cook spędzili na pokładzie Cessny 172 dokładnie 64 dni, 22 godziny i 19 minut, krążąc nad Las Vegas. To wynik tak zdumiewający, że budzi podziw nawet dzisiaj.
Jak to możliwe, że dwaj mężczyźni w czasach, gdy samoloty były bliższe konstrukcjom braci Wright niż dzisiejszym odrzutowcom, zdołali wytrzymać ponad dwa miesiące w powietrzu, śpiąc na materacu, jedząc zmiksowane steki z termosu i myjąc się w litrowych butelkach?
Las Vegas chce się promować
Przenieśmy się do Las Vegas lat 50. W 1956 r. przy południowym krańcu słynnego Stripu otwarto hotel i kasyno Hacienda. Był to jeden z pierwszych kompleksów w mieście, który próbował przyciągnąć rodziny, a nie samotnych hazardzistów.
Właściciel, szukając chwytliwego sposobu na promocję, zainteresował się pomysłem jednego ze swoich pracowników – byłego pilota myśliwskiego z czasów II Wojny Światowej, a wówczas mechanika automatów do gier, Roberta Timma.

Plan? Pobić istniejący rekord długości lotu (wynoszący wówczas niemal 47 dni i ustanowiony w 1949 r.), umieszczając nazwę hotelu na kadłubie samolotu. Timm otrzymał zawrotną na tamte czasy kwotę 100 000 dolarów na organizację przedsięwzięcia, które połączono ze zbiórką funduszy na badania nad rakiem.
Wybrany samolot to Cessna 172 – lekka, czteroosobowa maszyna, która w latach 50. dopiero wchodziła na rynek. Był to samolot wyjątkowo niezawodny i łatwy w pilotażu – idealny na maraton powietrzny, który miał trwać tygodniami.
Więcej na Spider's Web:
Zlew, autopilot i stek w termosie
Cessnę trzeba było jednak odpowiednio przerobić. Usunięto większość wyposażenia wnętrza, by zmniejszyć wagę. Zainstalowano prowizoryczny zlew, składany toaletowy taboret i materac do spania. Jedzenie? Szefowie kuchni z Haciendy miksowali dania i pakowali je do termosów, by łatwiej było je przekazać podczas tankowania.
A jak tankowano samolot, który nigdy nie lądował? Genialnie prosto i jednocześnie niebywale niebezpiecznie. Gdy Cessna potrzebowała paliwa, obniżała lot na wysokość kilku metrów nad prostą, pustynną drogą wzdłuż granicy Kalifornii i Arizony.

Tam czekała ciężarówka z pompą i wciągarką. Paliwo przesyłano do dodatkowego zbiornika przez elastyczny wąż. Czasami cała operacja odbywała się nocą, niemal na granicy przeciągnięcia samolotu. Precyzja musiała być absolutna.
Trzy nieudane próby i czwarta – historyczna
Timm próbował pobić rekord trzykrotnie – za każdym razem kończyło się awarią. Najdłuższy z wcześniejszych lotów trwał 17 dni. Tymczasem we wrześniu 1958 r. pojawił się nowy rekordzista – również w Cessnie 172 – który utrzymał się w powietrzu przez ponad 50 dni. Dla Timma to był moment decyzji: musi się udać.
Do czwartej próby wybrał nowego partnera – Johna Cooka, mechanika lotniczego. Wystartowali 4 grudnia 1958 r. z lotniska McCarran w Las Vegas.
Na pokładzie panowała ciągła rutyna: zmiana przy sterach, sen, jedzenie, tankowanie. Każdy dzień podobny do poprzedniego, z wyjątkiem Świąt Bożego Narodzenia, które piloci spędzili unosząc się 1200 m nad pustynią. Niestety, zmęczenie dawało się we znaki. 36 dnia Timm zasnął przy sterach. Samolot leciał sam przez ponad godzinę – tylko dzięki autopilotowi nie doszło do katastrofy. Kilka dni później autopilot przestał działać.

Później padła elektryczna pompa paliwowa. Od tej pory musieli tankować ręcznie. Popsuły się też wskaźniki, ogrzewanie kabiny i światła do lądowania. Ale silnik – najważniejszy element – cały czas pracował.
Potrzeby fizjologiczne załatwiano w składanej toalecie polowej, a wypełnione plastikowe torby wyrzucano później na pustynię. Obaj spali na zmianę, chociaż nieustanny hałas silnika i wibracje uniemożliwiały wypoczynek.
Koniec po 64 dniach, 22 godzinach i 19 minutach
23 stycznia 1959 r. Timm i Cook oficjalnie pobili rekord. Ale nie przestali lecieć. Uznali, że warto dodać jeszcze kilka dni, by nikt nie miał nawet ochoty próbować ich przebić. Ostatecznie wylądowali 7 lutego, po ponad dwóch miesiącach spędzonych w powietrzu. Ich rekord – 64 dni, 22 godziny i 19 minut – do dziś pozostaje niepobity w kategorii lotów załogowych bez lądowania.
Z samolotu wyszli wycieńczeni, wychudzeni i niemal niezdolni do samodzielnego chodzenia. Przez ponad 1500 godzin nie mogli się wyprostować ani normalnie poruszać. Dziś wiemy, że tak długi czas w pozycji siedzącej jest dramatycznie szkodliwy dla zdrowia. Ale wtedy – to była cena rekordu.
Warto też dodać, że w tamtych czasach nie było GPS i trudno było udowodnić, że samolot nie lądował w nocy gdzieś na polu, by piloci mogli odpocząć i rozprostować nogi. Problem ten rozwiązano malując jedną oponę na biało. Gdyby samolot wylądował farba zostałaby starta, co zdemaskowałoby oszustwo.
Czy ktoś kiedykolwiek to przebije?
Eksperci uważają, że teoretycznie tak – ale tylko w celach naukowych lub testowych, na przykład przy okazji badania nowych form napędu. Ale kto miałby odwagę zamknąć się w samolocie na ponad dwa miesiące bez lądowania?
Co na to sam John Cook? Gdy dziennikarz zapytał go, czy powtórzyłby ten wyczyn, odpowiedział:
Następnym razem, gdy najdzie mnie ochota na rekord, zamknę się w metalowym kuble na śmieci z odkurzaczem włączonym na cały regulator i poproszę Timm'a, żeby serwował mi steki zmielone w termosie. I tak do rana, aż mój psychiatra otworzy gabinet.
Rekord ustanowiony nad pustynią Nevady wciąż inspiruje. Ale też przypomina: w erze technologii, automatyzacji i dronów, prawdziwe ludzkie szaleństwo – i odwaga – wciąż biją wszystko na głowę.
Głowna ilustracja: Rekordowy lot Roberta Timma i Johna Cooka. Fot. Howard W. Cannon Aviation Museum