Rząd wypowiada wojnę bobrom. Ekolodzy mówią, dlaczego to nie ma sensu
Miłość do zwierząt albo bezpieczeństwo ludzi – dla Donalda Tuska wybór jest prosty. Odpowiedź na zniszczenia wałów dokonywane przez zwierzęta ma być ostra. Tyle że już to przerabialiśmy, a ekolodzy przestrzegają przed popełnieniem kolejnego okrutnego błędu.
Trzeba szybkich zmian, jeśli chodzi o obecność bobrów na wałach (…) Czasami trzeba wybierać między miłością do zwierząt a bezpieczeństwem miast, wsi i stabilnością wałów — mówił Donald Tusk, cytowany przez wrocławską "Gazetę Wyborczą".
Premier przyzwolił na działania w granicach prawa i zapewnił, że będzie bronił „tych decyzji”. Dodał, że wały są „absolutnym priorytetem”.
Na terenie gminy Głogów było kilka miejsc, gdzie wały zostały uszkodzone przez bobry i borsuki.
Czy bobry niszczą wały?
Tak, ale można temu w prosty sposób zapobiec – i nie trzeba sięgać po przemoc. Jak skomentował w mediach społecznościowych Andrzej Czech – którego książka o bobrach ma ukazać się w najbliższym czasie – należy po prostu zabezpieczać wały przed bobrami.
Jest to banalnie proste i tanie, choć nie tak medialne. Wkopuje się siatkę i tyle. Koparka, siatka i kilometry lecą.
Zamiast tego wybieramy drogę, która skończy się poważną ingerencją w przyrodę. Wyda się olbrzymie pieniądze, by zniszczyć środowiska tworzone przez bobry i zmniejszy się naturalną retencję.
Co więcej – jak dodawało Stowarzyszenie Nasz Bóbr wały przeciwpowodziowe, które są prawidłowo zbudowane i oddalone od rzek, nie są rozkopywane przez bobry.
Bobry pomagają w walce z powodzią
Dziś bobry to przeciwnik rządu, ale trzeba pamiętać, że ich rola jest niezwykle ważna.
- Wykorzystaliśmy walory naturalne i to, że nasza rzeczka nie jest uregulowana, płynie po prostu korytem wyżłobionym w ziemi. Byliśmy przygotowani, że wyleje bezpiecznie na terenach leśnych. Analizowaliśmy też dopływy Lublinicy, lokalne strumyki, a nawet rowy melioracyjne. Na jednym ze strumyków bobry zbudowały misterną tamę, powstała naturalna zapora, dzięki której ten strumyk mógłby sobie spokojnie wylać – opowiadała w rozmowie z oko.press Joanna Wons-Kleta, wójtka z Pawonkowa.
Jak zwracało uwagę WWF działalność retencyjna bobrów jest porównywalna z działaniami prowadzonymi w ramach krajowych programów retencji. Tyle że zwierzęta robią to wszystko za darmo, na czym my korzystamy.
W całym kraju w rozlewiskach bobrowych gromadzone jest co najmniej kilkanaście milionów m3 wody, co ma duże znaczenie dla gospodarki wodnej wielu dorzeczy. Działalność bobrów podwyższa i stabilizuje poziom wód gruntowych, zwiększając retencję, dzięki czemu bobry możemy śmiało nazwać naszymi sprzymierzeńcami w walce z suszą. (…) Podniesienie się poziomu wód gruntowych hamuje erozję gleb, a tamy bobrowe zmniejszają szczyt fali powodziowej. Na dnie utworzonych przez bobry zbiorników osadzają się pożyteczne cząsteczki mineralne i organiczne, a pojawienie się wielu mikroorganizmów sprzyja oczyszczaniu się wody.
W swojej wypowiedzi Donald Tusk nawiązał do wydarzeń z 2010 r., kiedy również zdecydowano się pójść na wojnę z bobrami. Wówczas, jak zauważała organizacja WWF, obarczanie bobrów winą za powódź w Polsce było „próbą ukrycia prawdy o fatalnych zaniedbaniach w ciągu ostatnich 13 lat w zakresie ochrony przeciwpowodziowej”. Lata mijają, a sytuacja się powtarza: znowu bobry winne.
W swoim tekście z 2010 r. Adam Wajrak podkreślał, że odstrzał bobrów nic nie da z prostego powodu – bardzo szybko pojawią się nowe.
Członkowie rozbitej w wyniku polowania rodziny ruszą zajmować nowe tereny, co tylko przyśpieszy kolonizację bobrów w miejscach, w których nie chcemy ich mieć. Mało tego zwierzęta prześladowane zwykle mają więcej młodych i populacja może rosnąć, zamiast maleć.
- pisał Wajrak.
Działania wymierzone przeciwko bobrom są jednak sprytną zagrywką – można w prosty sposób pokazać, że coś się robi
Patrząc na przejmujące i symboliczne zdjęcia z powodzi zastanawiałem się, czy kolejna walka z żywiołem czegoś nas nauczy. Czy sięgniemy po dotychczas stosowane rozwiązania, próbując okiełznać przyrodę, czy może raczej zaczniemy z nią współpracować. Niestety odpowiedź na to pytanie przyszła bardzo szybko.
Mogę tylko z przykrością powtórzyć za Danielem Petrykiewiczem – to niezwykle smutne, że zawsze przyroda jest winna, a nie człowiek.