Czy wiatraki obniżają wartość działek? Wyjaśniamy popularne mity
Hałasują, negatywnie wpływają na zdrowie, przekreślają szanse na zysk ze sprzedaży działek, a to dopiero początek zarzutów, jakie stawiają pod adresem wiatraków protestujący. Sprawdzamy, czy naprawdę jest się czego bać.

Kraj ogarnięty jest wyborczą gorączką, ale wiele wskazuje na to, że nawet po drugiej turze w gminie Cisek sytuacja się nie uspokoi. To właśnie tam na 16 czerwca zaplanowano referendum ws. wybudowania farmy wiatrowej. Nie będzie pierwszym w Polsce – podobne głosowanie już odbyło się w gminie Głubczyce. Okazało się jednak nieważne ze względu na zbyt niską frekwencję. Do urn poszło za to więcej osób w gminie Lubomia, gdzie głosujący negatywnie opowiedzieli się za powstaniem farmy fotowoltaicznej.
„Referendum stanowi okazję do demokratycznego wyrażenia opinii. Zwracamy się jednak już teraz z prośbą o uszanowanie jego wyniku, niezależnie od tego, komu będzie przychylny” - napisali wójt i radni gminy Cisek, ogłaszając głosowanie. Interwencji domagali się mieszkańcy, którzy sprzeciwiali się budowie wiatraków i zebrali w tej sprawie prawie 600 podpisów.
Dlaczego nie chcą wiatraków w swojej okolicy? Pojawiają się te same argumenty, które usłyszeć można również w innych częściach kraju. Niechętni inwestycjom boją się, że wiatraki zdominują krajobraz, będą hałasować lub też negatywnie wpłyną na zdrowie.
- Obserwując protesty przeciwko farmom wiatrowym, można dostrzec wiele podobieństw do ruchów sprzeciwiających się masztom komórkowym i technologii 5G. Wiele z tych protestów opiera się na zrozumiałych obawach dotyczących wpływu na krajobraz i zdrowie, ale często są one połączone z teoriami spiskowymi i dezinformacją – zauważa w rozmowie ze Spider’s Web Małgorzata Szambelańczyk, prezeska zarządu Eurowind Energy w Polsce.
A lęki podsycane są nieprzypadkowo
Strach dobrze się sprzedaje, więc wśród wymienianych argumentów na „nie” często słychać zarzut o negatywnym wpływie wiatraków na ludzkie zdrowie. Zdaniem niektórych protestujących turbiny słychać nawet z odległości kilku kilometrów, a od poruszających się łopat „ludzie chorują”.
- Historia jest bliźniacza do tej, którą przerabialiśmy w przypadku budowy sieci komórkowych. Jeszcze kilka lat temu, co chwila słyszeliśmy o bazujących na fake newsach teoriach spiskowych dotyczących 5G, a dziś bez szybkiego internetu mobilnego nie bylibyśmy w stanie funkcjonować. Polska byłaby w zupełnie innym miejscu bez inwestycji w nowe technologie – uważa prezeska zarządu Eurowind Energy w Polsce.
Co ciekawe, według niedawnych badań naukowców z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM oraz Wydziału Fizyki i Astronomii UAM, współpracujących w ramach Centrum Neuronauki Poznawczej, ewentualny negatywny wpływ na pracę mózgu wynika nie z samego hałasu, a ze społecznie skonstruowanych przekonań na temat farm wiatrowych i ich ingerencji w lokalny krajobraz. Sama świadomość, że turbiny znajdują się w okolicy u niektórych sprawia, że „odczuwają” skutki ich pracy.
Brak negatywnego wpływu wiatraków na zdrowie ludzi odnotowali też naukowcy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przyznano, że osoby mieszkające w bezpośrednim sąsiedztwie elektrowni wiatrowych mogą odczuwać pewien dyskomfort, ale z badań wynikało, że nie ma to wpływu na ich zdrowie.
- Wiatraki nowej generacji są projektowane z myślą o minimalizowaniu hałasu. Zwykle emitują dźwięk na poziomie od 35 do 45 decybeli (dB) w odległości 300 metrów. Dla porównania, hałas w typowym biurze wynosi około 50 dB, a rozmowa w normalnym tonie to 60 dB. Wiele badań wskazuje, że w odległości 500 metrów od turbiny, poziom hałasu jest porównywalny do dźwięków tła w naturalnym otoczeniu. Badania przeprowadzone w różnych krajach, w tym w Polsce, pokazują, że wpływ hałasu z farm wiatrowych na zdrowie ludzi jest neutralny. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) na podstawie badań uznaje hałas generowany przez turbiny za nieszkodliwy – dodaje Szambelańczyk.
Innym wspólnym argumentem dla protestów przeciwko masztom komórkowym i wiatrakom jest ten o spadku wartości działek
O ile w przypadku środowisk anty-5G ten argument był z miejsca nielogiczny – wszak mieszkańcy i turyści w większości chcą mieć dostęp do dobrego zasięgu – i nieprawdziwy, bo korelacji nie stwierdzono, tak przy wiatrakach można byłoby mieć wątpliwości. Turbin jest dużo i zajmują jednak więcej miejsca, więc teoretycznie ktoś mógłby nie chcieć budować się w takiej okolicy. Albo wręcz nie móc, bo znalazłby się za blisko.
- Analizy przeprowadzone w różnych krajach pokazują, że powstanie farm wiatrowych niekoniecznie prowadzi do spadku wartości nieruchomości – zauważa prezeska Eurowind Energy w Polsce.
W rzeczywistości, w wielu przypadkach wartość działek w pobliżu farm wiatrowych pozostaje stabilna lub nawet wzrasta. Wynika to z faktu, że wpływy finansowe z tytułu funkcjonowania farmy wiatrowej są najczęściej znaczącym impulsem rozwojowym dla regionu. Wiele gmin inwestuje te środki w rozwój lokalnej infrastruktury, co może pozytywnie wpływać na atrakcyjność okolicy - tłumaczy.
Inwestorzy budują drogi dojazdowe do farm wiatrowych. Ktoś wiatraki musi postawić, więc niektórzy wójtowie widzą w tym szansę dla okolicznych mieszkańców i firm, które mogą brać udział w budowie. A nawet jeśli takich przedsiębiorstw nie ma lub też nie zostaną wybrane, to i tak inni pracownicy muszą gdzieś robić zakupy, jeść lub nocować. I tak mały biznes korzysta na tym, że coś w jego sąsiedztwie dzięki wiatrakom się dzieje.
Przede wszystkim wiatraki to olbrzymi wpływ do budżetu gminy z podatków
Dawid Litwin, wójt gminy Potęgowo, w rozmowie ze smoglab.pl wyliczał, że wpływ do budżetu gminy Potęgowo z 56 funkcjonujących turbin wiatrowych to 4,6 mln zł. Kwoty posłużyły jako wkład własny do projektów marszałkowskich czy unijnych, dzięki czemu udało się zrealizować wiele przedsięwzięć.
Z kolei burmistrz Zdzisław Zadworny przekonywał, że jeden wiatrak to nawet 250 tys. zł wpływu do budżetu z podatków. A w Niemstowie i Starym Lublińcu wyrosnąć może nawet 18 turbin wiatrowych, więc mowa o solidnym zastrzyku gotówki.
No dobrze, plusy są – mogą przyznać niektórzy protestujący – ale wad jest jednak więcej! Niedawno na protestach pojawiły się nowe spiskowe teorie. Skrajnie różne. W jednej części kraju straszono tym, że wiatraki potęgują suszę, gdzie indziej zaś obawiano się zwiększenia ryzyka… powodzi.
- Budowa farm wiatrowych, w tym instalacja turbin i infrastruktury towarzyszącej, jest projektowana tak, aby maksymalnie ograniczać wpływ na lokalne ekosystemy, w tym na wody gruntowe. Żadne z najnowszych badań nie wskazuje, by nowoczesne turbiny wiatrowe w istotny sposób zwiększały ryzyko suszy lub powodzi. Przykłady z Europy, w tym z naszego kraju, pokazują, że farmy wiatrowe są często świetnie zintegrowane z lokalnym środowiskiem i nie mają negatywnego wpływu na gospodarkę wodną – odpowiada Szambelańczyk.
Jest jednak argument, który może przemawiać do większej grupy osób – wiatraków jest dużo, więc dominują w krajobrazie
Gołym okiem widać, że turbin przybywa i są widoczne z daleka. Często znajdują się na trasie ptaków. Ciągle prowadzone są badania na temat wpływu łopat na śmiertelność ptaków. Część naukowców ma wątpliwości. Właśnie z tego powodu Państwowa Rada Ochrony Przyrody negatywnie oceniła pomysł Lasów Państwowych, by wiatraki stanęły w lasach.
Z drugiej strony prof. dr hab. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu w rozmowie z PAP stwierdził, że wpływ turbin na śmiertelność ptaków i nietoperzy mimo wszystko nie jest tak duży, jak niektórym może się wydawać. Głównym zagrożeniem dla latających stworzeń są za to… koty. I wysokie budynki. I faktycznie: w tym przypadku mowa nawet o milionach ofiar. Według badaczy ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (SGGW) w Warszawie, koty żyjące w Polsce w ciągu roku są odpowiedzialne za śmierć ok. 631 mln ssaków i niemal 144 mln ptaków. Nie oznacza to, że wiatraki są zawsze niewinne – trzeba jednak badać, jak funkcjonują w środowisku i co można zrobić, aby były bezpieczniejsze dla latających stworzeń.
- Oczywiście obecność turbin wiatrowych wpływa na krajobraz – zgadza się Małgorzata Szambelańczyk.
Zwraca jednak uwagę, że turbiny coraz częściej są projektowane w taki sposób, aby minimalizować ich wizualny wpływ na otoczenie. Mogą być również zintegrowane z lokalnym pejzażem.
Na dodatek przyszłość wiatraków niekoniecznie musi być związana z niekończącym się ich wzrostem w okolicy.
Nadzieję daje repowering, czyli proces zastępowania starszych turbin wiatrowe przez nowe, które mają większą moc lub większą wydajność. Według szacunków resortu klimatu i środowiska wynika, że tylko w najbliższych trzech latach będzie można zmodernizować turbiny wiatrowe o łącznej mocy zainstalowanej 1,1 GW. Nawet premier Donald Tusk zwracał uwagę, że „niekoniecznie wszędzie musimy szukać miejsca na nowe wiatraki, ale możemy zmieniać stare na nowe, dużo bardziej wydajne”.
Czyli wiatraków nie musi przybywać, ale i tak na tym skorzystamy. I Europa już tak robi.
- Kraje takie jak Niemcy czy Dania już rozpoczęły modernizację farm wiatrowych lub fotowoltaicznych zastępując starsze urządzenia nowymi. Jest to sposób na modernizację istniejących instalacji energetycznych. Jedynym powodem, dla którego turbiny są wymieniane, jest postęp technologiczny umożliwiający produkowanie więcej, tańszej energii. Dzięki wymianie istniejących turbin na nowocześniejsze można zwiększyć produkcję energii nawet o 30–50 proc. bez stawiania kolejnych wiatraków i ingerencji w krajobraz – zauważa Małgorzata Szambelańczyk.
Ale co tu i teraz? Jak przekonać nieprzekonanych bądź wątpiących? Już teraz przygotowanie farmy wiatrowej do budowy zajmuje inwestorom kilka lat, a wszelkie tego typu protesty proces tylko wydłużają. Referendum w gminie Cisek nie będzie pierwszym, a niewykluczone, że nie będzie też ostatnim, bo o podobnym głosowaniu mówią władze wielu innych gmin.
- W przypadku racjonalnych wątpliwości takich jak kwestie krajobrazowe czy ceny nieruchomości, najważniejszy jest dialog, którego celem jest wyjaśnienie wszystkich wątpliwości i pokazanie korzyści jakie daje energetyka odnawialna. Zaliczyć do nich można między innymi wpływy z podatków, dostęp do tańszej energii czy też impuls rozwojowy dla danego regionu – mówi szefowa Małgorzata Szambelańczyk.
Jej zdaniem rozmowy i działania z mieszkańcami należy podejmować już na najwcześniejszym etapie planowania inwestycji i kontynuować je w czasie trwania projektu wiatrowego. Podstawą są bliskie relacje z lokalną społecznością, zbudowane tak wcześnie jak to tylko możliwe. Trzeba przekazywać pełne informacje o specyfice danego parku wiatrowego i jego potencjalnym wpływie na życie mieszkańców.
- Bardzo istotna jest dostosowana do odbiorcy komunikacja – jasne przekazy mówiące o korzyściach z inwestycji dla mieszkańców gminy – podkreśla prezeska zarządu Eurowind Energy w Polsce.