Tak płonie satelita Starlink. Noc rozświetliły szczątki spadające z nieba
Nocne niebo nad środkowymi Stanami Zjednoczonymi rozświetlił niezwykły spektakl. Satelita Starlink, należący do firmy SpaceX, zakończył swój żywot, spadając z orbity i płonąc w atmosferze Ziemi. Widzowie z kilku stanów, w tym Wisconsin, Michigan i Illinois, byli świadkami tego widowiskowego wydarzenia i szybko podzielili się nagraniami w mediach społecznościowych.
Satelity Starlink to część ogromnej konstelacji, której celem jest zapewnienie dostępu do internetu szerokopasmowego na całym świecie. Firma SpaceX, założona przez Elona Muska, wysłała już na orbitę tysiące tych urządzeń.
Czasami jednak satelity, które uległy awarii lub zakończyły swoją misję, muszą zostać zniszczone. Wchodząc w atmosferę, satelity te spalają się, tworząc pokaz ognia i światła, który można było podziwiać z Ziemi.
Więcej o SpaceX przeczytasz na Spider's Web:
Starlink w ogniu
Tym razem to właśnie jeden ze zużytych satelitów Starlink, po zakończeniu misji, został skierowany na kontrolowaną deorbitację. Po wejściu w atmosferę zaczął się rozpadać na mniejsze fragmenty, tworząc widowiskowy pokaz. "Co za widok!" - napisał jeden z internautów, którym udało uwiecznić się to wydarzenie. Wideo zobaczyć możecie niżej.
To standardowa procedura – dzięki niskiej orbicie Starlinki nie stwarzają zagrożenia dla innych satelitów ani stacji kosmicznych.
Astronom Jonathan McDowell z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics, który śledzi wejścia satelitów w atmosferę, napisał na X, że satelita ten został wystrzelony na orbitę w listopadzie 2020 r. podczas misji V1-L15. Satelita oznaczony był numerem 5693.
Dodał on, że obecnie SpaceX wycofuje i spala około 4 lub 5 Starlinków dziennie, a miejsca spalania w atmosferze rozsiane są po całym świecie.
Czy to było niebezpieczne?
Chociaż płonące fragmenty satelity wyglądały spektakularnie, nie stanowiły zagrożenia dla ludzi na ziemi. Większość obiektów tego typu spala się całkowicie w atmosferze, zanim zdążą dosięgnąć powierzchni.
Inżynier SpaceX, Michael Nicolls, podkreśla, że chociaż celem firmy jest wyznaczenie takiej trajektorii, aby ponowne wejście w atmosferę odbywało się nad oceanem, "wciąż mamy pracę do wykonania, aby to zagwarantować, zwłaszcza w przypadku satelitów z obniżoną kontrolą położenia".
NASA oraz inne agencje kosmiczne monitorują obiekty wchodzące w atmosferę, aby upewnić się, że ich upadek nie wpłynie na bezpieczeństwo ludzi. Starlinki są projektowane tak, aby całkowicie ulegały spaleniu, a sam proces deorbitacji jest kontrolowany przez inżynierów SpaceX.
Wyzwania i niesamowite widoki
Starlink to jeden z największych projektów kosmicznych ostatnich lat, który zmienił na zawsze możliwości ludzkości, ale jednocześnie budzi kontrowersje. Astronomowie skarżą się na rosnącą liczbę satelitów na orbicie, które utrudniają obserwacje nieba.
Z drugiej strony – bez nich nie byłoby możliwości dostarczenia internetu w odległe rejony świata. SpaceX obiecuje, że systematycznie pracuje nad ulepszaniem satelitów, aby minimalizować ich wpływ na astronomię.
Przypadek płonącego Starlinka to przypomnienie, że technologie kosmiczne są coraz bardziej obecne w naszym codziennym życiu – zarówno pod względem możliwości, jakie oferują, jak i wyzwań, które ze sobą niosą. A dla przypadkowych obserwatorów – to po prostu niesamowity widok, który na chwilę zmienia nocne niebo w spektakularny kosmiczny pokaz.